3/31/2014 01:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Joe Hill i Stephen King "W wysokiej trawie"

Opowiadanie jest dostępne w formie e-booka lub audiobooka.

Kiedy dwóch bardzo dobrych pisarzy łączy swoje siły, możemy oczekiwać, że powstanie coś naprawdę godnego uwagi. Wprawdzie Hillowi jeszcze daleko do swojego sławnego ojca, ale czytałam niektóre jego prace i wiem, że stać go na wiele. Czy tym razem obaj autorzy wspięli się na wyżyny swoich możliwości?

Fabuła opowiadania jest dosyć prosta. Główni bohaterowie (bohaterzy?) to rodzeństwo, Cal i Becky. Podróżują razem przez Stany - dziewczyna jest w ciąży, a brat chce ją zabrać z miejsca gdzie do tej pory studiowała i odwieźć do rodziny. Po drodze młodzi ludzie zatrzymują się w dziwnym, jakby opuszczonym miasteczku, z górującym nad nim kościołem pod wezwaniem Czarnego Kamienia Odkupiciela. Z rosnącej w pobliżu wysokiej trawy dobiega dziecinny głos, wzywający pomocy. Rodzeństwo, chcąc pomóc zagubionej w tym gąszczu osobie, nieopatrznie wkracza w niebezpieczny rejon. A tam, jak łatwo się domyślić, nie czeka na nich nic przyjemnego...


Ktoś napisał w opinii na Lubimy Czytać, że ma wrażenie, jakby początek opowiadania napisał King, a jego drugą część Joe Hill. Zapewne podział pracy wyglądał nieco inaczej, ale nie mogę się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Tekst zaczyna się w sposób bardzo typowy dla Kinga (starszego). Mamy krótkie przedstawienie sytuacji, dwójkę ludzi w podróży, małe miasteczko i niepokojące wydarzenia. Mamy również liczne nawiązania do popkultury (np. do "The Walking Dead", serialu który King ogląda, sądząc z jego wpisów na twitterze) i tak charakterystyczny dla pisarza sposób wplatania w tekst myśli bohaterów. To ostatnie widoczne jest zresztą w całym opowiadaniu. Wszystko zapowiada się bardzo dobrze. I chociaż mamy do czynienia z często wykorzystywanymi przez Stephena Kinga schematami, nie możemy się nudzić.

Nie da się jednak ukryć, że później napięcie opada. Niby wszystko jest w porządku - dostajemy przerażające (choć dosyć oczywiste) wyjaśnienie zagadki wysokiej trawy, kilka zwrotów akcji i parę makabrycznych opisów. Całości jednak czegoś brakuje. To nie są King i Hill w najlepszym wydaniu. Potrafią lepiej wykorzystać znane motywy i bardziej przestraszyć czytelnika. Tutaj niektórych zachwycą, inni jednak będą znudzeni. Zakończenie jest przewidywalne, napięcie znika gdzieś w połowie, a czytelnikowi przychodzą do głowy tytuły innych opowiadań Kinga, w których pojawiały się podobne wątki.

Mimo wszystkich wyliczonych przeze mnie wad - nie jest źle. To naprawdę dobry tekst. Po prostu od tych autorów można było oczekiwać czegoś więcej.

Moja ocena: 4/6
_________________
Źródło zdjęcia: unsplash.com

12 komentarzy:

  1. Bohaterowie jest poprawnie :) Natomiast co do opowiadania to nie trzeba mnie namawiać, bo Kinga bardzo lubię i mam zamiar przeczytać wszystko, co napisał, łącznie z wszelkimi duetami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie jestem w pełni przekonana do tekstów podwójnego autorstwa. Wolałabym wiedzieć dokładnie czyje słowa są czyje, bo pomysły ok, ale forma też jest bardzo ważna i wolę mieć jasność kogo chwalić lub krytykować. Z drugiej strony nazwisko też zobowiązuje i jeśli opowiadanie wypadło nieźle, można było uznać, że to zasługa Kinga. A jak gorzej, zwalić winę na Hilla? Nie wiem, wolałabym podejść do tekstu jako do tekstu, niezależnie kto go pisał, ale chyba czasem nie potrafię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie tak sama, podwójne autorstwo uznaję tylko wtedy gdy praca zespołowa jest wskazana, czy potrzebna, np. przy okazji pisania reportażu etc. Chyba tylko wśród kryminałów jest to popularne by w ogóle brać się do czegoś w parze, jeszcze nigdy nie byłam zadowolona taką lekturą.

      Usuń
    2. Też nie przepadam za tekstami autorstwa więcej niż jednej osoby. Tutaj zrobiłam wyjątek ze względu na Kinga i jego syna - obu bardzo lubię i byłam ciekawa, co wyszło z tej współpracy. Niestety, całość nie bardzo mi się spodobała. I chociaż teoretycznie można pobawić się w odgadywanie, kto napisał którą część i kto popsuł całość tekstu (tak, jak to sama zrobiłam) nie mogę powiedzieć jednoznacznie, że niezbyt dobry efekt jest winą Hilla, a lepsze partie zasługą Kinga (na przykład). Obaj potrafią pisać bardzo dobrze. I obu zdarza się zepsuć naprawdę ciekawy pomysł. W każdym razie - wszystko zostaje w rodzinie. Przynajmniej w tym przypadku;)

      Usuń
  3. Dawno nie czytałam Kinga, bo jakoś za nim nie przepadam i nudzą mnie jego dłużyzny. Może opowiadanie bardziej by mi podeszło? Szczególnie, ze Hill'a lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałaś "Rogi"? Niedawno zakupiłam i jestem bardzo ciekawa tej lektury;)

      Usuń
  4. Brzmi ciekawie ;P. Muszę dorwać tę książkę. Zaintrygowałaś mnie wstępem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam zamiar zabrać się za jakąś książkę autorstwa tego pana, ale na razie jeszcze nie wiem, jak to będzie. :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O tym zacnym duecie jeszcze nie słyszałam. Sama jestem ciekawa, jak im ta literacka współpraca wyszła. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie jest chyba to, o co mi chodzi, kiedy sięgam po podobną literaturę. Przewidywalność, nawet jeśli pod koniec tekstu, skutecznie mnie odstrasza.

    Obawiam się nieco książek podwójnego autorstwa. Tak naprawdę nie wiadomo, czego się po nich spodziewać...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)

Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger