9/29/2014 01:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: William Austin "Peter Rugg, zaginiony"

Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Upiorny narzeczony i inne opowieści z dreszczykiem" (Iskry, 1967).


Jedno nieopatrznie wypowiedziane zdanie może ściągnąć na Ciebie klątwę.
Peter Rugg był zwykłym mieszkańcem Bostonu. Może tylko trochę zbyt nerwowym. Pewnego dnia wybrał się wraz z córką na przejażdżkę. Kiedy pod wieczór chciał wracać do domu, rozpętała się burza. Zatrzymywany przez znajomego, z którym spotkał się po drodze, Rugg wykrzyknął: "Choćby burza ta miała trwać wiecznie, dojadę dziś wieczór do domu, albo mogę go więcej nie oglądać!". Naprawdę, powiedział to w złą godzinę...
"Spotykałem go bardzo często i tyle już razy pytał mnie o drogę do Bostonu, nawet wtedy, gdy podróżował w kierunku wręcz przeciwnym, że ostatnio nie chcę mu już wcale odpowiadać"
William Austin, amerykański prawnik i pisarz, żył w latach 1778-1841. Najbardziej znany jest ze stworzenia cyklu opowieści o Peterze Ruggu. To Austin wymyślił postać upartego mężczyzny, który zagubił się w czasie burzy i od tej pory krąży po świecie, szukając drogi do domu. Historia, napisana w formie listu, wprowadziła w błąd czytelników "The New England Magazine", na którego łamach została opublikowana po raz pierwszy. Myśleli oni, że Rugg istniał naprawdę i żądali dalszych informacji o jego losach. Dlatego powstały dwa kolejne teksty. 
Czasem historię Petera Rugga uznaje się za lokalną legendę i zapomina o jej prawdziwym autorze. Dlatego jeszcze raz podkreślam: wszystko wymyślił Austin. 


Warto przeczytać tę opowieść choćby ze względu na wpływ, jaki miała ona na współczesnych. Nie tylko na wspomnianych już czytelników "The New England Magazine", ale też na Nathaniela Hawthorne'a, który poznał ją jeszcze jako student. 
Sam tekst nie jest przerażający, ale z pewnością ma w sobie coś upiornego - tak, jak każda historia wiecznego wędrowca, skazanego na tułaczkę za jakiś niecny postępek. "Peter Rugg, zaginiony" to wprawdzie mniej wstrząsająca opowieść niż na przykład ta o Latającym Holendrze, jednak i w tym przypadku czytelnikowi nie jest do śmiechu. Jak długo jeszcze mężczyzna i jego córka będą błąkać się po świecie, nie mogąc trafić do domu? Ilu ludzi spotkają na swojej drodze? Czy kiedykolwiek odzyskają spokój? 

Przeczytajcie. I uważajcie, co mówicie, bo... to może się spełnić.

Moja ocena: 4/6


TynipicTynipicTynipic
_________________
Źródło zdjęcia: unsplash.com

5 komentarzy:

  1. Rzeczywiście historia pewnie jakoś szczególnie nie straszy, ale ciekawa jest z pewnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak jak z upiornym stwierdzeniem uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić. Jakby nic gorszego nie mogło się człowiekowi przydarzyć niż spełnienie jego pragnień...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trąca to trochę zabobonem, ale z drugiej strony, kto wie, może rzeczywiście czasami chlapiemy coś w złą godzinę i ściągamy na siebie nieprzyjemności...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieee, dziś jakoś nie za bardzo jestem przekonany. Ale nie chcę tak w niepewności czekać cały tydzień. Podrzuć mi w komentarzu jakieś inne, fajne opowiadanko na dzisiaj :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadania w ogóle mnie nie przekonują;< w ogóle! Przeczytałam ledwo kilka naprawdę fajnych. A to jakoś straszne mi się nie wydaje :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)

Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger