12/31/2018 09:46:00 AM

Wyzwanie czytelnicze - styczeń

Wyzwanie czytelnicze - styczeń

Dzień dobry!;) Dziękuję wszystkim, którzy zgłosili chęć dołączenia do mojego skromnego (i nieco dziwnego) wyzwania czytelniczego. A oto kilka zasad:
  • czytamy książki, które pasują do opisów umieszczonych na grafice
  • linki do opinii o książkach przeczytanych w danym miesiącu (wraz z informacją, do którego punktu się odnoszą) lub same informacje o przeczytanym tytule można zamieszczać pod konkretnym postem na moim blogu. Lektury styczniowe proszę zgłaszać tutaj;) 
  • na początku każdego miesiąca postaram się zamieścić post z podsumowaniem wyników, który jednocześnie może być podpowiedzią dla osób poszukujących tytułów do danej kategorii
  • do wyzwania można dołączyć w dowolnym momencie
  • nie ma problemu z rozpowszechnianiem grafiki, proszę tylko o nie usuwanie z niej adresu bloga;)
  • jeśli będziecie zamieszczać na swoich blogach recenzje książek przeczytanych w ramach wyzwania, będzie mi miło jeśli zamieścicie do niego link. Ale nie jest to konieczne;)
  • dla najbardziej aktywnych uczestników przewiduję drobne upominki;)

Powodzenia! 
________________
Źródło zdjęcia: https://unsplash.com/photos/YTUZcmmf1eU

12/27/2018 10:25:00 AM

Najlepsze i najgorsze lektury 2018 roku

Najlepsze i najgorsze lektury 2018 roku
Zazwyczaj nie robię podobnych podsumowań. Ale w tym roku robią je chyba wszyscy;) Poza tym to doskonała okazja żeby zastanowić się nad tym, jaki był dla mnie ten czytelniczy 2018 rok i jeszcze raz podyskutować o pewnych lekturach. Zatem, zaczynamy!


Najlepsze: 


1. Swietłana Aleksijewicz "Czarnobylska modlitwa"  Najbardziej wstrząsający reportaż, jaki do tej pory czytałam, i jednocześnie moje pierwsze spotkanie z tą noblistką. Już wiem, że na jednym nie poprzestanę. Na półce już czeka "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety".

2. Dmitry Glukhovsky "Tekst"  Jeden z moich ulubionych pisarzy i jego najnowsza powieść, tym razem zupełnie inna niż cykl "Metro..." czy "Futu.re". Swietnie pokazująca to, jak wiele informacji o nas samych przechowują nasze smartfony i jak niebezpiecznym narzędziem mogą się stać w czyichś rękach. Trzymająca w napięciu, refleksyjna, bardzo dobrze napisana książka.

3. Gillian Flynn "Ostre przedmioty"  Książka, która bardzo zaskoczyła mnie zarówno klimatem stworzonym przez autorkę, jak i samą historią. Opowieść o miasteczku pełnym sekretów, morderstwach i rodzinie, której z całą pewnością nie można zaliczyć do zwyczajnych.



Najgorsze:


1. Laila Shukri "Jestem żoną szejka"  Napisana fatalnym stylem historia, która sama w sobie mogłaby być niezwykle interesująca. Gdyby tylko była lepiej opowiedziana. I pozbawiona fragmentów jakby żywcem przepisanych z Wikipedii. I bardziej wiarygodna. 

2. Agata Przybyłek "Takie rzeczy tylko z mężem"  Historia o tym, jak Zuzanna postanowiła naprawić swoje małżeństwo. Miało być śmiesznie, a było bardziej smutno (jeśli weźmiemy pod uwagę wątek małżeński). Dodatkowo w powieści irytowało mnie mnóstwo rzeczy, a fatalna korekta tylko to uczucie pogłębiała. Od tej pory powieściom obyczajowym mówię zdecydowane: raczej nie;)

3. To miejsce przyznaję ex aequo powieści "365 dni" Blanki Lipskiej oraz całemu cyklowi "Rodzina Donovanów" Sierry Cartwright ("Więzy", "Piętno", "Boss"). Ta pierwsza była tak zła, że nawet nie pisałam o niej na blogu. Cykl za to nie był tak okropny, jednak niesamowicie powtarzalny i bardzo płytki. Wydaje mi się zresztą, że za jakiś czas pojawi się o nim osobny wpis. 



W tym roku nie czytałam tak dużo, jakbym chciała, ale i tak miałam z czego wybierać najlepsze i najgorsze książki. I o ile te najmniej udane wskazałam z łatwością, o tyle nad tymi, które wywarły na mnie największe wrażenie, musiałam się już zastanowić. 
A Wy, macie swoje subiektywne zestawienia podsumowujące 2018 rok? A może czytaliście któreś z powyższych tytułów i nie zgadzacie się ze mną? Zapraszam do dyskusji;)

Przypominam też o moim wyzwaniu czytelniczym, do którego można w każdej chwili dołączyć;) Więcej informacji TUTAJ
___________________
Źródła zdjęć:
1. https://unsplash.com/photos/9pw4TKvT3po
Pozostałe: lubimyczytac.pl

12/16/2018 10:51:00 AM

Wyzwanie czytelnicze 2019

Wyzwanie czytelnicze 2019

Uwaga, to nie jest post, w którym organizuję wielką akcję i zbieram tysiące chętnych (chociaż...;) To post o wyzwaniu czytelniczym, które wymyśliłam sama dla siebie. Natomiast jeśli ktoś będzie chciał się przyłączyć, to zapraszam;)

O co chodzi? Szukając inspiracji do stworzenia i prowadzenia dyskusyjnego klubu książki w mojej bibliotece, natknęłam się na grafiki z różnego rodzaju wyzwaniami książkowymi na nowy rok. Zazwyczaj były tam podane cechy książki, którą należy przeczytać. I tak na przykład ludzie mieli na swojej liście powieści wydane przed 1920 rokiem, powieści autorów mających mniej niż 30 lat czy książki z zieloną okładką. Zainspirowana tym wszystkim, postanowiłam stworzyć własną wersję takiej listy, niektóre pomysły zapożyczając (że tak to ładnie nazwę) z grafik, które udało mi się znaleźć, inne natomiast wymyślając samodzielnie lub modyfikując po swojemu te, na które się gdzieś natknęłam. Tak powstała lista 20 pozycji do przeczytania, która - mam nadzieję - będzie dla mnie dobrą mobilizacją w nowym roku. Ogólnie z wyzwaniami idzie mi słabo (chyba, że dotyczą klasyki horroru), ale wiecie: nowy rok, nowa ja i inne takie historie;) A że w 2018 czytałam (jak na mnie) dosyć mało, może to będzie inspiracja do bardziej regularnego i szybszego sięgania po kolejne lektury. 

Gdyby ktoś chciał się przyłączyć, pomyślę nad bardziej zorganizowaną akcją, comiesięcznymi podsumowaniami i być może drobnymi nagrodami dla uczestników. Dlatego publikuję grafikę już teraz. Jeśli jesteście chętni, dajcie znać do 31 grudnia tutaj, w wiadomości mailowej lub na facebooku, podając przy okazji jakiś kontakt do siebie (najlepiej maila). Jeżeli nie będzie chętnych, wezmę udział w wyzwaniu sama i od czasu do czasu będę pisać o wynikach. Niech to będzie takie moje postanowienie noworoczne - zadbanie o to, żeby znów czytać dużo i z przyjemnością;) 

Grafika prezentuje się tak: 


Stworzyłam ją sama, więc wybaczcie wszelkie błędy i niedociągnięcia. Można ją dowolnie udostępniać, nie usuwając jednak informacji, skąd pochodzi.

Chcecie przyłączyć się do mojego wyzwania? A może już w jakimś uczestniczycie lub - tak jak ja - wymyślicie na zbliżający się Nowy Rok swoje własne wyzwanie czytelnicze?;)
________________
Źródło zdjęcia: Photo by 2Photo Pots on Unsplash

12/12/2018 07:30:00 AM

Swietłana Aleksijewicz "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości"

Swietłana Aleksijewicz "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości"


Autor: Swietłana Aleksijewicz
Tytuł: "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości"
Tytuł oryginału: ЧЕРНОБЫЛЬСКАЯ МОЛИТВА. ХРОНИКА БУДУЩЕГО
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 281

To nie jest opowieść o tym, jak doszło do katastrofy w Czarnobylu. Nie poznacie z tego reportażu co działo się, minuta po minucie, w czasie awarii. Swietłana Aleksijewicz daje za to dojść do głosu tym, których życie Czarnobyl naznaczył na zawsze: likwidatorom (usuwającym skutki awarii), ich rodzinom, ludziom wysiedlonym ze skażonych terenów, dzieciom, które zachorowały wskutek wystawienia na działanie promieniowania. Możecie się dowiedzieć, jak Czarnobyl wyglądał z perspektywy zwykłych ludzi. Jak bardzo nie rozumieją tego, co ich spotkało i w jaki sposób próbują zrozumieć. To książka, którą trzeba sobie dawkować, inaczej ogrom nieszczęścia i mnóstwo pytań pozostających bez odpowiedzi mogą naprawdę przytłoczyć.

Już na samym początku poznajemy wstrząsającą opowieść żony jednego ze strażaków, którzy gasili pożar reaktora w noc awarii. W tej historii straszniejsze od samej walki z żywiołem są skutki promieniowania i to, jak wpływa ono na ludzkie ciało. To niezwykle przejmujący fragment, jeden z najmocniejszych w całej książce. "Czarnobylska modlitwa" kończy się natomiast monologiem innej kobiety, żony jednego z likwidatorów, którego również dopadła straszna choroba. Czarnobyl, poświęcenie, cierpienie, miłość i śmierć. To wszystko przewija się nie tylko w opowieściach tych zrozpaczonych kobiet, ale i wszystkich innych. Także tych, którzy nie byli w centrum wydarzeń, a dla których Czarnobyl i tak stał się synonimem końca świata, jaki znali: ludzi, których domy pogrzebano, a ich samych wysiedlono z dala od rodzinnych wsi. Jednocześnie możemy dowiedzieć się, jakie były reakcje na wieść o awarii, jak nierozważnie postępowano, jak ciężko było wytłumaczyć, czym jest promieniowanie, którego przecież nie widać. To tylko jeden reportaż, a tyle różnych aspektów tego samego zdarzenia...

Autorka oddaje głos nie tylko osobom mieszkającym najbliżej reaktora, w Prypeci. Wysłuchuje też (a może przede wszystkim) wielu Białorusinów. Czy wiedzieliście, jak bardzo ten naród został poszkodowany w wyniku katastrofy? Jak niewielka odległość dzieli Czarnobyl od Białorusi i jaki obszar tego kraju został skażony? Przyznaję, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. "Czarnobylska modlitwa" to także opowieść o pewnym specyficznym gatunku człowieka, o "człowieku radzieckim". Zdolnym do największych poświęceń dla ojczyzny, ślepo wierzącym w to, co mówi władza i bojącym się jej. 

Obecność Swietłany Aleksijewicz w tym reportażu nie jest mocno wyczuwalna. Autorka usuwa się w cień i pozwala mówić ludziom, z którymi się spotykała. Czytelnik ma wrażenie, że staje z nimi twarzą w twarz, że zwracają się oni bezpośrednio do niego. Niełatwo jest udźwignąć ciężar tylu tragicznych historii, tylu ludzkich losów. 
"Czarnobylska modlitwa" to reportaż, który można (a nawet trzeba!) przeczytać, nawet jeśli niewiele wie się o samej katastrofie. Informacje techniczne łatwo można uzupełnić. Spotkania z ludźmi naznaczonymi Czarnobylem będą za to bezcenną lekcją. Jeszcze nigdy żaden reportaż nie poruszył mnie tak mocno.

Moja ocena: 6/6

12/10/2018 10:01:00 AM

Ponure Poniedziałki: Micah Dean Hicks "Ghost Jeep"

Ponure Poniedziałki: Micah Dean Hicks "Ghost Jeep"
Opowiadanie można przeczytać online TUTAJ
We have a '90s model Jeep Cherokee, green and dirty and banged up so bad only the driver's side doors open […] We have been sixteen and riding around the same small town since the night we died twenty years ago
Może powinnam wybrać opowiadanie o Swiętach, Mikołaju albo choćby o śniegu. Ale zaintrygował mnie tytuł tego tekstu, a kilka pierwszych zdań pozwoliło mi wciągnąć się w tę historię. To opowieść o trójce nastolatków, która dwadzieścia lat temu zginęła w wypadku samochodowym. Od tego czasu co noc przemierzają te same ulice małego miasteczka, wciąż wracają do znanych sobie miejsc, nawet jeśli te już dawno nie istnieją. Mieszkańcy wiedzą o nich i czasami mogą ich zobaczyć. Ale teraz pierwszy raz zdarzyło się, że ktoś zapragnął wsiąść do ich samochodu i wyruszyć z nimi w podróż...


To niezbyt straszne opowiadanie. Za to niezwykle smutne i nostalgiczne. Główni bohaterowie chcieliby się wyrwać ze stanu, w jakim się znajdują. A dziewczyna, która desperacko chce do nich dołączyć, chce uciec od swojego obecnego życia. To wszystko nie jest jednak takie proste. Razem z nastolatkami włóczymy się po miasteczku, którego mieszkańcy - choć żywi - might as well be ghosts, too. Poznajemy miejsca, które już dawno obróciły się w ruinę, a które w oczach bohaterów wyglądają tak, jak za ich życia. Wreszcie wysłuchujemy opowieści o wypadku i wtedy już wiemy, dlaczego ta trójka nie może zaznać spokoju. Podobnie jak ludzie żyjący w miasteczku...
We are angry. But mostly, we're hurt
Jeśli lubicie podobne klimaty (samochody-widmo, duchy, małe miasteczka...) to polecam lekturę tego opowiadania. Nie przestraszy Was, ale może zainteresować. Może niekoniecznie nadaje się na grudniową lekturę (jeśli ktoś chce wprawić się w świąteczny nastrój, nawet czytając horrory), ale z pewnością jest godne uwagi. 

Moja ocena: 4,5/6  
_________________________
Zródło zdjęcia: Photo by Holly Mandarich on Unsplash

12/05/2018 07:00:00 AM

Val McDermid "Miejsce egzekucji"

Val McDermid "Miejsce egzekucji"
Autor: Val McDermid
Tytuł: "Miejsce egzekucji"
Tytuł oryginału: "A Place of Execution"
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 582
To, co miało miejsce w małej wiosce w Derbyshire pewnej grudniowej nocy, przyniosło następstwa, których nikt nie mógł przewidzieć. Tak dzieje się często w sprawach zawierających element tajemnicy. Nikt nie wie, co się naprawdę wydarzyło, a życie wszystkich zostaje sprawdzone mikroskopem. Nagle różne rodzaje sekretów wychodzą na jaw. I często nie jest to przyjemny widok. 
Grudzień 1963 roku, mała wioska Scardale gdzieś w Derbyshire, w Anglii. Trzynastoletnia Alison Carter wychodzi na spacer z psem i przepada bez śladu. Zrozpaczona matka zgłasza zaginięcie na policję. Do sprawy zostaje oddelegowany młody funkcjonariusz, inspektor George Bennet. Jadąc na miejsce zdarzenia nie przypuszcza jeszcze, że zaginięcie Alison będzie miało na niego taki wpływ, że będzie to najważniejsze śledztwo w jego karierze. Ponad 30 lat później do sprawy wraca dziennikarka, Catherine Heathcote, która chce napisać o niej reportaż. Nie wie, że wracając do dawnych wydarzeń wyciągnie na światło dzienne fakty, które powinny na zawsze pozostać w ukryciu.

"Miejsce egzekucji" to świetnie napisany kryminał. Spodobało mi się już samo miejsce akcji, czyli niewielka i trudno dostępna osada Scardale. Prawie wszyscy jej mieszkańcy są ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Trzymają się razem i są niezwykle nieufni wobec ludzi "z zewnątrz". Niełatwo prowadzić śledztwo w takich warunkach. Inspektor Bennet jednak bardzo angażuje się w tą sprawę i naprawdę chce zrobić wszystko, żeby odnaleźć Alison. Jednak aby dowiedzieć się, co stało się z dziewczyną, on i inni policjanci będą musieli przeprowadzić żmudne poszukiwania śladów w całej okolicy oraz porozmawiać z mieszkańcami Scardale. Ci ostatni, choć również zależy im na znalezieniu dziewczyny, nie ułatwiają dochodzenia. Pewne fakty ujawniają stopniowo, o innych w ogóle nie chcą mówić. Człowiekiem, który mógłby pomóc, jest Philip Hawkin, ojczym zaginionej, który nie pochodzi ze Scardale i nie przesiąkł jeszcze tamtejszymi zwyczajami. On jednak, jako jedyny, wydaje się zbytnio nie przejmować losem Alison. To wszystko w połączeniu ze znalezionymi w lesie śladami krwi i pogarszającą się pogodą (grudniowe mrozy) daje coraz mniejszą nadzieję na odnalezienie dziewczyny żywej. Bennet jednak się nie poddaje i jest zdeterminowany, żeby dowiedzieć się, co się stało i chociaż w ten sposób pomóc zdruzgotanej matce Alison. 


Niektórych może znudzić skrupulatne opisywanie przebiegu śledztwa, wszystkich czynności podejmowanych przez policjantów oraz rozmów z podejrzanymi. Jednak dla mnie (i dla wielu innych czytelników) było to fascynujące. Może ze względu na wszystkie okoliczności zdarzenia oraz miejsce akcji, a na pewno dzięki umiejętnościom pisarskim autorki, która naprawdę nie nudzi czytelnika. Razem z Bennetem podążałam wszystkimi tropami, przemierzałam okolice Scardale i próbowałam wyciągnąć z małomównych mieszkańców wioski jakiekolwiek informacje. Gdy sprawa została zamknięta, można było - choćby częściowo - odetchnąć z ulgą. Do czasu, kiedy po kilkudziesięciu latach Catherine Heathcote zaczęła pisać reportaż na ten temat...

Ciężko napisać więcej, żeby nie zdradzić istotnych szczegółów fabuły. Natomiast musicie uwierzyć mi na słowo: zamknięcie sprawy to nie koniec całej historii. Na uwagę zasługuje konstrukcja powieści. Sprawę Alison poznajemy jakby z tekstu reportażu Cahterine, żeby zaraz po jego lekturze przenieść się do czasów bardziej współczesnych i już w toku "normalnej" narracji przeczytać o okolicznościach jego powstania i odkryciach dziennikarki. 

Drobne zastrzeżenia mogę mieć jedynie do samego zakończenia - bo chociaż było ono zaskakujące i szokujące, to jednak... pewne podejrzenia pojawiały się już wcześniej w czasie lektury i bardziej wnikliwy czytelnik mógł się chociaż częściowo domyślić, co mogło się stać. Nie zmienia to jednak faktu, że "Miejsce egzekucji" to godny polecenia kryminał. Akcja nie pędzi tu na łeb, na szyję i nie każdemu przypadnie go gustu Anglia lat 60. Mi jednak to powolne tempo bardzo odpowiadało, a klimat całej książki dodatkowo czynił lekturę przyjemniejszą. Jeśli macie kilka wolnych wieczorów i lubicie kryminały, zachęcam do sięgnięcia po powieść Val McDermid.

Moja ocena: 5/6
_________________
Źródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Sam Barber on Unsplash

12/03/2018 07:00:00 AM

Ponure Poniedziałki: Kate Pullinger "Breathe"

Ponure Poniedziałki: Kate Pullinger "Breathe"
Tekst możecie przeczytać, korzystając ze smartfona. Wystarczy kliknąć TUTAJ

"Breathe" to krótka opowieść o Flo, dziewczynie, która widzi duchy. Opowiada ona o tym czytelnikowi. Jednak chwilami do narracji wkrada się ktoś jeszcze. Ktoś, kto zwraca się już bezpośrednio do nas...

O "Breathe" przeczytałam na portalu Lubimy Czytać, dokładnie TU. Nie jest to typowe opowiadanie, a twórcy artykułu określają tekst mianem książki. Z tym jednak też trudno mi się zgodzić. W każdym razie jest to przykład zjawiska, które zyskało fachową nazwę "literatura ambientowa". Chodzi o pewną personalizację i o to, że akcja książki może zostać przeniesiona do Waszego miejsca zamieszkania. Dosłownie. "Breathe" korzysta z naszej lokalizacji i kamery w telefonie. W tekście pojawia się zdjęcie tego, co aktualnie jest przed nami. W fabułę wplecione są znajome nazwy ulic i miejscowości. Można odnieść wrażenie, że całość naprawdę skierowana jest dokładnie do nas. Dodatkowo w pewnym momencie podczas czytania litery zaczynają znikać z ekranu, obraz ciemnieje lub zaczyna się trząść... To wszystko, w połączeniu z fabułą rodem z horroru, może przerazić czytelnika. 

Ale... czy na pewno przeraża? Wydaje mi się, że 105 stron, z czego większość zawierająca tylko jedno (ewentualnie 2-3) zdanie, to trochę za mało, żeby stworzyć spójną i wciągającą (choćby tylko na chwilę) fabułę. A przynajmniej tutaj niezbyt się to udało. Tak, było to dla mnie niezwykłe doświadczenie i dostrzegam w takiej formie literatury ogromny potencjał. Mimo wszystko sam tekst mnie znudził. I to tyle, jeśli chodzi o jakieś głębsze emocje. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby za to samo wzięli się na przykład Stephen King, Peter Straub czy Dan Simmons, efekt byłby znacznie lepszy. 

A może to tylko ja marudzę, a innym się podobało? Chciałam się tego dowiedzieć z komentarzy pod wspomnianym wcześniej artykułem na LC. Jednak ograniczały się one głównie do narzekania na nowe technologie/bronienia ich i wychwalania książki papierowej. Czy naprawdę większość wypowiadających się osób nawet nie spróbowała przeczytać "Breathe", zanim napisała coś o takiej formie literatury? 

Co Wy myślicie o tej historii i jej formie? 

12/01/2018 10:15:00 AM

11/30/2018 08:56:00 AM

Wolfgang Bauer "Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki"

Wolfgang Bauer "Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki"
Autor: Wolfgang Bauer
Tytuł: "Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki"
Tytuł oryginału: "Die geraubten Madchen: Boko Haram und der Terror im Herzen Afrikas"
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2017 
Liczba stron: 173

Słyszeliście o Boko Haram? Nazwę tej organizacji można różnie tłumaczyć: "książki to grzech", "nowoczesne wychowanie to grzech", "zakazać zachodniej oświaty"... Ma powiązania z Al-Kaidą i Państwem Islamskim, działa głównie na terenie Nigerii, a cały świat usłyszał o niej kiedy w 2014 roku jej bojownicy uprowadzili dużą grupę dziewcząt z internatu w Chibok. Jakie były ich dalsze losy? I co spotkało mnóstwo innych kobiet, również porwanych przez Boko Haram? Autorowi udało się dotrzeć do tych, które uciekły z niewoli i zdecydowały się o tym opowiedzieć. 

Początkowo myślałam, że Wolfgang Bauer skupi się głównie na dziewczętach z Chibok. Ich historia stała się jednak tylko punktem wyjścia do scharakteryzowania organizacji i opisania jej zbrodni. W imieniu porwanych - i tych z internatu i tysięcy innych - wypowiadają się kobiety, które przeżyły to samo. Widziały śmierć swoich najbliższych, zostały zmuszone do przejścia na Islam i uwięzione. Niektórym kazano poślubić swoich prześladowców. Inne szkolono do przeprowadzania samobójczych zamachów. Wszystkie przeszły przez piekło. 

To wstrząsający reportaż. Poruszający tym bardziej, że autor często oddaje głos samym porwanym. Ich opowieści przeplata fragmentami opisującymi powstanie Boko Haram i zbrodniczą działalność organizacji. Dodatkowym atutem książki są piękne i pełne wyrazu zdjęcia kobiet, z którymi Wolfgang Bauer przeprowadzał wywiady. Czy z ich oczu można wyczytać, co takiego je spotkało?

Nie będę się rozpisywać. To ważny reportaż, który uświadamia nas o tym, że w wielu krajach świata właśnie teraz dzieją się przerażające rzeczy. Warto o tym wiedzieć. Bo to pierwszy krok do tego, żeby postarać się znaleźć jakieś rozwiązanie.
_____________
Źródło zdjęcia: własne

11/22/2018 09:52:00 AM

Michelle Richmond "I że cię nie opuszczę"

Michelle Richmond "I że cię nie opuszczę"

Autor: Michelle Richmond
Tytuł: "I że cię nie opuszczę"
Tytuł oryginału: "The Marriage Pact"
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 484

Chcę, żeby nam się udało. Nie boję się poświęcenia. Nie cofnę się przed niczym, co jest dobre dla naszego małżeństwa.
Ludzie wstępujący w związek małżeński wierzą, że od tego momentu ich życie będzie przypominać bajkę. Będą mieć obok siebie ukochaną osobę, razem stawią czoła wszystkim problemom i będą żyć długo i szczęśliwie. Zycie jednak różnie się układa i często weryfikuje te wyobrażenia. Wiele małżeństw się rozpada. Czy tajemniczy Pakt może być na to receptą?

Alice i Jake w prezencie ślubnym otrzymali dziwną drewnianą skrzynkę. Było to zaproszenie do Paktu, niezwykłej organizacji, stojącej na straży nierozerwalności małżeństwa. Para zdecydowała się do niego przystąpić i podpisała umowę. Początkowo założenia Paktu i zasady w nim obowiązujące wydały im się nieco śmieszne, ale niepozbawione sensu: Zawsze odbieraj telefon od małżonka. Regularnie obdarowujcie się prezentami. Kilka razy w roku wyjedźcie gdzieś razem. I chociaż Jake jest zdumiony objętością podręcznika, w którym spisano wszystkie zasady, wydaje się że nie stanie się nic strasznego, jeśli o kilku regułach się zapomni. Do czasu pierwszego wykroczenia...  Para szybko przekonuje się, że Pakt jest niezwykle poważną organizacją, która surowo karze każde wykroczenie. I że Paktu - podobnie jak małżonka - nie opuszcza się aż do śmierci...


Niesamowicie spodobał mi się pomysł na fabułę. Pakt i zasady przez niego stworzone z jednej strony przerażają, a z drugiej fascynują. Uważnie śledziłam próby dostosowania się do nich dwójki głównych bohaterów, a także ewolucję ich poglądów - bo w różnych momentach patrzyli na Pakt inaczej. Przechodzili od zaangażowania aż do śmiertelnego przerażenia. Sama organizacja okazała się być niezwykle intrygująca. Pakt to rodzaj elitarnej sekty, której członkowie wybierani są niezwykle starannie. Obowiązuje ich mnóstwo zasad, wszyscy są ściśle kontrolowani... i chyba nie do końca chcielibyście wiedzieć, co spotyka tych, którzy popełniają wykroczenia. 

Podczas lektury nie sposób powstrzymać się od rozmyślań o instytucji małżeństwa i o tym, co zrobić aby faktycznie było ono nierozerwalne. Ciekawe, czy ludzie naprawdę byliby gotowi wiele poświęcić i poddać się nieustannej kontroli, byle tylko utrzymać przy sobie ukochaną osobę. I na ile to wzajemne przywiązanie wynikałoby z miłości, a na ile ze strachu przed konsekwencjami. Pod tym względem to była fascynująca lektura. Natomiast jeśli chodzi o samą fabułę, bardzo mi się podobała... aż do zakończenia. Nie wydało mi się ono zbyt przekonujące i naprawdę liczyłam na coś innego. 
Nie polubiłam też Alice. Bo o ile Jake praktycznie od razu zyskał moją sympatię, o tyle jego żona wydawała się być skupiona na mnóstwie rzeczy (praca, muzyka), ale nie na mężu. A jej zaangażowanie w ich relację momentami wynikało chyba bardziej z potrzeby przestrzegania reguł Paktu, niż z ogromnej miłości. 

"I że cię nie opuszczę" to wciągający thriller psychologiczny, dla wszystkich miłośników gatunku. Zwłaszcza dla tych, który właśnie przygotowują się do ślubu;) I chociaż mam tej książce nieco do zarzucenia, a pisanie recenzji idzie mi ostatnio wyjątkowo opornie, to i tak zachęcam Was do lektury. Na koniec jeszcze uwaga (bardziej dla mnie) na przyszłość: czytanie jednej powieści przez miesiąc z przerwami (ze względu na brak czasu) naprawdę nie jest dobrym pomysłem. Ciężko się później skupić na fabule i wszystko dokładnie przemyśleć.

Moja ocena: 4,5/6
__________________
Źródła zdjęć: 
1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4844350/i-ze-cie-nie-opuszcze
2. Photo by Gades Photography on Unsplash

11/12/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Stephen King "Opowieści makabryczne"

Ponure Poniedziałki: Stephen King "Opowieści makabryczne"


Dzisiaj będzie trochę nietypowo. Początkowo miałam wybrać jeden komiks z całego zbioru "Opowieści makabryczne" i trochę o nim opowiedzieć, ale ostatecznie zdecydowałam się napisać o całości. Tematyka jak najbardziej pasuje do Ponurych Poniedziałków. A czy same historie stworzone przez Kinga i zilustrowane przez Berniego i Michele Wrightson przerażają? No cóż, niekoniecznie. Ale i tak czytanie ich jest świetną zabawą, nie tylko dla fanów Stephena Kinga. 

Tytułowe makabryczne opowieści, to pięć historii prezentowanych przez Upiora, zwracającego się do czytelników "dzieciaczki". To komiksy pełne potwornych i groteskowych wydarzeń, których bohaterowie nigdy nie kończą dobrze. Ale... w pewnym sensie sami są sobie winni. Upiór opowie nam na przykład, że nie warto otwierać starych skrzyń z tajemniczymi napisami, bo nigdy nie wiadomo co może czaić się w środku. Oraz, że meteoryty mogą być niezwykle niebezpieczne. A także wspomni nieco o tym, że karaluchy bardzo lubią się podkradać...


Podobają mi się opowieści wymyślone przez Stephena Kinga, zwłaszcza czarny humor w nich zawarty. Ilustracje Wrightsonów świetnie do nich pasują, tworząc niepowtarzalny klimat. Jeśli jesteście fanami horrorów z lat 80. lub seriali w rodzaju "Opowieści z krypty", to będzie lektura dla Was. I chociaż Was nie przerazi (chyba, że jesteście dzieciaczkami, czytającymi "Opowieści makabryczne" w nocy pod kołdrą i podskakującymi na każdy głośniejszy odgłos), to zapewni kilka chwil rozrywki w starym, dobrym stylu. 

Warto wiedzieć, że "Opowieści makabryczne" to w oryginale "Creepshow" - dokładnie jak tytuł filmu z 1982 roku, wyreżyserowanego przez George'a Romero. Scenariusz do niego napisał Stephen King. A historie w nim zawarte... tak, możecie poznać również z tego komiksu. Czyż to nie świetny powód, żeby sięgnąć po tę lekturę? A może najpierw obejrzeć film? (Jeżeli chodzi o kolejność chronologiczną: najpierw powstał film, a krótko po jego premierze wydano komiks) Wybór pozostawiam Wam. Niech dodatkową zachętą będzie fakt, że King sam wystąpił w tym filmie, wcielając się w rolę Jordy'ego Verrilla. W produkcji można zobaczyć również Joe Hilla, czyli jednego z synów Stephena. 


I jak, dzieciaczki? Zachęciłam Was do lektury albo do seansu?;)
________________
Źródła zdjęć: 
1. https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=28904053
2. https://www.imdb.com/title/tt0083767/mediaindex?ref_=tt_pv_mi_sm

11/07/2018 02:18:00 PM

Tetsuya Honda "Przeczucie"

Tetsuya Honda "Przeczucie"

Autor: Tetsuya Honda
Tytuł: "Przeczucie"
Tytuł oryginału: ストロベリーナイト ("The Silent Dead")
Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 352

Czy wciąż się boisz... upalnych letnich nocy?
W Tokio zostają znalezione ludzkie zwłoki. Okaleczone, owinięte niebieską folią, wciśnięte w żywopłot. Czyżby sprawca porzucił ciało nie dokończywszy dzieła? A może to było celowe działanie i chodziło o to, żeby ktoś szybko odnalazł makabryczny "pakunek"? Do sprawy zostaje przydzielona między innymi komisarz Reiko Himekawa ze swoim zespołem. Reiko to bystra i utalentowana młoda kobieta, która bardzo szybko wspina się po szczeblach kariery. Ma niesamowity zmysł, umożliwiający jej błyskawiczne łączenie faktów oraz wyciąganie wniosków nawet z pozornie ze sobą nie związanych wydarzeń. I chociaż w pracy idzie jej świetnie (nawet pomimo tego, że musi zmagać się z przytykami odnośnie swojego wieku i płci), to w życiu osobistym nie jest już tak różowo. Reiko, jak na bohaterkę kryminału przystało, zmaga się z tragicznymi wydarzeniami ze swojej przeszłości. Ta pozornie silna kobieta do tej pory nie może zapomnieć pewnej dusznej, letniej nocy sprzed lat. Co się wtedy wydarzyło? Jak przebiegnie obecne śledztwo? I czy sprawca ograniczy się tylko do jednej ofiary?

To było moje pierwsze spotkanie z japońskim kryminałem. Nie mam zupełnie porównania i ciężko mi stwierdzić, na ile "Przeczucie" jest rzeczywiście japońskie, a na ile autor uczynił je bardziej strawnym dla zachodniego czytelnika. Zdziwieniem dla nas może być na przykład fakt, że hierarchia w tamtejszej policji jest tak istotna. Oraz że policjanci dojeżdżają na miejsce przestępstwa metrem;) Ale w swojej istocie "Przeczucie" opowiada o tym samym, co wiele czytanych już przeze mnie kryminałów - o sprawie makabrycznego zabójstwa oraz o żmudnym śledztwie, mającym na celu wytropienie sprawcy. 


Niektórych powieść Hondy znudziła. Trochę się im nie dziwię. Opisy mozolnej, policyjnej roboty, przesłuchań kolejnych świadków czy zapoznawanie czytelnika z zasadami funkcjonowania japońskiej policji nie wszystkim się spodobają. Ale w drugiej części książki akcja zdecydowanie przyśpiesza. I prowadzi do finału, który... z jednej strony był dosyć przewidywalny, a z drugiej bardzo mi się podobał dzięki pewnemu rozwiązaniu zastosowanemu przez autora. Chciałabym jednak uniknąć tutaj zdradzania zakończenia. 

Najważniejsza tutaj jest postać Reiko. To dobra policjantka, która dzięki tytułowym przeczuciom jest w stanie osiągnąć bardzo dobre wyniki w śledztwie i szybko złapać przestępców. To jej dar i to dzięki niemu (a także swojej ciężkiej pracy) zaszła tak daleko. Ale pewnie nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby nie upalna letnia noc sprzed lat, o której prawdę poznajemy w trakcie lektury. Zastanawiam się, jak zmienia się postać Reiko na przestrzeni całego cyklu książek (bo "Przeczucie" to pierwsza powieść z tą bohaterką). 

Pomysł Strawberry Night, o którym więcej przeczytacie już w samej książce, był wyjątkowo makabryczny. Zestawienie go z powierzchownością Japończyków - przestrzegających zasad, szanujących innych, bardzo ułożonych - stanowi szczególny kontrast i tylko zwiększa brutalność niektórych scen. To jedna z mocniejszych stron całej powieści. 

Podsumowując: akcja nie zawsze pędzi w zawrotnym tempie, a bardziej doświadczeni czytelnicy mogą w trakcie lektury nabrać pewnych podejrzeń co do śledztwa, ale... i tak polecam ten kryminał miłośnikom gatunku. Dobrze czasem sięgnąć po coś innego, niż literatura europejska czy amerykańska, do których jesteśmy już tak przyzwyczajeni. Myślę, że czytanie o śledztwie toczącym się w Kraju Kwitnącej Wiśni będzie niezwykle interesującym doświadczeniem. 

Moja ocena: 4,5/6
______________________
Źródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Thomas Ribaud on Unsplash

11/05/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Agatha Christie "Domek pod Słowikami" ("Philomel Cottage")

Ponure Poniedziałki: Agatha Christie "Domek pod Słowikami" ("Philomel Cottage")
Opowiadanie w oryginale można przeczytać online TUTAJ
Polskie tłumaczenie znajdziecie w zbiorze "Tajemnica lorda Listerdale'a"

Alix i George to młode, niezwykle szczęśliwe małżeństwo. Chociaż zaręczyli się zaledwie po tygodniu znajomości i bardzo szybko wzięli ślub, wydaje się że dobrze się znają. Kupili uroczy domek na wsi, tytułowy Philomel Cottage. George pracuje, a Alix zajmuje się domem. Idylla, prawda? Jednak po miesiącu pięknego, małżeńskiego życia, Alix przypadkowo dowiaduje się kilku rzeczy o swoim mężu, które zaczynają ją niepokoić. Może wcale nie zna go tak dobrze, jak się jej wydawało?
The man's a perfect stranger to you! You know nothing about him!
Oczywiście to opowiadanie nie jest typowym horrorem. Znalazłam je jednak w zestawieniu "17 Short Stories That Will Scare The Pants Off You In No Time" (swoją drogą, świetna nazwa;) i pomyślałam, że warto po nie sięgnąć. Tym bardziej, że Agatha Christie szybko przechodzi od opisu szczęśliwego małżeńskiego życia do bardzo niepokojących kwestii. Pierwsza to wzmianka o tym, że małżonkowie nie znają się zbyt długo. I pozornie nic w tym złego, w końcu na pewno przemyśleli swoją decyzję, a także rozmawiali z drugą połową o swoim dotychczasowym życiu. Nie ulega jednak wątpliwości, że szybki ślub i przeprowadzka do domu położnego na uboczu jakiejś wioski może wywoływać mieszane uczucia. Kolejną dziwną sprawą jest rozmowa Alix z ogrodnikiem. Starszy mężczyzna mówi rzeczy, o których kobieta pierwszy raz słyszy i które nie pokrywają się z tym, o czym informował ją mąż. Może to tylko efekt przekręcenia przez ogrodnika pewnych informacji, a może George chce ukryć coś przed żoną. Kiedy dodatkowo Alix znajduje jego kalendarz z odręcznymi zapiskami... 

Wbrew pozorom kawa ma w tym tekście duże znaczenie

Dosyć szybko nabieramy podejrzeń odnośnie George'a. Agatha Christie nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zdecydowała się na zaskakujące zakończenie. I chyba właśnie ono, oraz nastrój całego opowiadania, spodobały mi się najbardziej. Pozornie wiemy wszystko. A tak naprawdę do ostatniej chwili jesteśmy podejrzliwi i nie do końca przeczuwamy, co się wydarzy. 

Czy to historia o mężu, który zastawił na swoją żonę pułapkę? A może wręcz przeciwnie? Nie bez powodu Christie wspomina w tekście o komnacie Sinobrodego. Powinna jednak wymienić jeszcze Szeherezadę... 

Moja ocena: 4,5/6
_______________
Źródło zdjęcia: Photo by Isaac Benhesed on Unsplash

10/30/2018 10:02:00 AM

Laila Shukri "Jestem żoną szejka"

Laila Shukri "Jestem żoną szejka"


Autor: Laila Shukri
Tytuł: "Jestem żoną szejka"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 389
Myślę, że kiedy ci nieprzeciętni mężczyźni poznają tę wyjątkową dla nich kobietę, która ich zafascynuje nie tylko swoją urodą, ale również wnętrzem, potrafią stworzyć, nawet jeżeli to trwa tylko ograniczony czas, zupełnie unikalną relację przepełnioną miłością, zrozumieniem, humorem i ciepłem. Przy tym, korzystając ze swoich ogromnych fortun, uszczęśliwiają wybranki pięknymi przedmiotami, wygodnym trybem życia i wszechobecnym przepychem.
Nieprzeciętni mężczyźni to arabscy szejkowie. Ich nieprzeciętność polega chyba jedynie na posiadaniu bajecznej fortuny i egzotycznej (dla nas, oczywiście) urody. Zoną jednego z takich szejków jest autorka książki, Laila Shukri. A przynajmniej kobieta tak twierdzi. Opisuje ona, jak doszło do tego że poślubiła Salima, jak radzi sobie w nowej dla niej roli (przedtem była zwykłą dziewczyną z Polski pracującą w jednej z firm w Dubaju) i jakie problemy napotyka w swoim życiu. A także jak bardzo rozkoszuje się luksusami, do których ma dostęp na co dzień.

Nie będzie dużym spoilerem, jeżeli napiszę, że małżeństwo Laili i Salima nie jest usłane różami. Wprawdzie mężczyzna rozpieszcza swoją żonę, ofiarowując jej coraz to nowe przepiękne komplety biżuterii, drogie ubrania i akcesoria, zabierając ją w dalekie podróże. Ale kobieta jest zdziwiona, że po ślubie musi nosić abaję, nikab i hidżab. Ze jej mąż pragnąłby, żeby przeszła na islam. I że jest o nią chorobliwie zazdrosny i traktuje ją jak swoją własność. Z drugiej strony jest zachwycona przepychem, który ją otacza, zresztą bardzo szybko odnajduje się w roli madame, pani domu, której głównym zajęciem jest wydawanie służbie rozkazów i rozkoszowanie się bogactem. Takie zachowania męża, jak opuszczanie jej na długie tygodnie i zabieranie ze sobą dzieci, pobicie czy nawet gwałt, nie sprawiają że rozważa odejście od niego albo chociaż trochę bardziej realnie patrzy na swojego mężczyznę. Pod koniec książki stwierdza nawet Nie wiem, czy jestem księżniczką, czy niewolnicą, czy może jedną i drugą. Może tylko jestem do szaleństwa zakochaną kobietą. To już pozostawię bez komentarza.


Opisany wyżej wątek to jedno. Można różnie oceniać zachowanie narratorki, można się z nią nie zgadzać. Ale mamy tutaj coś jeszcze, o czym warto wspomnieć: sam sposób pisania i konstrukcję książki, które według mnie są nie do przyjęcia. Laila Shukri pisze niesamowicie chaotycznie, przeskakuje z tematu na temat, pomija różne wydarzenia, a do innych ciągle wraca. Już bardzo dawno (a być może jeszcze nigdy) nie czytałam czegoś napisanego tak... nieporządnie i nieumiejętnie. Kolejną kwestią są dialogi bohaterów. Są one albo wyjątkowo zdawkowe, albo wyglądające na żywcem przeklejone z wikipedii. Na przykład, kiedy Salim pyta żonę, czy nie chciałaby wybrać dla siebie jakiegoś kompletu biżuterii z szafirów z Celjonu, ta odpowiada: Myślę, że to świetny pomysł. - Ucieszyłam się. - Rzeczywiście szafiry to moje ulubione kamienie, a te, które stamtąd pochodzą, są znane na całym świecie. Jeden z nich, niebieski szafir, znajdował się w pierścionku zaręczynowym księżnej Diany, a teraz nosi go Kate, księżna Cambridge, żona księcia Williama. Niebieski szafir symbolizuje miłość, zaangażowanie i wierność, ale również królewską władzę, lojalność i mądrość. Dlatego... Pozwólcie, że nie będę cytować całej wypowiedzi. Jest ona przerażająco długa i nudna.
I jeszcze jedna uwaga: autopromocja, którą stosuje autorka, przekracza nawet to, co w swoich książkach robi (moja niestety nie-ulubiona) Katarzyna Michalak. W "Jestem żoną szejka" co chwilę natrafiamy na fragmenty dotyczące innych książek autorki. Jeśli komuś spodoba się ta pozycja, z pewnością i tak sięgnie po inne, nie wiem po co taka nachalna reklama.

Jest jedna rzecz, która podobała mi się w tej książce: fragmenty dotyczące prywatnego życia bogatych obywateli ZEA oraz trudnej sytuacji ludzi, którzy dla nich pracują. Oczywiście ciężko stwierdzić, że "podobało mi się" czytanie o wykorzystywaniu ludzi lub o ich torturowaniu. Ale były to rzeczy, o których wiem niewiele, a o których warto mieć świadomość. Myślę, że to właśnie te fragmenty (chociaż czasami też wyglądające jak przeklejone z innych stron czy książek) są największym atutem tej powieści. Bo ciężko mi nazwać "Jestem żoną szejka" biografią czy też ogólnie literaturą faktu. Do całej historii w niej zawartej odnoszę się dosyć sceptycznie. Łagodnie mówiąc;)

Dlaczego w ogóle przeczytałam tę książkę, skoro tak bardzo mi się nie podbała? Z ciekawości. Wcześniej nie miałam pojęcia o stylu pisania autorki, choć same tytuły nie były mi obce (Nawet czasem je polecałam, kiedy jeszcze pracowałam w księgarni. Gdybym tylko wiedziała...). Dopiero ta lektura pozwoliła mi poznać ich tematykę i wyrobić sobie własne zdanie. Teraz przyznaję, że chętnie sięgnęłabym po coś podobnego, jednak napisanego o wiele lepiej i bardziej wiarygodnego. Czy ktoś jest w stanie polecić taką pozycję? Bo ja "Jestem żoną szejka" zdecydowanie nie polecam.

Moja ocena: 2,5/6
__________________________
Źródła zdjęć:
1. Moje 
2. Photo by rawpixel on Unsplash

9/19/2018 07:30:00 AM

Agata Przybyłek "Takie rzeczy tylko z mężem"

Agata Przybyłek "Takie rzeczy tylko z mężem"
Autor: Agata Przybyłek
Tytuł: "Takie rzeczy tylko z mężem"
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 380

Podobno życie mężatki jest wyjątkowo ciężkie. Zwłaszcza takiej, której mąż przestaje ja zauważać, dziecko wykazuje się niezwykłą pomysłowością w wymyślaniu kolejnych psot, a całe otoczenie (zarówno w domu jak i w pracy) jakby się zmówiło, żeby tylko skomplikować jej egzystencję. W takiej sytuacji jest Zuzanna, główna bohaterka książki. Jej mąż, Ludwik, już dawno przestał się nią interesować, dnie spędza w pracy a wieczory na wyjściach z kolegami i poszukiwaniu skarbów (archeologia to jego pasja). Na głowie kobiety zostaje cały dom, opieka nad dzieckiem (w czym czasami Ludwik łaskawie pomaga), a także radzenie sobie z dziwnymi pomysłami matki, problemami siostry, podrzuconą do jej domu siostrzenicą Ludwika i pomieszkującym u niej przystojnym wuefistą, którego z mieszkania wyrzuciła dziewczyna. Oj, jest tego sporo. Miało być z humorem i o życiu. A jak było?

Chyba nie nadaję się do czytania powieści obyczajowych, bo zwyczajnie mnie one irytują. Zuzannę znielubiłam już od pierwszej strony, kiedy to okazało się że kobieta właśnie spowodowała stłuczkę, ale zupełnie się tym nie przejęła. Wręcz twierdziła, że nic takiego się nie stało (Czy urwane drzwi w innym aucie to nic takiego? Dyskutowałabym) i szybko ulotniła się z miejsca zdarzenia. Następnie zdążyła zwierzyć się tłumowi obcych ludzi z problemów małżeńskich na spotkaniu autorskim, na które przypadkowo trafiła. I ta sytuacja stała się punktem wyjścia do historii, w której Zuzanna próbuje naprawić swoje małżeństwo... ale jakoś nie bardzo się starała. A może już nawet nie było czego naprawiać. Ale nie jestem ekspertem. 


Książka faktycznie napisana jest z humorem, ale ten humor nie zawsze mnie przekonywał (na przykład sytuacja z samochodem). Nie do końca przekonało mnie też wykorzystywanie ogranych stereotypów (historia z Kasią ubierającą się na czarno - skoro tak się ubiera i przyjechała z dużego miasta, na pewno jest satanistką, więc od razu należy znienawidzić ją i jej rodzinę). Ale najwięcej zastrzeżeń mam do wątku małżeńskiego. Uwaga, jeżeli Twój mąż:
  • praktycznie się do ciebie nie odzywa, chyba że czegoś potrzebuje;
  • w ogóle cię nie przytula, o innych rzeczach nie wspominając;
  • prawie codziennie wieczorem wychodzi z kolegami albo u nich nocuje;
  • nie reaguje, kiedy dzwonisz do niego w panice, że zepsuł ci się samochód i jesteś sama gdzieś w terenie, a zbliża się noc;
  • w żaden sposób nie okazuje, że cię kocha (chyba że wymuszony pocałunek albo wywalczone wyjście na wspólny spacer się liczą)
a jednocześnie twierdzi, że "przecież cię kocham, mamy dziecko, mieszkamy razem, o co ci w ogóle chodzi" to... chyba z waszym małżeństwem jest coś bardzo nie w porządku i czas szukać pomocy z zewnątrz. Tym bardziej, że pomysły Zuzanny na zwrócenie uwagi męża nie odniosły żadnego skutku. Powiedzenie wprost, o co chodzi - nie działało w ogóle albo zadziałało na chwilkę (wspomniany wcześniej wymuszony wspólny spacer, po którym mąż szybko uciekł na kolejne spotkanie z kolegami). Założenie seksownej bielizny - mąż to zignorował, kazał jej się ubrać i poszedł spać. Wysyłanie sobie kwiatów, rzekomo od tajemniczego wielbiciela - mąż stwierdził że to na pewno pomyłka, bo kto by się zainteresował Zuzanną... Dla mnie ten wątek był naprawdę smutny.

Wiem, że sama używam zdań wielokrotnie złożonych i że to może być męczące w odbiorze (przyznaję się do winy). Podobnie robi autorka i takie konstrukcje jak: Muszę jednak przyznać, że udało jej się skutecznie odciągnąć moje myśli od Teodora, bo zaczęła mnie zżerać ciekawość, kogo też ona na tym spacerze sobie upolowała, a do tego, nie małą niespodziankę przygotował dla mnie też mój, przypominający sobie nagle o moim istnieniu, mąż potrafiły mnie trochę zmęczyć. Zwłaszcza w połączeniu z fatalną korektą. Niestety w książce jest mnóstwo literówek i błędów. 

Podsumowując, pomysł na historię był naprawdę obiecujący, ale mam wrażenie że ostatecznie po prostu nie wyszło. Przynajmniej do mnie pewne rozwiązania fabularne zupełnie nie trafiły. Zuzanna okazała się być irytującą postacią, która nie zauważa pewnych oczywistych rzeczy. Poczucie humoru autorki rozminęło się z moim. Ilość błędów mnie przeraziła. Na pewno powieść spodoba się wielbicielkom gatunku i osobom, które szukają lekkiej, niewymagającej lektury na weekend. Ja powinnam wrócić do swoich ulubionych thrillerów i kryminałów. Cóż, kiedy nadal jestem w nastroju na dobrą powieść obyczajową...

Moja ocena: 3,5/6
_________________
Źródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Milan Popovic on Unsplash

9/17/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Stefan Grabiński "W willi nad morzem"

Ponure Poniedziałki: Stefan Grabiński "W willi nad morzem"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Na wzgórzu róż", online można je znaleźć TUTAJ

Leniwe lato spędzane w pięknej wilii położonej nad brzegiem morza. Dobre jedzenie, piękne widoki, cygara wypalane bez pośpiechu i spacery po plaży ze starym przyjacielem z młodości. Takie miały być dla narratora te wakacje. Początkowo faktycznie tak wyglądały. Ale szybko okazało się, że przyjaciel zaczyna dziwnie się zachowywać, unika pewnych tematów... a na samego narratora zaczynają czyhać jakieś tajemnicze siły.
Być może kazało mi zawitać w jego progi jeszcze i coś innego, czego określić nie umiem, jakaś siła przyciągająca nieświadomie z dali, szczególny przypadek
Opowiadanie rozpoczyna się zwyczajnie, ale szybko wkrada się w nie atmosfera niepokoju i przygnębienia. Cóż bohaterowi po wakacjach w pięknej wilii, kiedy jej mieszkańcy tak dziwnie się zachowują, a i on sam jakby nie był już sobą... 


Wprawdzie wolę horrory kolejowe Stefana Grabińskiego, ale i tym opowiadaniem mnie nie rozczarował. Przede wszystkim ze względu na jego klimat. Pozornie nie dzieje się nic niezwykłego, tylko kilka dziwnych wydarzeń, które jednak bez problemu można zbagatelizować albo wytłumaczyć prozaicznymi powodami. Czytelnik wie jednak, że cała historia skrywa pewną tajemnicę. I chociaż częściowo się jej domyśla, to finałowa scena i tak powinna pozostać pewnym zaskoczeniem. 

"W willi nad morzem" to tekst, który działa na czytelnika przede wszystkim swoją atmosferą. Nie opisano w nim żadnych makabrycznych wydarzeń, a i tak podczas lektury możecie poczuć się trochę nieswojo. Wprawdzie opowiadanie nie spodobało mi się tak bardzo, jak historie o pociągach-widmo i tajemniczych sygnałach odbieranych przez dróżników na samotnych stacjach, ale i tak będę je polecać miłośnikom starego horroru. Nie bez powodu Stefan Grabiński bywa nazywany polskim Edgarem Allanem Poe.

Moja ocena: 4,5/6
___________________
Źródło zdjęcia:  Photo by Alexandre Nishimura on Unsplash

9/12/2018 06:30:00 AM

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"
Autor: Gillian Flynn
Tytuł: "Ostre przedmioty"
Tytuł oryginału: "Sharp Objects"
Wydawnictwo: Burda Książki
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 359

Camille to kobieta, która już dawno wyjechała z małego, rodzinnego miasteczka. Atmosfera Wind Gap ją przytłaczała, relacje z rodziną nie układały się najlepiej. Po skończeniu studiów zamieszkała w Chicago i znalazła pracę jako reporterka w podrzędnej gazecie. Teraz musi na jakiś czas wrócić do Wind Gap i napisać serię artykułów o morderstwach i zaginięciach dzieci. Jedną z dziewczynek zabito w poprzednim roku, właśnie zaginęła kolejna... Redaktor naczelny uważa, że to sprawa którą naprawdę warto się zająć. I że Camille będzie do tego odpowiednią osobą - w końcu jest miejscowa, wszyscy ją znają i łatwiej będzie jej uzyskać różne informacje. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że Wind Gap nie jest typowym miasteczkiem, że nie wszyscy przepadają tam za Camille (nawet jej własna matka) oraz że samej reporterce nie uśmiecha się powrót do miejsc z dzieciństwa i wczesnej młodości. Jednak przyjeżdża na miejsce i usiłuje zmierzyć się z trudnym tematem oraz lokalną społecznością. A sprawy nabierają tempa, kiedy znalezione zostaje ciało porwanej niedawno dziewczynki... Kto to zrobił? I kto będzie następny? 

Nie czułam się szczególnie oddana temu miastu. Było to miejsce, gdzie umarła moja siostra, miejsce, gdzie zaczęłam się ciąć. Tak mała i duszna mieścina, że codziennie spotykałam na ulicy ludzi, których nie znosiłam. Ludzi, którzy coś o mnie wiedzieli. To tego rodzaju miejsce, które odciska piętno.
Na początku myślałam, że będę miała do czynienia z typowym kryminałem/thrillerem, że nic w tej książce mnie nie zaskoczy. Szybko okazało się, że byłam w błędzie. W miarę lektury tytuł coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu. Dowiadujemy się o depresji głównej bohaterki i o jej niezwykłym zwyczaju wycinania sobie na skórze różnych słów. Jej całe ciało było pokryte bliznami. Poznajemy również relacje Camille z matką oraz dziwne zwyczaje panujące w jej rodzinnym domu. "Ostre przedmioty" to więc z jednej strony niezwykle ponura historia rodzinna, a z drugiej przerażająca opowieść o morderstwach popełnianych na dzieciach. Policja jest bezradna, nie może jednoznacznie wskazać podejrzanego, a śledztwo w dużej mierze opiera się na podążaniu tropem lokalnych plotek. Mieszkańcy Wind Gap mają przecież swoją teorię na temat tego, kto zabił dwie dziewczynki, a następnie wyrwał im zęby, a ciała porzucił. To musi być ktoś przyjezdny, na pewno żaden z miejscowych, przecież to sami porządni ludzie...


Atmosfera tej lektury jest niezwykle duszna, niepokojąca. Po pewnym czasie wydaje się, że na znaczeniu zyskuje wątek rodziny Camille i bardzo niezdrowych relacji w niej panujących. Toksyczna matka, która na co dzień kreuje się na idealną kobietę i szanowaną obywatelkę Wind Gap. Ojczym, który nikomu nie wchodzi w drogę. Oraz przyrodnia siostra Camille, Amma, będąca chyba najbardziej nietuzinkową postacią. Ta trzynastolatka w szkole i poza nią jest lokalną królową, dużo imprezuje, ubiera się niezwykle wyzywająco i nie stroni od używek. Natomiast w domu nosi "grzeczne" sukienki i bawi się domkiem dla lalek, będącym dokładnym odwzorowaniem jej rodzinnej rezydencji. Psycholog z pewnością miałby tutaj co analizować. 

Ostatecznie jednak "Ostre przedmioty" okazały się być kryminałem, i to bardzo mrocznym. Jednocześnie takim, w który niepodzielnie wpleciona jest zagmatwana i pełna tajemnic historia rodzinna. Jeśli macie ochotę na coś nietypowego, a jednak nadal w kryminalnych klimatach, polecam tę lekturę. Jak napisał o tej książce Stephen King: to nie jakaś tam płytka powieść oparta na chwytliwych pomysłach; jej groza narasta.
Chcecie zmierzyć się z tą historią? Polecam!

Moja ocena: 5/6
____________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Vladislav M on Unsplash

9/05/2018 07:30:00 AM

Marek Krajewski "Mock. Pojedynek"

Marek Krajewski "Mock. Pojedynek"

Autor: Marek Krajewski
Tytuł: "Mock. Pojedynek"
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400

Jeśli nie czytaliście wcześniej żadnej książki o Mocku, nie musicie się martwić. Chociaż "Pojedynek" jest już kolejną częścią z cyklu, opowiada on o wydarzeniach z czasów, kiedy Mock był jeszcze studentem. To doskonałe uzupełnienie serii i niezwykle interesująca powieść dla fanów Eberharda, ale również dobra propozycja na pierwsze spotkanie z tą postacią.

Wrocław, a właściwie Breslau, rok 1905. Eberhard Mock to ubogi syn szewca z Wałbrzycha, który studiuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Ma ambitne plany, chce zostać w życiu kimś: marzy mu się kariera naukowa i prestiżowa posada profesora w jednej z wrocławskich szkół. Nieoczekiwanie jednak Eberhard zostaje wplątany w pewną uniwersytecką intrygę i musi podjąć swoje pierwsze w życiu śledztwo. Śledztwo, które zmieni go na zawsze. Kiedy samobójstwo popełniają dwaj szanowani wykładowcy Uniwersytetu, a w świecie akademickim powstają kolejne intrygi, Mock wkracza na drogę, z której nie będzie już powrotu. Jak głosi hasło reklamowe książki, "Pojedynek" to pierwszy krok w otchłań.

Okazuje się, że Mock już od czasu studiów miał konkretne zainteresowania: filologia klasyczna, alkohol i sprzedajne kobiety. Od młodości również wykazywał pewną przebiegłość i jasność w formułowaniu wniosków, jednak w czasie trwania akcji tej powieści dopiero uczył się pracy śledczej. I wciąż jeszcze miał nadzieję, że jego marzenie o karierze naukowej stanie się faktem. Na początku był również idealistą. Ale życie szybko zweryfikowało pewne założenia. Podobało mi się, że mogliśmy się tutaj przyjrzeć ewolucji głównego bohatera.

Wrocław, lata 90. XIX wieku

"Mock. Pojedynek" to książka nieco mniej brutalna niż poprzednie części. Za to również pełna intryg, z zagmatwaną zagadką, której rozwiązania nasz bohater musi się podjąć. Nie wszystkie literackie powroty do młodości konkretnych postaci się udają, ta seria jednak jest wyjątkowo dobra. Ale nie spodoba się wszystkim. Trzeba wczuć się w klimat dawnego Breslau, który Marek Krajewski przedstawia bardzo sugestywnie. Nie można bać się podróży śladami Mocka. A ten nie waha się zagłębiać w najbardziej podejrzane i niebezpieczne dzielnice. Chociaż jest dopiero na początku swojej drogi. I jeszcze nie do końca uświadamia sobie, co go tak naprawdę czeka. Zauroczenie piękną Rosjanką poznaną na uniwersytecie może okazać się fatalne w skutkach. Sprzeniewierzenie się swoim zasadom też zapewne nie okaże się korzystne. A udział w tytułowym pojedynku... no cóż, na pewno będzie niósł ze sobą jakieś konsekwencje.

Niektórzy narzekają na zbyt dużo odniesień do kultury antycznej i liczne łacińskie cytaty (w znakomitej większości tłumaczone przez autora). Trochę tego nie rozumiem. Czyż nie na tym polega urok tych powieści? Czy Mock nie zajmował się filologią klasyczną, do której zamiłowanie pozostało mu na całe życie? Uważam że to świetny wątek, działający na korzyść całego cyklu.

Na pewno jestem stronnicza, gdyż Mock jest jedną z moich ulubionych postaci literackich. Ale jak mogłabym źle ocenić powieść, która według mnie jest naprawdę dobra i przy której tak dobrze się bawiłam?
Warto sięgnąć po ten tytuł jeszcze z jednego względu: jeśli chcecie przy okazji lektury dowiedzieć się czegoś o życiu studenckim ponad sto lat temu, o studenckich korporacjach, a także pojedynkach i bardzo dziwnym (jak na nasze czasy) pojmowaniu pojęcia honoru, ta powieść będzie interesującym źródłem informacji.

Moja ocena: 5/6
________________
Źródła zdjęć:
1. Moje
2. https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=120557
Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger