Autor: Guy N. Smith
Tytuł: Przyczajeni
Tytuł oryginału: "Lurkers"
Wydawnictwo: Phantom Press
Rok wydania: 1991 (po raz pierwszy książkę wydano w 1982 r.)
Liczba stron: 174
"Janie Fogg czuła, że coś jest na zewnątrz. Przejmował ją dreszcz przerażenia, a jakaś dziwna siła zmuszała do ciągłego wyglądania na dwór. Za brudnym, okratowanym oknem kobieta widziała jednak tylko ciemny, jodłowy las"
Zaczyna się obiecująco, prawda? Peter Fogg, pisarz, ma zamiar pracować w ciszy i spokoju nad nową książką. Dlatego przeprowadza się wraz z żoną i synem do małej wioski gdzieś w górach Walii. Mało tego, wybiera dom położony na wyjątkowym odludziu. Najbliżsi sąsiedzi mieszkają za lasem, a w pobliżu samego budynku znajduje się stary, kamienny ołtarz, otoczony drzewami - najprawdopodobniej pozostałość jakiegoś dawnego kultu. Nic więc dziwnego, że cała rodzina, a zwłaszcza Janie, czuje się nieswojo. Dodatkowo mieszkańcy wioski niezbyt przyjaznie spoglądają na Anglików, którzy ich zdaniem zupełnie tam nie pasują i powinni wracać, skąd przyszli. A kiedy okazuje się, że ktoś brutalnie zamordował kota Foggów i pozostawił jego zwłoki w kamiennym kręgu... Uczucie przerażenia zaczyna narastać. Czy to sprawka miejscowych? A może to duchy druidów? Albo...
Wybrałam tę jedną z wielu (bardzo wielu) powieści Guy'a N. Smitha, ponieważ zainteresowała mnie jej fabuła: pisarz z rodziną wyjeżdża do domu na odludziu, gdzie zaczynają się dziać dziwne rzeczy (od razu przypomina się na przykład "Lśnienie"). Nie spodziewałam się wiele, w końcu tematem przewodnim "Klasyki horroru 2" na ten miesiąc jest horror klasy B (a Guy N. Smith jest jednym z polecanych pisarzy) i faktycznie, nie otrzymałam zbyt dużo. Zaledwie 174 strony, na których ciężko w pełni rozwinąć przerażającą, pełną szczegółów opowieść. Zacznijmy jednak od zalet tej książki.
Cóż, zdecydowaną zaletą jest to, że jest krótka;) Mimo wszystko. Dzięki temu czyta się ją naprawdę szybko, akcja mknie do przodu i czytelnik nie zdąży wyrzucić książki przez okno, zanim ta go ostatecznie zirytuje czy znudzi;) Kolejną zaletą, już bardziej poważnie, jest samo miejsce akcji, czyli "posiadłość" Hodre: niezbyt zadbany dom, szopa oraz fragment terenu otoczony jodłowym lasem. I kamienny ołtarz, położony bardzo blisko budynków. To, oraz fakt że Hodre położone jest z dala od sąsiadów, tworzy interesujący klimat. Wiemy, że jeśli bohaterów zaczną spotykać dziwne rzeczy i będą chcieli wezwać pomoc, ta niekoniecznie może się pojawić na czas. Zwłaszcza, że miejscowi są (delikatnie mówiąc) niezbyt przychylni, ktoś może odciąć telefon, a na zewnątrz może akurat szaleć śnieżyca. Dobry w powieści jest również sam pomysł - chociaż oklepany i tak typowy dla horrorów, to jednak był dobrym punktem wyjścia do stworzenia interesującej historii...
...co nie do końca się udało. Właściwie to prawie wcale.
Wszystko opisane jest bardzo powierzchownie. Autor nie troszczył się zbytnio o szczegóły, o przedstawienie wewnętrznych przeżyć głównych bohaterów... I tak o żonie Petera wiemy na przykład mniej więcej tyle, że Hodre i miejscowi ją przerażają i za wszelką cenę chce wyjechać, zabierając syna. O samym synu, że koledzy w szkole mu grożą i jest przerażony. O Peterze dowiadujemy się trochę więcej. Ale nie da się ukryć, że przemyślenia bohatera są niezbyt głębokie. Na przykład w sytuacji, w której pomimo grózb ze strony kolegów, że zabiją Gavina, rodzice i tak wysyłają go do szkoły (dodatkowo w sytuacji, kiedy kot chłopca zaginął): Miał nadzieję, że chłopcu nic się nie stało. Może jak dostanie królika, przestanie pytać o kota. Widzicie tę logikę? "Mojemu synowi grożą, ale może nic mu nie jest. Ktoś okrutnie zabił jego kota, kupmy mu więc nowe zwierzątko, może od razu zapomni o poprzednim". Podobnych przykładów jest w książce więcej. W ogóle postacie w powieści są tak przedstawione, że do żadnej - a już zwłaszcza do głównego bohatera - nie można poczuć większej sympatii.
Jeżeli natomiast chodzi o grozę - początkowo faktycznie można być zainteresowanym. Ktoś zabija zwierzęta i zostawia je w kamiennym kręgu, a miejscowi są bardzo nieprzychylni rodzinie Foggów. Nie do końca wiadomo czy to działanie miejscowych właśnie, czy też sprawka jakichś bliżej nieokreślonych sił związanych z dawnym kultem odbywającym się w tym miejscu. Rozwiązanie tej zagadki okazuje się jednak wyjątkowo banalne. Trochę szkoda.
Sięgając po horrory Guy'a N. Smitha nie możecie się spodziewać prozy w stylu Stephena Kinga. Sama też się nie spodziewałam. Pomimo tego, że Smith pisze zupełnie inaczej i że jego horrory prezentują zupełnie inny poziom, przy lekturze bawiłam się dosyć dobrze. Tak, nawet pomimo jej licznych wad. Chyba po prostu byłam przygotowana na mniej więcej taki (niski) poziom lektury i cieszyła mnie sama historia osadzona w klimatach, które bardzo lubię. Wprawdzie wykonanie nieco rozczarowuje, jednak do tego rodzaju książek można odnosić się z pewnym sentymentem. Gdybym przeczytała "Przyczajonych" jakieś... 10 lat temu, być może nawet trochę bałabym się tej powieści. W każdym razie ta książka okazała się być świetnym przerywnikiem między bardziej ambitniejszymi pozycjami, czymś, przy czym nie trzeba za bardzo myśleć i można się zrelaksować (tak, horrory mnie relaksują). Podobna lektura od czasu do czasu nie powinna mi zaszkodzić;)
Na razie bawię się dosyć dobrze z horrorem klasy B;)
Moja ocena: 3,5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
____________Zródła zdjęć:
1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/62823/przyczajeni
2. unsplash.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)