Lubię horrory. Nawet bardzo. Dlatego ucieszyłam się, kiedy natrafiłam w bibliotece na "Zarażonych". Nie wiedziałam wprawdzie nic o autorce ani samej powieści, ale zdecydowałam się zaryzykować. W końcu czy powieść, która otrzymała Bram Stoker Award może być zła? Hm...
Lois Larkin, nauczycielka w szkole podstawowej w małym miasteczku Corpus Christi pewnego dnia zabiera dzieci na wycieczkę. Jadą do pobliskiego Bedford, które jest opuszczonym miastem - niedawno miała tam miejsce katastrofa ekologiczna. Uroczo. W czasie wyjazdu od grupy odłącza się jeden chłopiec, a nauczycielka zauważa jego nieobecność dopiero po powrocie do Corpus Christi. Chłopiec tymczasem wędruje po lesie, natrafia na podejrzanie wyglądającą polanę i, zachęcony dziwnym głosem, zaczyna kopać. Uwalnia coś...wirus? Demona? Tajemnicza siła zaczyna atakować ludzi i zmieniać ich w coś w rodzaju zombie. Zaraza się rozprzestrzenia...
Prolog i epilog powieści napisano w pierwszej osobie, są one wypowiedziami jednej z mieszkanek miasteczka, której udało się uniknąć wirusa. Jednak prolog pisany jest po upływie roku od wydarzeń o których opowiada książka, a epilog - po dwóch miesiącach. Jest to trochę dziwne, chyba byłoby lepiej gdyby autorka zrezygnowała z jednego z nich.
Rozdziały w powieści mają dosyć nietypowe tytuły. Oprócz nazw takich jak "Potwór w lesie" czy "Kwarantanna" spotkamy też rozdziały zatytułowane "Można jeść ryby, bo one nie mają żadnych uczuć" czy "W wolnym czasie zawieraj przyjaźnie i trop przestępców".
Według mnie "Zarażeni" nie wytrzymują porównania z takimi horrorami jak choćby "Komórka" Kinga. Autorka nie skupia się tylko na jednej postaci, przedstawia losy większej ilości mieszkańców miasteczka. Nie jest to zły sposób prowadzenia narracji, wydaje się jednak że zbyt dużo miejsca Sarah Langan poświęca na opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów, zamiast poświęcić więcej uwagi wydarzeniom w Corpus Christi. W efekcie otrzymaliśmy książkę, która jest w części horrorem, a w części opisem rozterek i problemów poszczególnych osób.
Co jeszcze mam do zarzucenia "Zarażonym"? Nie potrafię dokładnie tego opisać. Mam wrażenie, że jest to dopiero szkic powieści. To mogła być o wiele lepsza książka, gdyby tylko autorka trochę dokładniej przemyślała całą koncepcję i dokonała niezbędnych poprawek.
Ale, żeby nie było że ta książka ma według mnie same minusy - jedna rzecz naprawdę mi się spodobała. Kiedy autobus z dziećmi jadącymi na wycieczkę zbliża się do lasu w Bedford, mija przyczepę kempingową. Przyczepione są do niej dziwne lalki, trzymające w rękach blachy z literami układającymi się w napis o niepokojącej treści. Pomysł godny Stephena Kinga;) Szkoda tylko, że nic więcej z tego nie wynikło - pytania, kto stworzył tą dziwną "dekorację" i co znaczy napis nie doczekały się odpowiedzi.
http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/51000/51875/155x220.jpg |
Prolog i epilog powieści napisano w pierwszej osobie, są one wypowiedziami jednej z mieszkanek miasteczka, której udało się uniknąć wirusa. Jednak prolog pisany jest po upływie roku od wydarzeń o których opowiada książka, a epilog - po dwóch miesiącach. Jest to trochę dziwne, chyba byłoby lepiej gdyby autorka zrezygnowała z jednego z nich.
Rozdziały w powieści mają dosyć nietypowe tytuły. Oprócz nazw takich jak "Potwór w lesie" czy "Kwarantanna" spotkamy też rozdziały zatytułowane "Można jeść ryby, bo one nie mają żadnych uczuć" czy "W wolnym czasie zawieraj przyjaźnie i trop przestępców".
Według mnie "Zarażeni" nie wytrzymują porównania z takimi horrorami jak choćby "Komórka" Kinga. Autorka nie skupia się tylko na jednej postaci, przedstawia losy większej ilości mieszkańców miasteczka. Nie jest to zły sposób prowadzenia narracji, wydaje się jednak że zbyt dużo miejsca Sarah Langan poświęca na opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów, zamiast poświęcić więcej uwagi wydarzeniom w Corpus Christi. W efekcie otrzymaliśmy książkę, która jest w części horrorem, a w części opisem rozterek i problemów poszczególnych osób.
Co jeszcze mam do zarzucenia "Zarażonym"? Nie potrafię dokładnie tego opisać. Mam wrażenie, że jest to dopiero szkic powieści. To mogła być o wiele lepsza książka, gdyby tylko autorka trochę dokładniej przemyślała całą koncepcję i dokonała niezbędnych poprawek.
Ale, żeby nie było że ta książka ma według mnie same minusy - jedna rzecz naprawdę mi się spodobała. Kiedy autobus z dziećmi jadącymi na wycieczkę zbliża się do lasu w Bedford, mija przyczepę kempingową. Przyczepione są do niej dziwne lalki, trzymające w rękach blachy z literami układającymi się w napis o niepokojącej treści. Pomysł godny Stephena Kinga;) Szkoda tylko, że nic więcej z tego nie wynikło - pytania, kto stworzył tą dziwną "dekorację" i co znaczy napis nie doczekały się odpowiedzi.