12/30/2017 11:25:00 AM

Peter Straub "Ghost Story"

Peter Straub "Ghost Story"
Autor: Peter Straub
Tytuł: "Ghost Story" 
Wydawnictwo: Pocket Books
Rok wydania: 1989
Liczba stron: 567

What was the worst thing you've ever done?
I won't tell you that, but I'll tell you the worst thing that ever happened to me... the most dreadful thing...
The Chowder Society, grupa czterech starszych mężczyzn, spotykająca się regularnie i opowiadająca sobie straszne historie. Czy jej członkowie zdają sobie sprawę z tego, że opowieści o duchach mają w sobie cząstkę prawdy? I że ich cykliczne spotkania i tematy na nich poruszane mogą przyczynić się do tego, że w małym, spokojnym Milburn nadprzyrodzone istoty naprawdę się pojawią? A może już to wiedzą, bo w przeszłości widzieli coś strasznego, co naznaczyło ich życie na zawsze... Zapraszam Was na opowieść o duchach. Opowieść, jakiej jeszcze nigdy nie słyszeliście...

He didn't have eyes. He just had holes. The rest of his face was smiling.
Po dosyć niejasnym (przynajmniej dla mnie) wstępie, autor przechodzi do właściwej akcji i trafiamy do wspomnianego już Milburn - cichego, małego miasteczka, w którym życie toczy się swoim rytmem. Poznajemy członków Chowder Society i dowiadujemy się, że rok wcześniej ich przyjaciel (również należący do grupy) umarł w niejasnych okolicznościach. Teraz pozostali nie mogą uwolnić się od przerażających koszmarów. W dodatku na kolejnych spotkaniach opowiadają sobie coraz potworniejsze historie. W ich dosyć spokojne do tej pory życie wkracza szaleństwo... wkraczają też duchy i inne stworzenia nadprzyrodzone, które naprawdę pojawiają się w Milburn. Czym są? Czego chcą? Żeby się tego dowiedzieć, należy połączyć wszystkie wątki, wszystkie opowieści. Bo chociaż pozornie ze sobą niezwiązane, Peter Straub sprawił, że tworzą one jedną całość. Poznajemy ją kawałek po kawałku, jednocześnie śledząc przerażające wydarzenia mające miejsce w Milburn - śmierć kolejnych osób, halucynacje innych, duchy pojawiające się coraz powszechniej... Obserwujemy też walkę starszych mężczyzn ze złymi siłami. Na szczęście mogą oni liczyć na pomoc, głównie ze strony krewnego ich zmarłego wcześniej kolegi - pisarza, który też miał w swoim życiu do czynienia z mrożącymi krew w żyłach wydarzeniami.

Zdjęcie nie ma związku z książką, ale nie mogłam się powstrzymać;)


Książka jest świetna. Na uwagę zasługuje już sama jej konstrukcja. Poznajemy nie tylko wydarzenia dziejące się obecnie, ale też historie z przeszłości opowiadane przez samych bohaterów. Początkowo wydaje się, że to tylko straszne opowieści wplecione w fabułę, ale szybko okazuje się, że wszystko (naprawdę wszystko) łączy się ze sobą i ma sens, tworzy jedną, konkretną historię. Peter Straub naprawdę dobrze sobie tutaj poradził. Podobała mi się również atmosfera małego miasteczka - coś, co znam już chociażby z powieści Stephena Kinga. Milburn robiło się coraz mroczniejsze, a autor konsekwentnie dozował emocje, najpierw opisując wręcz idylliczną miejscowość (gdyby tylko nie ta ponura pazdziernikowa pogoda!), aby następnie przejść do przedstawienia zmiany w zachowaniu jej mieszkańców. Zmiany na gorsze, oczywiście. Bo kiedy w niejasnych okolicznościach giną kolejne osoby, a miasteczko zaczyna zasypywać śnieg, grudniowe Milburn w niczym nie przypomina tego uroczego miejsca, jakim zazwyczaj stawało się przed Bożym Narodzeniem. Mróz, kolejne warstwy śniegu, dziwna muzyka słyszana nocami na ulicach i duchy ich bliskich zmarłych, wciąż i wciąż pojawiające się głównym bohaterom. I to coś, co czyha na ich życie. Trzeba się tego pozbyć, ale... jak zabić istotę nadprzyrodzoną?

To była naprawdę dobra lektura, ostatnia ukończona przeze mnie w tym roku i zarazem ostatnia należąca do wyzwania "Klasyka horroru 2". Idealnie wpasowująca się w tematykę zaproponowaną przez Lukę na ten miesiąc, czyli historie o duchach. Trafiłam na nią, szukając propozycji do postu o horrorach na grudzień - "Ghost Story" (w polskim tłumaczeniu "Upiorna opowieść") pojawiało się niemal na każdej liście. I faktycznie, książka naprawdę świetnie wypada czytana właśnie w grudniu - to w tym miesiącu dzieją się tam najważniejsze wydarzenia. A jeśli za Waszym oknem właśnie szaleje śnieżyca, lektura tym bardziej wpłynie na Waszą wyobraznię;)

W "Ghost Story" znalazło się wiele elementów, które lubię w horrorach. Peter Straub przekonał mnie do siebie tą powieścią i bardzo mnie to cieszy, bo zraziłam się do niego już dawno temu. A teraz mam ochotę na więcej jego prozy. Podsumowując: jeśli lubicie horrory o duchach (tutaj w nietypowym ujęciu), opowieści o życiu małych miasteczek (w takich miejscach dzieją się najdziwniejsze rzeczy) oraz precyzyjną konstrukcję powieści, w której wszystko (nie od razu, ale z czasem) łączy się w fantastyczną całość... ta książka będzie dla Was idealna. Gorąco ją polecam.

Moja ocena: 5/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/klasyka-horroru-2-wyzwanie-czytelnicze.html
________________
Zródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Toa Heftiba on Unsplash

12/21/2017 08:30:00 AM

Shirley Jackson "Nawiedzony"

Shirley Jackson "Nawiedzony"

Autor: Shirley Jackson
Tytuł: "Nawiedzony"
Tytuł oryginału: "The Haunting of Hill House"
Rok wydania: 2000
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 231

Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie
Do Domu na Wzgórzu, który cieszył się sławą nawiedzonego miejsca, na zaproszenie doktora Montague przybyła trójka gości: cicha Eleanor, przebojowa Theodora oraz pewny siebie Luke. Kobiety miały już wcześniej do czynienia z paranormalnymi zjawiskami. Luke natomiast był przyszłym spadkobiercą Domu na Wzgórzu. Ta grupa miała spędzić lato w posiadłości i przy okazji zbadać, czy naprawdę w niej straszy. A jeśli tak - jaka jest natura i przyczyna tych zjawisk. 

Coś tu pewno wyskakuje nagle na ludzi w ciemnych korytarzach i śmieje się im w twarz
Dom na Wzgórzu już od początku wywiera na przybyłych niegościnne i wręcz odpychające wrażenie. Drzwi nieustannie same się zamykają, bardzo łatwo się zgubić wśród licznych korytarzy i pomieszczeń, a na dodatek osoby mające zajmować się posiadłością - państwo Dudley - wyglądają i zachowują się jak żywcem wyjęci z opowieści grozy. Na początek pan Dudley nie chce wpuścić Eleanor i Theo na teren domu, uparcie odmawiając otworzenia bramy i radząc, aby jak najszybciej stamtąd wyjechały. Pózniej nie jest lepiej - pani Dudley mechanicznie odpowiada na wszelkie pytania, powtarzając te same (jakby dobrze wyuczone) kwestie i dodając jedynie, że w nocy nikt nie usłyszy krzyków gości, gdyż dom położony jest na odludziu, a ona sama z mężem nocują w pobliskiej wiosce. Wszystko zapowiada się niesamowicie interesująco. Tylko czekać na pierwsze paranormalne zjawiska i na grozę, która ogarnie czytelnika...


...albo i nie. Muszę przyznać, że trochę zawiodłam się na tej lekturze. Podobnie jak Pyza, która o swoich wrażeniach napisała TUTAJ. Nawiedzony dom na wzgórzu był swego czasu jednym z moich ulubionych motywów w horrorach i wciąż mam do niego sentyment. Dlatego sam pomysł bardzo mi się spodobał. Nie mam też nic do zarzucenia kreacji bohaterów (Eleanor z czasem zaczęła mnie bardzo denerwować, nie wątpię jednak że był to celowy zabieg autorki) oraz pięknemu stylowi Shirley Jackson. Tylko... cały czas czekałam na coś naprawdę przerażającego. I choć otrzymałam kilka tego rodzaju scen (zwłaszcza napisy na ścianach oraz nierozwiązaną zagadkę - kogo Eleanor trzymała w nocy za rękę?), to spodziewałam się ich w o wiele większej ilości.  Kiedy czytałam "Nawiedzonego" w takich samych okolicznościach, jak na pierwszym zdjęciu z tego postu (na fotografii akurat inna książka, ale wiecie o co chodzi - noc, tylko światło lampki, ja i horror) przyznaję, że miałam ciarki. Natomiast ogólnie oczekiwałam od tej lektury o wiele więcej. Może była dla mnie zbyt subtelna? Z drugiej strony, krew i flaki też niespecjalnie mnie straszą, raczej obrzydzają. 

Powieść jest jak najbardziej godna polecenia i miłośnicy klasycznego horroru powinni ją poznać. Jednak przyznaję, że sama odczuwam po tej lekturze niedosyt. Niby wszystko było na miejscu: pomysł, bohaterowie, klimat... A jednak chyba bardziej obawiałam się pani Dudley niż samego domu, który z jednymi gośćmi niebezpiecznie sobie igrał, a innych uparcie ignorował... 

Czy macie podobne odczucia po lekturze?

Moja ocena: 4/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
_______________________________
Zródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Jessie Renée on Unsplash


12/18/2017 09:51:00 AM

Ponure Poniedziałki: M. R. James "Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze!"

Ponure Poniedziałki: M. R. James "Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze!"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Opowieści starego antykwariusza" (C&T, 2005).

Profesor Parkins, korzystając z przerwy w wykładach, wyjechał na kilka dni nad morze. Tam miał zająć się grą w golfa, pracą naukową oraz... odnalezieniem miejsca, gdzie kiedyś stało preceptorium templariuszy. To ostatnie miało być przysługą wyświadczoną znajomemu. Mężczyzna bardzo szybko odnalazł ślady dawnej siedziby templariuszy, mało tego, znalazł coś jeszcze: mały gwizdek z dziwnymi inskrypcjami, który nieopatrznie zabrał ze sobą do gospody. Już w drodze powrotnej śledziła go tajemnicza postać. A kiedy (bardzo nierozsądnie) profesor dmuchnął w gwizdek... wyglądało na to, że kogoś przywołał. A raczej coś.

Początek opowiadania wydał mi się nieco przegadany, nie wątpię jednak że był to celowy zabieg autora - chodziło o przedstawienie głównego bohatera i okoliczności całego zdarzenia, a ponadto upodobnienie opowiadania do ustnej relacji, przekazywanej szerszemu gronu słuchaczy. Zresztą w takim celu powstały te opowiadania... M. R. James przekazywał je swoim studentom. 

Atmosfera grozy narasta w tekście stopniowo. Najpierw dziwne znalezisko i postać, którą zobaczył profesor na plaży. Potem niepokojące wizje, jakim ulegał. Następnie zmięta pościel na drugim łóżku, na którym nikt nie spał oraz tajemnicza postać w oknie, przywołująca małego chłopca. Kulminacją jest ukazanie się stwora przywołanego przez Parkinsa. Pojawia się on tylko na chwilę i przyjmuje bardzo nieokreślony kształt. Nie mamy pojęcia czym jest, ale jedno krótkie spojrzenie w jego twarz niesamowicie przeraziło głównego bohatera.
Groza, jaką przeżył, graniczyła z szaleństwem
To dobre opowiadanie, chociaż - przynajmniej dla mnie - nieco mniej klimatyczne i przerażające niż "Hrabia Magnus". Ma jednak swój niezaprzeczalny urok. Myślę, że bardzo polubię się z prozą M. R. Jamesa i będę sięgać po więcej opowieści tego uczonego (był nawet rektorem Uniwersytetu w Cambridge!), który choć tak potrafił przestraszyć czytelników, sam nie wierzył w duchy...

Moja ocena: 4,5/6

Opowiadanie przeczytane w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/klasyka-horroru-2-wyzwanie-czytelnicze.html


12/14/2017 10:20:00 AM

Stephen King, Owen King "Śpiące królewny"

Stephen King, Owen King "Śpiące królewny"
Autorzy: Stephen King, Owen King
Tytuł: "Śpiące królewny"
Tytuł oryginału: "Sleeping Beauties"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 736

Mamisynkowie tego świata będą musieli szybko wydorośleć
Coś dziwnego dzieje się z kobietami na cały świecie. Zasypiają i już się nie budzą. Śnią, oplątane białą przędzą, w czymś na kształt owadzich kokonów. A kiedy tylko ktoś zakłóci ich spokój... atakują. Brutalnie i bez litości.

Stephen King i jego syn Owen przedstawiają czytelnikowi przerażającą wizję. Nie chodzi o to, że "Śpiące królewny" to horror w klasycznym rozumieniu tego terminu. Raczej o sam pomysł, że na świecie mogłoby zabraknąć jednej płci. Co zrobiliby sami mężczyźni? Jak szybko doszłoby do aktów agresji? I czy kobiety, gdyby miały możliwość powrotu z... gdziekolwiek trafiały, zasypiając, na pewno chciałyby wrócić?

Miejscem akcji jest - jak to u Stephena Kinga - małe miasteczko. Tym razem jednak nie Castle Rock, a Dooling. W tych dniach kryzysu najwyraźniej to ono stało się centrum wydarzeń. Bo być może w nim, gdzieś w jednej z cel kobiecego więzienia, przebywa osoba, która może powstrzymać to całe szaleństwo. Jak to zazwyczaj bywa w prozie tego autora, bardzo podobały mi się opisy małomiasteczkowej rzeczywistości, skupianie się na relacjach między mieszkańcami oraz reakcje różnych ludzi na coś, czego ich umysł nie jest w stanie zrozumieć. Nie miałam do tej pory okazji przeczytać niczego autorstwa Owena, nie wiem czy pisze w podobnym stylu, co jego ojciec... "Śpiące królewny" są natomiast tak spójne i tak dopracowane, że bez konkretnej informacji na okładce ciężko byłoby mi się domyślić, że mają więcej niż jednego autora. Narracja bardzo przypominała mi wcześniejsze książki Stephena Kinga, w szczególności "Pod kopułą".

To zdjęcie jest głównie po to, żeby pochwalić się nowym kubkiem;)
Również sam pomysł przypadł mi do gustu. Brakowało mi natomiast informacji o Evie - kim dokładnie była? Kogo reprezentowała? Dlaczego zachowywała się w tak nieracjonalny sposób? Chociaż to od niej wszystko się zaczęło, potem raczej biernie wszystko obserwowała, musieli działać ludzie. Polubiłam jednego z głównych bohaterów, więziennego psychiatrę Clinta. Oraz jego syna, Jareda. Nieco mniejszą sympatią darzyłam żonę Clinta, miejscową panią szeryf. Wiecznie naćpany chirurg plastyczny Flickinger wydał mi się interesującą i barwną postacią, zaskakująco pozytywną. Agresywny Frank budził agresję i u mnie... Mogłabym jeszcze tak wymieniać, ponieważ książka ma wielu bohaterów. Na wyróżnienie zasługuje jeszcze pewien lis, który był bardzo dobrym posłańcem. Lubię lisy.

Autorzy poruszyli bardzo poważny temat - tego, jak trudne bywają relacje kobiet i mężczyzn, a zwłaszcza jak bardzo mężczyźni niejednokrotnie krzywdzą kobiety. Pod różnymi względami. Prawie każda bohaterka miała za sobą przejścia z ojcem, bratem czy mężem, które niekorzystnie wpłynęły na jej późniejsze życie. Można to nazwać przesadą, jednak kobiety z Dooling miały reprezentować całą kobiecą populację. I jako tego rodzaju przedstawicielki płci pięknej, wypadły znakomicie.

To kolejna wersja apokalipsy, którą zaserwował nam Stephen King. Jak się zakończyła cała historia? Jakie wnioski można z niej wyciągnąć? O tym musicie przekonać się sami. Zapamiętajcie tylko dwie rzeczy: Stephen i Owen to znakomity pisarski duet; świat bez kobiet szybko mógłby się stać przerażającym miejscem...

Moja ocena: 5/6 

Książka przeczytana w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2" (kategoria: horror współczesny)
https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/klasyka-horroru-2-wyzwanie-czytelnicze.html
 

12/11/2017 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Joseph Sheridan Le Fanu "Dziecko, które odjechało z elfami"

Ponure Poniedziałki: Joseph Sheridan Le Fanu "Dziecko, które odjechało z elfami"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Duch pani Crowl" (C&T, 2013)
Ileż to opowieści usłyszała zimą przy kominku o dzieciach porwanych o zmierzchu w odludnych miejscach przez elfy!
Na wschód od Limerick, wśród wzgórz i torfowisk, w małej zniszczonej chatce, mieszkała wdowa Mary Ryan z czwórką dzieci. Ponieważ w okolicy od dawna krążyły legendy o elfach, które wcale nie były dobrymi duszkami, kobieta bardzo dbała o swoje pociechy i pilnowała, żeby wraz z nadejściem zmroku wszystkie były bezpieczne w domu. Tego jednego wieczoru się to nie udało...

Tak to jest, kiedy nie masz czasu i wyboru opowiadania dokonujesz, sugerując się jedynie tytułem. Elfy - czyli pewnie będzie coś o Świętach, w sam raz na grudzień! Otóż nie;) Wszystko dzieje się jesienią, a tytułowe istoty wcale nie są pomocnikami Świętego Mikołaja (nie, żebym jakoś specjalnie liczyła na to ostatnie, biorąc pod uwagę że to proza Le Fanu;) Nie znaczy to jednak, że opowiadanie okazało się słabe. Wręcz przeciwnie.

Ponure wzgórza porośnięte wrzoścem, nie mniej ponure torfowiska i tajemnicza Lisnavoura - wzgórze będące podobno siedzibą elfów. Miejsce, do którego nie należy się zbliżać. Co spotkało dzieci biednej wdowy? Ile z nich - jeżeli którekolwiek - wróciło do domu? I co z tym wszystkim ma wspólnego pewna Murzynka, którą poznają czytelnicy "Carmilli"? O tym musicie przekonać się sami... Opowiadanie jest krótkie, lecz pełne tajemnic. Autor w bardzo dobry sposób podkreśla klimat grozy, najpierw opisem okolicy (niezbyt przyjemnej), a następnie stopniowym zdradzaniem tego, co spotkało dzieci. Do końca zastanawiałam się, kogo (lub co) spotkały one na swojej drodze. Postać Murzynki wskazuje na to, że całe zdarzenie mogło mieć związek z wampirami. Natomiast wielokrotnie wspomniane elfy, to całkiem inne - choć pewnie nie mniej grozne - siły. Według mitologii irlandzkiej, są "rasą istot nadprzyrodzonych, dość mocno odmiennych od ludzi", mieszkającą pod pagórkami lub kurhanami. Mają w zwyczaju porywanie nowo narodzonych dzieci, jednak dzieci z opowiadania są znacznie starsze. Czy Le Fanu odnosił się do jakiejś innej wersji irlandzkiej legendy o elfach? A może wykorzystał tylko jej fragmenty? "Na szybko" nie udało mi się znalezć żadnej interpretacji. Macie jakieś własne pomysły albo możecie skierować mnie do konkretnego tekstu? Będę wdzięczna;)

Podsumowując: to bardzo baśniowe opowiadanie o elfach, które wcale nie są zbyt przyjazne, z akcją w dosyć ponurej irlandzkiej okolicy. Wybrane do tego zbioru przez samego M. R. Jamesa, a więc z pewnością warte uwagi. Lektura nie zajmie Wam dużo czasu. Zdecydowanie warto!

Moja ocena: 5/6

Opowiadanie przeczytane w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/klasyka-horroru-2-wyzwanie-czytelnicze.html

12/07/2017 08:30:00 AM

Pani Bukowa "Wielki Ogarniacz Życia czyli Jak być szczęśliwym nie robiąc niczego"

Pani Bukowa "Wielki Ogarniacz Życia czyli Jak być szczęśliwym nie robiąc niczego"
Autor: Pani Bukowa
Tytuł: "Wielki Ogarniacz Życia czyli Jak być szczęśliwym nie robiąc niczego"
Wydawnictwo: Flow Books
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 304
Moje życie to chaos. Gdyby ktoś wynalazł Ogarniacz Życia, to otrzymałby nie tylko Nagrodę Nobla, ale też wszystkie moje pieniądze. Zwłaszcza że jest koniec miesiąca
Czy Wy też macie wrażenie, że tak trudno zapanować nad swoim życiem? Że sprawy wymykają się Wam spod kontroli? Czy wszystko, czego potrzebujecie do szczęścia to Wielki Ogarniacz Życia? Cóż, właśnie możecie go nabyć za niewielkie pieniądze. A przynajmniej książkę o takim właśnie tytule. Że to nie to samo? Kto by się przejmował... książka Pani Bukowej otworzy Wam oczy na kilka spraw i pomoże zorganizować swoje życie... albo dojść do wniosku, że dobrze Wam z tym, jak jest.

To książka napisana przez osobę, która "Lubi jedzenie i internety. I wino. I leżeć sobie". Dla mnie brzmi niemal jak pokrewna dusza (tylko wino wymieniłabym na kawę i książki, ewentualnie rum). Może znacie ją z profilu na Facebooku. Z "Wielkiego Ogarniacza Życia" dowiemy się między innymi, jak nie biegać, jak uzależnić się od seriali, jak się nie wysypiać oraz jak się zbłaźnić na rozmowie kwalifikacyjnej. Same przydatne porady;) A wszystko ładnie zilustrowane.

"Wielki Ogarniacz Życia" to świetna książka na chwilę relaksu i na poprawę humoru. Oraz prawdziwa kopalnia cytatów o życiu, które trafią do (prawie) każdej kobiety. Zaskoczyło mnie zakończenie, a dokładniej ostatni rozdział zatytułowany "Jak żyć...?". Pani Bukowa pisze w nim takie rzeczy, które naprawdę bardzo do mnie trafiły. I okazuje się, że nie trzeba całej książki psychologiczno-motywacyjnej, żeby trafnie podsumować moją obecną sytuację życiową i podsunąć kilka wskazówek, co dalej robić.

Mam właściwie tylko jedno zastrzeżenie, ale to już do wydawnictwa: naprawdę, papierowa okłądka się nie sprawdza i bardzo szybko niszczy. Już egzemplarze, które przyjechały do mojej księgarni bezpośrednio z magazynu Znaku, były lekko podniszczone. Niestety nie wygląda to dobrze:(

Dla fanów Pani Bukowej, dla osób chcących poprawić sobie humor oraz dla tych, którzy chcą ogarnąć swoje życie (albo i nie...) - polecam!;)

Moja ocena: 5/6
________________________
Zródło zdjęcia: moje

12/04/2017 10:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: M.R. James "Hrabia Magnus"

Ponure Poniedziałki: M.R. James "Hrabia Magnus"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Opowieści starego antykwariusza" (C&T, 2005)
"...to był przystojny mężczyzna, a wtedy nie miał twarzy, cała twarz została jakby wyssana z jego ciała, aż po kości"
To nie opis tytułowego hrabiego Magnusa. Raczej ofiary jakichś nieznanych, nie do końca określonych złowrogich sił, z rzeczonym hrabią współpracujących. Zacznijmy jednak od początku...

Narrator opowiadania streszcza czytelnikowi zapiski niejakiego pana Wraxalla, które znalazł w odziedziczonym przez siebie domu. Dotyczyły one podróży mężczyzny do Szwecji i miały na celu udokumentowanie jej, aby autor mógł następnie stworzyć książkę-relację z wędrówek po tym kraju i opis wszystkich interesujących rzeczy i ludzi, których napotkał na swojej drodze. Wycieczka ta zakończyła się jednak bardzo szybko, a zapiski odnosiły się w zasadzie tylko do jednego epizodu. Otóż Wraxall trafił do pewnej miejscowości, w której był stary dwór. O jego dawnym właścicielu, hrabim Magnusie, krążyły wśród miejscowej ludności pewne legendy, których zasłyszane strzępki bardzo Wraxalla zainteresowały. Postać hrabiego coraz mocniej go intrygowała. Koniecznie chciał się też dostać do mauzoleum, w którym spoczywały szczątki szlachcica, a najlepiej otworzyć trumnę i zobaczyć je na własne oczy. Wiecie, nie zawsze warto być ciekawskim, bo może się to obrócić przeciwko Wam...


Ta opowieść jest fenomenalna. Już sama jej forma bardzo mi się spodobała - mamy tu do czynienia z relacją z drugiej ręki, a nie z fragmentami dziennika głównego bohatera, jak to często bywa w przypadku tego rodzaju opowiadań. Ten sposób przedstawienia historii sprawił, że całość wypada bardzo spójnie, a i narrator mógł dodać wszelkie potrzebne poboczne informacje na temat całej sprawy. Uniknięto przy okazji przydługich rozważań natury filozoficznej czy też domysłów na temat pochodzenia nadprzyrodzonych sił, z którymi zetknął się Wraxall. M. R. James ujawnił czytelnikowi tyle szczegółów, ile uważał za stosowne, resztę pozostawiając w sferze domysłów. I to było najlepsze, co mógł zrobić. 

Chociaż łatwo domyślić się, co takiego zrobił kiedyś hrabia Magnus i jakiego straszliwego pomocnika zyskał, pewne niedopowiedzenia pojawiające się w tekście tworzą niesamowity klimat grozy. Niby wiemy, o co chodzi, a jednak nie możemy poznać wszystkich szczegółów i rzucane od czasu do czasu opisy tajemniczych postaci w długich płaszczach i kapturach lub tego, co stało się z ludzmi, którzy weszli im w drogę, znakomicie podkreślają atmosferę grozy i tajemniczości. 

Zarówno opowiadanie "Hrabia Magnus", jak i cały zbiór "Opowieści starego antykwariusza" będzie świetną lekturą na grudniowe wieczory. Przy tej okazji warto powtórzyć za autorem wstępu do wymienionego zbioru, Markiem S. Nowowiejskim, że: "Większość opowiadań napisał James z myślą, by odczytywać je przyjaciołom, zwykle w okresie świąt Bożego Narodzenia".

Moja ocena: 5/6

12/01/2017 06:30:00 AM

Groza na grudzień - jakie horrory warto przeczytać w tym miesiącu?

Groza na grudzień - jakie horrory warto przeczytać w tym miesiącu?
Z horrorami kojarzy mi się głównie jesień, bo właśnie o tej porze roku pogoda najbardziej pasuje do opowieści grozy - jest zimno, deszczowo, ciemno, ponuro... Ale lubię horrory i chętnie czytam je przez cały rok. I może ktoś z Was również. Dlatego pomyślałam, że warto stworzyć zestawienie kilku tytułów, po które można sięgnąć w grudniu, zamiast cukierkowych świątecznych opowieści o miłości (nie mówię, że takie książki są złe, ale wiecie - ja naprawdę lubię horrory). Zapraszam!


Przede wszystkim: Joe Hill i jego powieść "Nos4a2", o której pisałam TUTAJ. W Gwiazdkowej Krainie Boże Narodzenie trwa cały rok i wszystkie dzieci są tam mile widziane. Szkoda tylko, że Krainę stworzył pewien Upiór, dzieci są w niej uwięzione, a każdy dorosły który tam trafi, zostanie rozerwany przez nie na strzępy... Idealna książka na grudzień.

Stephen King "Lśnienie". Jack Torrance i jego rodzina spędzają zimę w położonym na odludziu hotelu Panorama, w którym dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Idealna lektura na czas, kiedy za oknem szaleje burza śnieżna.

Dan Simmons "Terror". Kolejna mrozna lektura. Tym razem o wyprawie w okolice Bieguna Północnego. I o pewnym potworze... Autor wykorzystał prawdziwą historię ekspedycji, której członkowie niestety nie powrócili już do domów. 


Peter Straub "Upiorna opowieść". Ta książka pojawiała się chyba we wszystkich rankingach horrorów na grudzień, które przejrzałam przy okazji przygotowań do napisania tego posta. Opowiada o grupie osób, które spotykają się regularnie, żeby dzielić się ze sobą strasznymi historiami. Co ma wspólnego z grudniem? Jeszcze nie wiem, ale chętnie się przekonam.

Phil Rickman "December". Jak mówi opis z portalu Goodreads: "Thirteen years ago on a cold December night, a rock band called The Philosophers Stone gathered in the ancient ruins of an abbey to record their new album.The evening ended in bloodshed and death". Czy muszę Was dalej zachęcać?

M. R. James i jego opowieści o duchach. Klasyka gatunku. Sama planuję po nie sięgnąć właśnie w grudniu, w związku z wyzwaniem "Klasyka horroru". 


Czytaliście coś z powyższej listy? A może macie własne pomysły na grudniową grozę?
______________
Zródła zdjęć:
1. Moje 
Pozostałe: http://lubimyczytac.pl/ https://www.goodreads.com/
Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger