2/28/2018 08:27:00 AM

Sarah Pinborough "13 minut"

Sarah Pinborough "13 minut"
Autor: Sarah Pinborough
Tytuł: "13 minut"
Tytuł oryginału: "13 minutes"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 424

Natasha była w stanie śmierci klinicznej przez 13 minut. To cud, że przeżyła po tym, jak wyłowiono ją nieprzytomną z lodowatej rzeki. Cud, że ktoś znalazł ją tam wczesnym rankiem, kiedy wokół nic się nie dzieje, a okoliczna miejscowość dopiero zaczyna budzić się do życia. Teraz dziewczyna nie pamięta kilkudziesięciu godzin poprzedzających jej wypadek. Właśnie, czy Tasha sama wpadła do wody czy ktoś wepchnął ją tam specjalnie? Co robiła poza domem w środku nocy? I dlaczego jej najlepsze przyjaciółki zaczynają się podejrzanie zachowywać i najwyraźniej mają nadzieję, że Natasha niczego sobie nie przypomni...?

Zaczęłam czytać tę książkę w pracy (coraz rzadziej, ale jednak zdarzają się takie momenty, kiedy mogę zagłębić się w lekturze) i bardzo wciągnęła mnie cała historia. Narracja skupia się na kilku osobach i przybiera różne formy. Wydarzenia dotyczące Tashy poznajemy dzięki lekturze fragmentów jej dziennika, który zaczęła prowadzić po wypadku. W fabułę wplecione są również zapisy sesji terapeutycznych Natashy, fragmenty przesłuchań podejrzanych w jej sprawie oraz notatki policjantki prowadzącej śledztwo. Zdecydowaną większość wydarzeń autorka zaprezentowała jednak w "tradycyjny" sposób, posługując się narracją trzecioosobową. Poznajemy tak między innymi Bex, niegdyś najlepszą przyjaciółkę Tashy, teraz zepchniętą na margines, jej chłopaka Aidena, Jenny i Hayley - obecne przyjaciółki Natashy oraz ich rodziny. I relacje panujące w szkole, do której uczęszczały wszystkie dziewczyny.

Początkowo wydaje się, że sama historia nie będzie zbyt skomplikowana. Chociaż Natasha nic nie pamięta, łatwo możemy wskazać najbardziej podejrzane osoby. Szybko jednak na jaw wychodzą coraz to nowe fakty, a autorka kilka razy próbuje zmylić czytelnika, tak żeby finałowe rozdziały okazały się dla niego niespodzianką. Ze mną nie do końca się to udało, ale też nie przewidziałam wszystkich jej podstępów;)

To interesująco skonstruowany thriller, którego bohaterami są młode dziewczyny. Kto chciał pozbyć się szkolnej królowej? Czyżby jej najlepsze przyjaciółki? A może zazdrosna, odtrącona, dawna BFF? A może ktoś zupełnie inny...? Nie zawiodłam się na lekturze, chociaż pod koniec emocje zdecydowanie opadły. Jednak "13 minut" to nie tylko historia próby zabójstwa Tashy. To również opis relacji panujących w szkole, tego jak działają mechanizmy tworzenia plotek, zyskiwania na popularności oraz jej tracenia. Facebook, Twitter, Instagram... To tam w dużej mierze rozgrywa się życie szkolnej społeczności. Autorka bardzo dobrze to przedstawiła.

"13 minut" nie jest książką wybitną, ale na tyle dobrą, że czytało się ją szybko i lekko, intrygowała, a chwilami naprawdę nie pozwalała się od niej oderwać. Polecam ją miłośnikom thrillerów psychologicznych których nie zrazi fakt, że głównymi bohaterkami są tutaj nastoletnie (wredne) dziewczyny. Czy odnajdziecie się w ich świecie?

Moja ocena: 4,5/6
____________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2.  Photo by Wang Xi on Unsplash

2/21/2018 05:00:00 PM

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"
Autor: Megan Miranda
Tytuł: "Miasteczko kłamców"
Tytuł oryginału: "All the Missing Girls"
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 400

W lesie są oczy, potwory i historie
Kiedy jakaś osoba zostaje uznana za zaginioną, reakcje jej bliskich mogą być bardzo różne. Jedni robią wszystko, żeby ją odnaleźć lub chociaż dowiedzieć się, co ją spotkało. Inni uciekają od prawdy i pogrążają się w kłamstwie. A jeśli kłamie całe miasteczko...?

Dziesięć lat temu zaginęła Corinne. Po tym, co stało się tamtego lata, jej najlepsza przyjaciółka wyjechała z Cooley Ridge i skutecznie odcięła się od tamtych wydarzeń i ludzi, którzy kiedyś byli całym jej światem. Teraz Nico musi wrócić... Nico nie dają spokoju słowa jej ojca, który twierdzi, że widział "tę dziewczynę". I chociaż mężczyzna cierpi na demencję, istnieje szansa że naprawdę widział Corinne. Krótko po powrocie Nico do miasteczka okazuje się, że zaginęła kolejna dziewczyna. Wydarzenia sprzed dziesięciu lat powracają ze zdwojoną siłą. Kto stoi za tymi zniknięciami? I kto mówi prawdę, a kto kłamie?


Na początku nie spodobała mi się konstrukcja powieści. Najpierw dostajemy wprowadzenie do całej sytuacji, następnie poznajemy wydarzenia, które miały miejsce w "dniu piętnastym", potem przechodzimy do "dnia czternastego" i tak cofamy się aż do daty powrotu Nico do Cooley Ridge. Wszystko po to, żeby dowiedzieć się, co się stało z zaginionymi dziewczynami. Nie spodobało mi się to, bo ciężko było mi się odnaleźć w tego rodzaju narracji, musiałam czytać bardzo uważnie, żeby odpowiednio łączyć fakty i ułożyć je sobie w głowie. Jednak im bliżej końca książki, tym większy sens zyskiwały poszczególne wydarzenia. Po lekturze całości przyznaję, że opowiedzenie tej historii chronologicznie pozbawiłoby ją wszelkich emocji i niespodzianek.

Bardzo lubię tego rodzaju powieści. Takie, w których podczas lektury można poczuć atmosferę małego miasteczka pełnego intryg i tajemnic. Ciekawiło mnie to, co stało się z Corinne i przyznaję, że na początku nie polubiłam Nico, głównej bohaterki. Nie była ona jednak taką dziewczyną, która budzi sympatię. Pełna dziwnych przemyśleń, nie pałająca zbytnią miłością do swojego narzeczonego, ukrywająca różne zdarzenia z przeszłości. Czy można kibicować takiej bohaterce? Okazało się, że tak. Do tego potrzebowałam jednak lektury prawie całej książki.

Jeśli lubicie nieoczywiste thrillery pełne tajemnic i z zagmatwaną akcją, "Miasteczko kłamców" będzie pozycją dla Was. Warto zmierzyć się z zawartą w nim zagadką zaginionych dziewczyn i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy prawda zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. A może warto zrobić wszystko, żeby chronić najbliższych?

 Byliśmy miasteczkiem pełnym strachu, szukającym odpowiedzi. Ale byliśmy również miasteczkiem pełnym kłamców
Moja ocena: 5/6 
______________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Geran de Klerk on Unsplash

2/19/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Emily Carroll "The Groom"

Ponure Poniedziałki: Emily Carroll "The Groom"
Komiks można przeczytać TUTAJ

Dzieci mają różne pomysły. Na przykład takie, żeby wziąć do domu zabawkę znalezioną gdzieś na śmietniku. Ale nie byle jaką - pudełko przedstawiające scenę wesela. Było wspaniale wykonane, a Monice i Regan nie przeszkadzało, że brakuje w nim kilku elementów: aparatu fotografa, próbującego uwiecznić całą scenę na zdjęciu, czy... pana młodego. Dziewczynki bez trudu wykonały nową figurkę i świetnie się bawiły, wymyślając kolejne wersje całej historii (dlaczego pan młody spóznił się na wesele, kim są osoby siedzące przy stole). Były one jednak dosyć makabryczne. A z samymi figurkami wkrótce zaczęło się dziać coś dziwnego...

Bardzo, bardzo lubię komiksy Emily Carroll. Są szalenie niepokojące, pięknie narysowane i posiadają niepowtarzalny klimat. "The Groom" nie będzie jednak należał do tych najwyżej przeze mnie ocenianych, bo czegoś mi w tej historii zabrakło. Może wyraznego, strasznego zakończenia (chociaż i tak było ono dosyć ponure)? A może po prostu dobry komiks nie wypada już tak korzystnie na tle innych, świetnych historii tej autorki? Zwłaszcza tych, w których główną rolę odgrywa las, niezwykle złowieszczy i kryjący w sobie tajemnice...

Mimo wszystko - przeczytajcie ten komiks. Bardzo możliwe, że po tej lekturze zechcecie poznać inne prace Emily Carroll. I nie pożałujecie tej decyzji. Może tylko czasem przyśni się Wam jakiś koszmar...

Moja ocena: 4/6

O Emily Carroll pisałam też TUTAJ, TUTAJ i jeszcze TU. I TU.

2/11/2018 09:11:00 AM

B.A. Paris "Za zamkniętymi drzwiami"

B.A. Paris "Za zamkniętymi drzwiami"
Autor: B.A. Paris
Tytuł: "Za zamkniętymi drzwiami"
Tytuł oryginału: "Behind Closed Doors"
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 301
"Nic nie pozbawia nas sił równie skutecznie jak strach"
Wystarczy jeden rzut oka na okładkę, żeby zacząć się zastanawiać, co jest nie tak z dwójką głównych bohaterów tej powieści. Jack i Grace to na pozór idealne małżeństwo. Jednak to, co zbyt perfekcyjne, z pewnością zupełnie takie nie jest. W tym przypadku bardzo szybko przekonujemy się, że Jack kontroluje całe życie Grace, każde jej zachowanie i wszystkie wypowiedziane słowa. Przed światem udają zakochaną do szaleństwa parę, a to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich pięknego domu.... to już zupełnie inna historia.

Trochę nie rozumiem, po co zachęcanie czytelnika tekstami na okładce w rodzaju "Doskonałe małżeństwo czy perfekcyjne kłamstwo?", skoro już od pierwszych stron książki wiemy, że mamy do czynienia z tym drugim. Poza tym autorka bardzo szybko zdradza czytelnikowi całą historię, nie ma tu więc dużego zaskoczenia. Oczywiście opowieść o związku Jacka i Grace była dla mnie fascynująca, a całość czytało mi się naprawdę dobrze, jednak zabrakło trochę emocji i niespodzianek. Jack wydawał się zbyt... perfekcyjny w tym, co robił, a Grace zbyt bezradna. Z jednej strony po tym wszystkim, co przeżyła, miała nerwy w strzępach, z drugiej strony, potrafiła doskonale grać przed znajomymi męża oraz swoją rodziną i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. I co z rodziną i znajomymi tego małżeństwa, którzy nie widzieli nic dziwnego w tym, że po ślubie (po 6 miesiącach znajomości!) Grace nagle się od wszystkich odcięła, że nie wychodzi nigdzie bez męża, że nie ma już swojego telefonu komórkowego, rzuciła pracę i całymi dniami siedzi w domu. A podczas spotkań towarzyskich nie wychodzi nawet sama do toalety. Może właśnie tutaj tkwi problem z tą powieścią - w kreacji bohaterów, która nie była dla mnie do końca wiarygodna.


Podobała mi się za to konstrukcja książki, podzielenie rozdziałów na "Kiedyś" i "Teraz" i stopniowe odsłanianie przed czytelnikiem całej historii. Ostatecznie nie mogę też narzekać na samą fabułę, bo pomysł (choć nie będący niczym nowym) był dla mnie intrygujący i naprawdę chciałam wiedzieć, jak zakończy się cała historia. A fakt, że powieść czytało mi się dobrze i szybko (chociaż cały czas byłam chora i ciężko było mi się skupić na lekturze), w tym przypadku świadczy na jej korzyść. 

Podsumowując... mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony, książkę czytało mi się dobrze i niezle się bawiłam podczas lektury. Z drugiej jednak, po tak zachwalanej powieści spodziewałabym się czegoś trochę lepszego, mniej sztampowych bohaterów i jeszcze bardziej zaskakującej historii. Nie było zle, ale z najnowszą książką autorki ("Na skraju załamania") wiążę większe nadzieje. Obym się nie zawiodła;)

Moja ocena: 4,5/6
_____________
Zródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Bruno Martins on Unsplash

2/05/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Algernon Blackwood "Urok śniegu"

Ponure Poniedziałki: Algernon Blackwood "Urok śniegu"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Wendigo i inne upiory" (C&T, 2006)
Coś, co zrodziło się ze śnieżnej pustki, z mroku nocy, dostojeństwa ciszy i bezmiaru górskiej samotności, spłynęło z tej lodowej przestrzeni w głąb jego serca i poczęło go przyzywać.
Tak, coś wzywało Hibberta do siebie. Mężczyzna, przebywający w górskim kurorcie i oddający się pracy czuł się rozdarty pomiędzy miłością do natury i przynależnością do świata ludzi. Marzycielskim wzrokiem spoglądał na ośnieżone szczyty gór. Cieszył się ciszą, światłem księżyca i śniegiem, kiedy pewnej zimowej nocy został sam na lodowisku. Ale... czy na pewno był sam? Właśnie wtedy jakby znikąd pojawiła się przy nim dziewczyna. Pełna gracji, z twarzą przesłoniętą przez futrzany kołnierz i grubą czapkę, a jednak niesamowicie fascynująca. Bił też od niej pewien chłód... Od tego spotkania Hibbert nie mógł o niej zapomnieć i niecierpliwie wypatrywał jej sylwetki wśród setek innych. I ciągle czuł osobliwy pociąg do gór, dzikiej natury i ośnieżonych przestrzeni
Znała bowiem i wierzyła w stare ludowe podania o czarownicach i śnieżnych istotach kradnących dusze mężczyzn
Czy Hibbert był tylko niepoprawnym marzycielem, zauroczonym pięknem zimowej przyrody i tajemniczą nieznajomą czy też padł ofiarą podstępu i ktoś - lub coś - chciało go koniecznie zwabić do siebie? Musicie doczytać sami. Jeśli jednak choć trochę znacie prozę Blackwooda, łatwo Wam będzie odpowiedzieć na to pytanie. 


Podobnie jak w innych tekstach autora, także i tutaj niesamowite wrażenie wywierają na czytelniku opisy przyrody. Pięknej, wyniosłej i niesamowicie groznej. Akurat w przypadku "Uroku śniegu" mamy do czynienia z górską, zimową scenerią, ze śniegiem padającym obficie i przykrywającym wszystko, co nieładne...a także tłumiącym wszelkie dzwięki. I wszelkie życie. Ten śnieg i kryjące się wśród niego istoty mogą być niezwykle niebezpieczne, dlatego trzeba pamiętać, żeby nie poddawać się bezgranicznie ich urokowi. 

Dobrze czytało się to opowiadanie, mając za oknem podobną zimową scenerię i obficie padający śnieg. Tylko... teraz trochę strach wychodzić wieczorem na samotny spacer... 

Moja ocena: 5/6

Jeśli chcecie poczytać więcej o istotach, które czają się wśród śniegu, polecam zajrzeć do jednego z odcinków Przestrzeni Grozy, o TUTAJ

Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger