Opowiadania pochodzą ze zbioru "Pazdziernikowa kraina" (C&T, 2009)
Pazdziernik to piękny miesiąc. Liście zmieniają kolory i wszystko wygląda zupełnie inaczej. Robi się trochę zimniej i może momentami bardziej ponuro, ale... to wszystko ma swój urok. Dodatkowo ten miesiąc jest idealny do czytania horrorów;) Dlatego kiedy Luka z Przestrzeni Tekstu zaproponowała na pazdziernik twórczość (między innymi) Raya Bradbury'ego wiedziałam, że muszę wrócić do tego właśnie zbioru opowiadań. Dzisiaj, trochę nietypowo jak na Ponure Poniedziałki, zapraszam na wpis o trzech tekstach jednego autora - każdy jest inny, a jeden bardziej przerażający od drugiego...
Na początek: "Zbiegowisko".
Zastanawialiście się kiedyś jak to jest, że w miejscach wypadków bardzo szybko zbierają się gapie? Pół biedy, jeśli ten tłum nie przeszkadza poszkodowanym, wzywa służby ratunkowe, a nawet sam jest pomocny. Gorzej, jeśli tłoczy się wokół ofiary wypadku, zabiera jej powietrze... I jak to jest, że bardzo często w tym tłumie widać te same twarze?
Głównym bohaterem tekstu jest mężczyzna o nazwisku Spallner. Miał on wypadek samochodowy, z którego na szczęście wyszedł prawie cało, choć nie obyło się bez wizyty w szpitalu. Bardziej jednak niż dolegliwości fizyczne, Spallnera męczyło coś innego - to wrażenie, że tłum gapiów pojawił się wokół niego prawie natychmiast po całym zdarzeniu. Nie daje mu to spokoju, staje się wręcz obsesją. Zaczyna śledzić informacje o innych tego rodzaju zdarzeniach i dochodzi do zaskakującego wniosku - twarze w tłumie się powtarzają. Ale dlaczego? Czego chcą od ofiar? Kim są?
To dobre opowiadanie, choć nie takie, które zapadnie w pamięć na dłużej. Chociaż, tak jak w przypadku innych tekstów Bradbury'ego, również i ten jest bardzo niepokojący. Razem z głównym bohaterem zaczynamy się zastanawiać, kim są tajemniczy ludzie, czerpiący taką przyjemność z obserwowania skutków różnych wypadków. Wyjaśnienie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, ale...
...ale kolejnym opowiadaniem, które przeczytałam, był "Pajacyk z pudełka". I tutaj już było o wiele lepiej.
Edwin to chłopiec, który mieszka wraz z matką w ogromnej posiadłości, będącej dla nich całym światem. Dom jest otoczony przez gęsty las, w którym mieszkają Bestie, dlatego Edwin nie może tam chodzić. Nie chce przecież zostać przez nie zgnieciony, jak kiedyś jego ojciec... Dni chłopca mijają na zabawach z matką, nauce w towarzystwie tajemniczej Nauczycielki i zwiedzaniu ogromnego domu. Edwin musi jednak pamiętać, że niektóre drzwi są zamknięte nie bez powodu, do niektórych pomieszczeń naprawdę nie wolno wchodzić. Ale przecież potrzebną mu wiedzę czerpie z opowieści Nauczycielki i z książek. To nic, że wiele tomów ma część stron wyrwanych lub zaklejonych, że tak wielu rzeczy mu nie wolno...
To piękny, wręcz baśniowy tekst. Skrywający tajemnicę, którą nie jest bardzo trudno przejrzeć. Zdecydowanie zrobicie to szybciej niż Edwin. Tytułowy pajacyk z pudełka jest tutaj pewnym symbolem, który również będzie łatwo rozszyfrować. Sam pomysł jednak, jak również i wykonanie, zasługują na najwyższą ocenę. Opowiadanie może wywołać dreszcze, a historia Edwina nie opuści nas jeszcze przez jakiś czas od zakończenia lektury. Przynajmniej tak było w moim przypadku. To połączenie baśniowości z bardzo prozaicznym zakończeniem... niesamowicie spodobał mi się ten pomysł.
Ostatnim tekstem, o którym dzisiaj napiszę, jest "Kosa".
Wszystko zaczęło się bardzo obiecująco: oto mamy rodzinę, która musiała opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania i znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Mieli jednak siebie i mieli środek transportu... przynajmniej do czasu, aż skończyła im się benzyna. Stało się to jednak w pobliżu chatki, otoczonej ogromnym polem pszenicy. Jak się okazało, poprzedni właściciel domku zmarł i teraz rodzina mogła zamieszkać w tym miejscu - mieli dach nad głową, pełną spiżarnię...czego chcieć więcej? Tylko... co z kosą, znalezioną przy martwym staruszku? Co miał znaczyć wyryty na niej napis: Kto mną włada - włada całym światem! I dlaczego pszenica otaczająca chatę miała takie dziwne właściwości...?
To opowiadanie spodobało mi się chyba najbardziej. Ray Bradbury ponownie świetnie połączył ze sobą elementy baśniowe oraz te bardzo prozaiczne. Mamy więc tajemniczą chatkę, do której bohaterowie trafiają na pewno nie bez powodu. Dziwne zboże, które niedługo po ścięciu gnije, a na drugi dzień wyrasta ponownie. Kosę, która nie jest tylko i wyłącznie symbolem, ale ma konkretne działanie. A to wszystko nie tak daleko autostrady prowadzącej do Kalifornii i stłoczonych na niej aut...
Mam trochę zastrzeżeń co do samego zakończenia, ale nie będę teraz o tym pisać, żeby wszystkiego nie zdradzić. Mimo wszystko, tutaj - tak jak i w poprzednim opowiadaniu - urzekła mnie atmosfera całego tekstu. Oraz niepokój, jaki Ray Bradbury potrafił wprowadzić do wszystkiego, co pisał. To niewygodne uczucie, że pozornie nie dzieje się nic niezwykłego, ale pod powierzchnią codziennych (przynajmniej dla bohaterów) zdarzeń kryje się coś strasznego. Autor udowodnił, że nie trzeba bardzo wyszukanych i fantastycznych pomysłów, żeby wywołać u czytelnika dreszcze. Wystarczy napisać o niezwykłych przypadkach w - wydawałoby się - zwykłym życiu...
Tak, pazdziernik to zdecydowanie najlepsza pora na lekturę opowiadań Raya Bradbury'ego.
Teksty przeczytane w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
_________________
Zródła zdjęć: https://pl.pinterest.com