Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Opowieści niesamowite. Groza i niesamowitość w prozie rosyjskiej XIX i początku XX wieku" (PIW, 1990).
W powiecie rieżeńskim znaleziono ciało. Nie wiadomo, czyje. Pomimo wywieszonego ogłoszenia, w którym dość szczegółowo opisano wygląd zmarłego, nie zgłaszał się nikt kto mógłby go rozpoznać. Po trzech tygodniach bezowocnych poszukiwań, kiedy zajmujący się sprawą urzędnik sądowy Sewastianycz siedział samotnie w chacie i raczył się nalewką domowej roboty, ktoś złożył mu wizytę... Ktoś podający się za właściciela ciała.
"- A ten nieboszczyk to kim był dla pana, pański poddany?...
- Nie, Iwanie Sewastianyczu, gdzie tam poddany, to jest moje własne ciało."
Być może pewnym wyjaśnieniem będzie fakt, że kiedy urzędnik podniósł w końcu głowę znad papierów i dokładnie się rozejrzał, nie zobaczył w chacie nikogo... a jednak ktoś do niego mówił. I uparcie domagał się wydania ciała. Swojego ciała. Sewastianycz jednak nie stracił rezonu.
"- Rad bym panu pomóc, szanowny panie, ale doprawdy nic nie pojmuję z pańskich słów... Czy ma pan podanie?...
- Na litość Boską, jakie podanie? Jak mógłbym bez ciała napisać?"
Jak możecie zauważyć, tekst ma raczej groteskowy i ironiczny charakter. Owszem, jest trup. I coś/ktoś w rodzaju ducha, kto bardzo chce odzyskać władzę nad swoim ciałem. Jednak ciało dostało się w ręce rosyjskich urzędników. I spróbujcie z nimi wygrać...
Może i ilustracja nie ma związku z treścią... ale jest niezwykle klimatyczna. I też odnosi się do pewnej rosyjskiej opowieści. |
W notce dotyczącej Włodzimierza Odojewskiego, zamieszczonej w wyżej wymienionym zbiorze, można właśnie przeczytać: opowiadanie to znakomicie prezentuje właśnie Odojewskiego - mistrza satyry i groteski, świetnego obserwatora anomalii współczesnego życia. Natomiast we wstępie autorstwa Rene Śliwowskiego znajdujemy szerszy opis tego, jak postępowano w dawnej Rosji w przypadku znalezienia niezidentyfikowanych zwłok (swoją drogą, jest jakaś rosyjska wersja Johna Doe?;) Otóż: sam fakt znalezienia na terenie jakiejś wioski nieboszczyka - a zdarzało się to często - zatem wszczęcia śledztwa w gminie, oznaczał ruinę jej członków. Okupienie się przybyłym urzędnikom sądowym nie było sprawą prostą: łupili wszak ze znawstwem, do ostatniej koszuli. Śliwowski cytuje też fragment wspomnień Aleksandra Hercena: Jeśli isprawnik i naczelnik policji ziemskiej natrafią na jakieś zwłoki, korzystając z mrozu wożą je przez dwa tygodnie po wsiach wotiackich i w każdej wsi oświadczają, że je dopiero co znaleźli i że śledztwo i sąd ma się odbyć w ich wsi. Wotiacy wykupują się.
Jasne jest więc, że w przypadku tego opowiadania ostrze satyry wymierzone było właśnie w rosyjskich urzędników. Nie zapominajmy jednak o trupie. I samym właścicielu ciała. Oraz o Księżycu... Jeśli chcecie poczytać więcej o tym ostatnim, oraz o powiązaniach między twórczością Odojewskiego i Gogola, odsyłam Was do artykułu Joanny Łaszcz "O dwóch bajkach z Księżycem w tle". Chociaż już teraz mogę wspomnieć, że tekst Odojewskiego i opowiadanie Gogola zatytułowane "Nos" dużo ze sobą łączy;)
Czy warto przeczytać "Bajkę..."? Owszem. Ale bardziej dla wielokrotnie wspomnianej już groteski, niż dla atmosfery grozy - która akurat w tym przypadku praktycznie nie występuje. Osobiście wolę rosyjskie opowieści niesamowite o nieco innym charakterze (patrz: "Wij"). I takich będę szukać. W końcu jeszcze cały zbiór opowiadań przede mną;)
Moja ocena: 4/6
___________________Źródło zdjęcia: https://www.pinterest.com/pin/179299628887208566/