Autor: Brittainy C. Cherry
Tytuł: "Kochając pana Danielsa"
Tytuł oryginału: "Loving Mr Daniels"
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 432
Wiecie jaka jest największa zaleta torebki? Można w niej nosić książki
Chciałam na chwilę oderwać się od thrillerów i poczytać coś lekkiego, o miłości. Dostałam książkę, w której po lekturze pierwszych stron czytelnik dowiaduje się o śmierci kilku osób. Fantastycznie, pomyślałam. Ale wątek miłosny też bardzo szybko się pojawił. A cała powieść okazała się być czymś więcej, niż tylko "zwykłym" romansem. Chociaż nie do końca mnie zachwyciła.
Ashlyn musi poradzić sobie z kilkoma niesamowicie przykrymi sprawami. Przede wszystkim - zmarła jej siostra blizniaczka, bez której dziewczyna nie wyobraża sobie życia. W dodatku jest zmuszona do przeprowadzki do innej części kraju i zamieszkania u ojca, który do tego pory nie interesował się zbytnio losem swoich córek. To dla niej praktycznie obcy mężczyzna. A matka z jakiegoś powodu na to wszystko pozwala i przestaje się do niej odzywać. Jakby tego było mało, niesamowicie przystojny chłopak, z którym Ashlyn szybko nawiązuje znajomość w nowym miejscu i który kompletnie zawrócił jej w głowie, okazuje się być... jej nowym nauczycielem. I nieważne, że różnica wieku między nimi jest niewielka. Taka relacja pomiędzy uczennicą a nauczycielem zupełnie nie wchodzi w grę. Na pociechę Ashlyn ma listę zadań od zmarłej siostry i pakiet listów, każdy do przeczytania po zrealizowaniu konkretnego celu. Ale czy to wystarczy? Jak Ashlyn poradzi sobie z odejściem siostry i czy jej uczucie do pana Danielsa ma w ogóle rację bytu?
Podobało mi się, że autorka nie ograniczyła się do opisania samej relacji pomiędzy Ashlyn i panem Danielsem. Równie ważne były tutaj kwestie radzenia sobie z żałobą oraz problemów dorastania i akceptacji odmienności. To zdecydowany plus tej powieści. Fascynacja głównych bohaterów dziełami Szekspira również była ciekawym wątkiem, chociaż nazywanie tego pisarza "Szeksem" nieco mnie zaskoczyło;)
Nie będę zdradzać zakończenia, ale decyzje głównej bohaterki były w większości naprawdę mądre i przemyślane. I nie do końca typowe dla historii miłosnych.
W "Kochając pana Danielsa" było też kilka rzeczy, które nie zyskały mojej aprobaty. Scena namiętnych pocałunków na cmentarzu (rozumiem, że w danej chwili mogło nie być lepszego miejsca, ale... naprawdę?) czy zbyt wzniosłe, napuszone zdania używane czasami w narracji lub w rozmowach bohaterów, na przykład: Nasze serca zawsze będą dla siebie bić. Przeznaczeniem naszych dusz było wspólne spalanie się w tajemnym płomieniu rozpalającym wszechświat nadzieją i pasją. Większość ludzi nie potrafiła tego pojąć. Przyznaję, ja też nie potrafię;)
Niektórzy zarzucają też "Kochając pana Danielsa" niedopracowanie wątku miłosnego oraz zbyt szybkie i niedbałe zakończenie całej historii. Faktycznie, autorka mogła bardziej nad tym popracować. Całość wypada jednak dosyć dobrze, zwłaszcza jeśli lubicie pełne dramatów opowieści o miłości i dojrzewaniu, ze słodko-gorzkim zakończeniem. Jeśli jesteście miłośnikami new adult, a zwłaszcza powieści Colleen Hoover, też spokojnie możecie sięgnąć po "Kochając pana Danielsa". Jeżeli natomiast szukacie czegoś bardziej skupionego na historii miłosnej głównych bohaterów... chyba musicie wybrać inną książkę.
Moja ocena: 4/6
___________
Zródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Aziz Acharki on Unsplash
Pamiętam że podczas premiery tej książki miałam w planach ją przeczytać. Ale potem jakoś się nie złożyło i teraz już niespecjalnie mam na nią ochotę.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która nie poznała jeszcze twórczości tej autorki. Wypadałoby to nadrobić...
OdpowiedzUsuń