Autor: Nicky Pellegrino
Tytuł: "Przepis na życie"
Tytuł oryginału: "Recipe for life"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 400
"Przepis na życie" to powieść o poszukiwaniu swojego miejsca, o miłości i gotowaniu. Opisane są w niej losy grupy kobiet, w szczególności Babetty i Alice. Alice to młoda Angielka, która po porzuceniu jej przez chłopaka i przeżyciu napadu rzuca studia i wyjeżdża do Londynu. Zamieszkuje u przyjaciółki Leili i podejmuje pracę w restauracji. Babetta natomiast to starsza Włoszka mieszkająca wraz z mężem w Triento. Razem zajmują się ogrodem w Villa Rosa.
Ich losy splatają się, kiedy matka Leili kupuje dom Villa Rosa, a dziewczyny przyjeżdżają do niej na wakacje.
Gdzieś we Włoszech. Może właśnie tak wyglądało powieściowe Triento? |
Rozdziały na przemian opowiadają o losach Alice i Babetty, przy czym te dotyczące Angielki pisane są w pierwszej osobie.
Nie mam zastrzeżeń do sposobu prowadzenia narracji. Książkę czyta się bardzo dobrze. Natomiast właściwie żaden z bohaterów, oprócz Babetty, nie wzbudził mojej sympatii. Alice początkowo nie irytowała, jednak jej późniejsze niezdecydowanie zaczęło mnie denerwować. Nie chciała przejąć kontroli nad własnym życiem, nie podejmowała prób uporządkowania relacji z bliskimi, tkwiła w dziwnych związkach, ponieważ to było dla niej wygodne. Babetta z kolei była staruszką, której życie nie oszczędzało. Od lat ciężko pracowała. Potrafiła jednak cieszyć się pięknem miejsca, w którym mieszkała, obecnością bliskich, pracą w ogrodzie i gotowaniem. To naprawdę pozytywna postać.
A może tak prezentowało się miejsce, w którym Alice uczyła się przyrządzać pizzę? |
Pierwsza część powieści, opisująca pierwszy pobyt Angielek w Villa Rosa, podobała mi się najbardziej. Później życie bohaterów coraz bardziej się komplikowało, a podejmowane przez nich decyzje coraz mniej mnie satysfakcjonowały.
Tak mogła z kolei wyglądać kuchnia Babetty |
Mimo wszystko jest to przyjemna lektura. Jednak polecam mieć przy sobie podczas czytania coś dobrego do jedzenia - opisy smakowitych włoskich potraw są naprawdę kuszące.
Moja ocena: 4/6
______________________Źródła zdjęć:
http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/62000/62532/155x220.jpg
http://media-cache-ec3.pinterest.com/550x/e7/63/22/e763223b0aa370b250c9f63cb98b80cd.jpg
http://media-cache-lt0.pinterest.com/550x/6c/56/4b/6c564b29c0a461441f0a3474c3c7d0c5.jpg
http://media-cache-lt0.pinterest.com/550x/3e/93/e8/3e93e812f5fd2b3ba9e687924c97a521.jpg
Jeśli będę miała ochotę na lekką i niezobowiązującą lekturę, która pomoże mi odprężyć się, to na pewno sięgnę po "Przepis na życie". Oczywiście wcześniej zaopatrzę się w coś do jedzenia. ;-)
OdpowiedzUsuńTakie książki powodują, że chce mi się jeść:D Ale mimo wszystko, miło się je czyta:)
OdpowiedzUsuńCzytałam tej autorki "Wakacje w Italii" i bardzo mi się podobała. Taka lekka lektura, ale wciąga czytelnika. Mam ochotę na pozostałe dwie, w tym tą, o której tutaj piszesz. Już wyobrażam sobie, jak spaceruję uliczkami z bohaterkami. :)
OdpowiedzUsuńNie kojarzę w ogóle tej książki a przecież ostatnio oglądałam na stronie wydawnictwa niemal wszystkie powieści obyczajowe. Może po prostu mi umknęła. W każdym razie będę ją miała teraz na uwadze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
ZDECYDOWANIE NA TAK! Kocham śródziemnomorskie klimaty :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na kulturka-maialis.blogspot.com
Na razie nie mam na nią szczególnej ochoty, ale generalnie nie mam nic przeciwko takim lekkim obyczajówkom :) + uwielbiam opisy potraw i gotowania, dlatego kto wie, być może po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawe co u mnie napisałaś, ja osobiście nie mam takiego wrażenia, ponieważ czytałam "Trzy tygodnie z moim bratem" Nicholasa Sparksa o jego życiu i odebrałam go bardzo pozytywnie. Wiem, że można zmanipulować czytelnikiem, tym bardziej kiedy pisze się samemu o sobie, jednak czytając po prostu czułam płynącą od niego pozytywną energię, jest dla mnie człowiekiem pełnym ciepła i miłości. Wiem, że może to naiwne, ale wierzę swojej intuicji co do ludzi :). Ale to co mówisz może być prawdą, samą mnie to zdziwiło, kiedy sprawdziłam czas pomiędzy wydaniem książki, a tworzeniem filmu. Jednak bardziej podejrzewałabym tutaj agenta Sparksa. Z tej samej książki wiem, że kiedy pisarz informował swojego agenta o pomyśle na książkę nie było czasu do stracenia i kontrakt z wydawnictwem zostawał podpisany niemal od razu a termin oddania książki do druku ustalony z góry. Agenci (nie tylko pisarzy) nie tracą czasu, działają od razu i kują żelazo póki gorące, dlatego całkiem możliwe jest, że kontrakt na ekranizację książki został omówiony już wcześniej.
Zapomniałabym dodać, że bardzo podobają mi się zdjęcia jakimi urozmaiciłaś recenzję! :D
UsuńBardzo dziękuję za dłuugi i pozytywny komentarz!;)
UsuńCo do Sparksa - lubię go jako pisarza i jako człowieka. Nie do końca podoba mi się fakt tak szybkiego ekranizowania jego nowych powieści (czyjkolwiek byłby ten pomysł, ale uwaga o agentach jest bardzo słuszna) i ogólnie jakoś wolę te starsze książki. Nie czytałam jeszcze "Trzech tygodni z moim bratem", ale chętnie to zmienię. Wtedy sama będę mogła lepiej się wypowiedzieć na temat tego pisarza.
Też podobają mi się te zdjęcia;) Znalazłam je na stronie pinterest.com
Rozumiem Cię, też nie lubię takiego komercjalizmu. Polecam, bardzo wzruszająca książka, choć długo zajęło mi jej przeczytanie i myślę sobie, że tytuł jest dosyć adekwatny :D. Co nie oznacza, że jest nudna, ale nieco się dłuży momentami. To fajna strona, mnóstwo tam inspiracji :D Dziękuję za opinie dotyczące filmów :)
UsuńBardzo fajne zdjęcia wybrałaś. Niestety nie mam na razie ochoty na książkę z Włochami w tle. "Romans po włosku" skutecznie mnie zniechęcił na dłuuugi czas.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńBoję się takich książek o gotowaniu, bo potem jestem ciągle głodna :)
OdpowiedzUsuńWiesz co dzis zrobiłam? Weszłam na Twojego bloga, zajrzałam do starszych notek i spisałam wreszcie te tytuły, które mnie ciekawiły. Kopsnę się do biblioteki :D Dzięki Tobie mogę sobie poznać ciekawe tytuły bez konieczności przekopywania się przez półki :)
OdpowiedzUsuńPS Ja aktualnie czytam "Listy Lennona" i jako fanka The Beatles jestem zachwycona :D Gorzej tylko z targaniem tego wszędzie (mam czas na czytanie głównie jeżdżąc MZK) bo wielkie to bydlę :D
Dziękuję, miło mi;) Życzę udanej wizyty w bibliotece;)
UsuńZnam ten ból...czasem po prostu wyrzucam inne potrzebne rzeczy z torebki, żeby zmieściła mi się tam aktualnie czytana książka;)
Trochę mi sie już "przejadły" włoskie klimaty, ale tak ogólnie je lubię, więc pewnie kiedyś i tę książkę przeczytam.
OdpowiedzUsuńCześć! Zostałaś wyróżniona u mnie na blogu! :)
OdpowiedzUsuńhttp://mrucznie.blogspot.com/2013/03/poszukiwanie-wasnego-m-wyroznienia.html
W tym momencie nie znajdę dla niej czasu, ale nie mówię jej kategorycznie nie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńbrzmi przynajmniej smakowicie;)
OdpowiedzUsuń