Autor: Leena Lander
Tytuł: "Niech się rozpęta burza"
Tytuł oryginału: "Tulkoon myrsky"
Wydawnictwo: Słowo/obraz terytoria
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 350
Życie dziennikarki Iiris drastycznie się zmienia, kiedy kobieta dowiaduje się o zdradzie męża. Załamana, chce ułożyć sobie życie na nowo. Najpierw jednak musi uzyskać rozwód. Tymczasem wyjeżdża do Olkikumpu - małej miejscowości, położonej przy rosyjskiej granicy, gdzie znajduje się rodzinny dom jej ojca. Ma napisać artykuł o powstającym w okolicy składowisku odpadów radioaktywnych. Na miejscu spotyka swoją dawno niewidzianą ciotkę i dowiaduje się o pewnej rodzinnej tajemnicy, która do tej pory nie została wyjaśniona. Staruszka prosi Iiris o pomoc w tej sprawie i od tego momentu kobieta zaczyna śledzić fascynujące losy swoich dziadków, żyjących w Finlandii w trudnych latach 30. XX wieku...
Zawsze, kiedy stykam się z literaturą skandynawską (oprócz kryminałów) mam wrażenie, że przenoszę się do innego świata. Sposób narracji jest odmienny od tego, do którego się przyzwyczaiłam. Poruszane sprawy mogą być bardzo ważne lub zupełnie błahe, ale pisarze zawsze traktują je z całkowitą powagą. Mentalność opisywanych ludzi również jest inna od tej, z jaką spotykam się na co dzień. Może po prostu trafiam na takie książki, a może jest to charakterystyczne dla twórczości Skandynawów? Mamy na pokładzie eksperta?
Opisywana powieść jest bardzo specyficzna. Poznajemy naprzemiennie wydarzenia z lat trzydziestych i z czasów współczesnych. Przyglądamy się życiu Iiris oraz jej dziadków - Eero i Vidy. Próbujemy nadążyć za ich tokiem myślenia, poznać ich losy, emocje, motywacje... Czy Vida rzeczywiście zdradziła swojego męża? I to z Irlandczykiem, który pracował w pobliskiej kopalni (tej samej, co Eero), ale podobno w rzeczywistości był zagranicznym szpiegiem? Co tak naprawdę stało się z małą Aino, córką Eero i Vidy, która rzekomo utopiła się w strumieniu, chociaż woda była na to zdecydowanie za płytka? Jak pokieruje swoim życiem Iiris?
Kilka różnych wątków i nagłe przeskoki w czasie mogły męczyć czytelnika i wprowadzać wrażenie chaosu. Postać Iiris, jej przemyślenia i poglądy na życie, były irytujące. Życie jej nie rozpieszczało i teoretycznie powinnam kobiecie współczuć, ale tylko mnie denerwowała. A wyjaśnienie zagadki śmierci sześcioletniej Aino okazało się nadzwyczaj banalne.
Dlaczego więc, mimo wszystko, jestem zadowolona z lektury? Konstrukcja powieści nie przeszkadzała mi w odbiorze. A historia dziadków Iiris była fascynująca (chociaż jej poznanie utrudniało mi zerowe pojęcie o historii Finlandii). Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby autorka poświęciła temu wątkowi więcej miejsca - a może i całą książkę.
Czy nazwałabym powieść Leeny Lander thrillerem psychologicznym (zgodnie ze słowami na okładce)? Z całą pewnością nie. To raczej smutna historia rodzinna, przedstawiająca przy okazji realia życia w Finlandii w latach 30. XX wieku, kiedy społeczeństwo było podzielone na zwolenników "białych" i "czerwonych" KLIK. To też opowieść o miłości do ludzi i do kamieni. A ze skał można wyczytać więcej, niż się Wam wydaje...
Moja ocena: 4/6
_______________Źródła zdjęć:
1. http://lubimyczytac.pl/
2. unsplash.com
Szkoda, że nie jest to w pełni thriller psychologiczny, ale mimo to chciałbym przeczytać tą książkę. Chociaż dla okładki (bo wyjątkowa!), chociaż dla tej odmiennej skandynawskiej narracji i dla przedstawionej historii.
OdpowiedzUsuńGdyby nie miłosne rozterki i zdrady, to by nie było o czym pisać ;-)
OdpowiedzUsuńSmutne historie to coś dla mnie, kusi mnie magia lat 30, ale nie wiem czy nie będzie mnie irytować główna bohaterka.
Ekspert ze mnie żaden, ale humorystycznej powieści skandynawskiej jeszcze w rękach nie miałam. A książka mnie bardzo kusi!
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy ta książka by mi się podobała, choć być może kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńJa jednak podziękuję, bowiem nie przepadam w powieściach za wielowątkowością, jak również drażnią mnie przeskoki czasowe, więc wątpię, aby "Niech się rozpęta burza" przypadł mi do gustu. Wolę nie ryzykować tym bardziej, że na razie i tak mam co czytać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki, w których występują tajemnice i zagadki sprzed lat :)
OdpowiedzUsuńPoza tym także niewiele wiem o historii Finlandii...
Czytając Twoją recenzję miałam w głowie natłok... Potem spróbowałam jeszcze raz i jeszcze i w końcu coś zaczęło mi się w głowie układać. Bardzo lubie wielowątkowość, ale inaczej odbiera się ją w książkach, a nie tak łatwo ją opisać :-)
OdpowiedzUsuńLubię takie wymieszanie planów czasowych. Z chęcią zajrzę do tej powieści.
OdpowiedzUsuńHistorie rodzinne - nie. A skandynawskie historie rodzinne, nawet w otoczce thrillera wywołują u mnie dreszcze. Bynajmniej nie te przyjemne dreszcze, które miewa się przy dobrych horrorach.
OdpowiedzUsuńCzyli najprawdopodobniej pewnie nigdy nie przeczytam ;) Ale tytułu nie znałam, a mimo wszystko zawsze lubię się orientować w takiej literaturze. Dzięki.
UsuńZaciekawiłaś mnie mocno, bo lubię tego typu historie rodzinne.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że naprawdę mnie zaintrygowałaś :) Lubię tego typu książki :) Myślę, że byłaby w sam raz na leniwe popołudnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie jestem ekspertem, ale chyba wiem, o czym piszesz. :) Też to zauważam, czytając powieści skandynawskich autorów i autorek. Narracja jest inna, czasem wydaje się surowa, niby prosta, ale zawsze czymś podszyta, może melancholią, może nostalgią, a może po prostu jakąś nieznaną mi mądrością.
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to będzie taka sielankowa historia z tajemnicą rodzinną w tle, ale widzę, że to zupełnie inny klimat. Trochę jestem rozdarta, ale chyba jednak sobie odpuszczę - nie lubię banalnych rozwiązań, a irytująca główna bohaterka mogłaby mnie tylko dobić :)
OdpowiedzUsuń