Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Demon ruchu i inne opowiadania" (Zysk i S-ka, 2011)
W tym miesiącu w wyzwaniu "Klasyka Horroru 2" gości polska groza. Przygotujcie się więc, że opanuje ona majowe Ponure Poniedziałki;) Oczywistym wyborem było sięgnięcie po opowiadania Stefana Grabińskiego. Mniej oczywistym, że tym razem tekst nie dotyczy kolei. Pozostajemy w tematyce strażackiej! Poczytajcie...
Antoni Czarnocki był zasłużonym naczelnikiem straży pożarnej. Praca była jego całym życiem, a walkę z pożarami uczynił swoją najważniejszą misją. Przez lata doświadczeń i obserwacji udało mu się ustalić, że jeśli zaznaczy na mapie miejsca pożarów i połączy je ze sobą, stworzą one niezwykłe obrazy: przeważnie kształty małych, śmiesznych stworzeń, które czasem przypominały wyglądem swym dzieci-potworki, kiedy indziej zbliżały się raczej do typu zwierzaków. Były to żywiołaki, zabawiające się wywoływaniem pożarów. A ponieważ Czarnocki z pożarami walczył, szybko stał się obiektem zemsty tajemniczych stworzeń. I chociaż nie miały łatwo, bo naczelnik straży mógł się pochwalić niezwykłą odpornością na ogień (wśród największej pożogi, wśród orgii płomieni mógł przechadzać się bezkarnie bez najlżejszego choćby poparzenia) to wymyślały coraz to nowe sposoby, żeby mu dokuczyć. I nie były to tylko niewinne żarty... W końcu musiało dojść do poważnej konfrontacji.
Przyzwyczaiłam się do Stefana Grabińskiego i jego horroru kolejowego (który bardzo lubię i o którym często piszę). Teraz miałam okazję poznać go od nieco innej strony. Jednak... czy naprawdę innej? Nie da się nie zauważyć podobieństw w konstrukcji tego opowiadania do innych tekstów Grabińskiego. Mamy tutaj wybitnego przedstawiciela swojego zawodu, żyjącego pracą i żywo zainteresowanego różnego rodzaju katastrofami. Dzięki wieloletniej obserwacji dochodzi on do wniosku, że pożary układają się w pewien wzór. I robi wszystko, żeby z nimi walczyć. Czy nie przypomina to na przykład opowiadania "Fałszywy alarm", gdzie naczelnik stacji kolejowej odkrywa wzór pozwalający mu przewidzieć, gdzie dojdzie do katastrofy kolejowej i za wszelką cenę próbuje zapobiec kolejnym wypadkom? Czy żywiołaki nie są w jakimś sensie podobne do smolucha? Te podobieństwa zupełnie jednak nie przeszkadzają w odbiorze. To po prostu bardzo charakterystyczny dla Grabińskiego styl pisania. Nie można przy tym zapominać, że każde opowiadanie tego autora - chociaż często mają wspólne cechy - jest jednak inne, różni się istotnymi szczegółami i bardzo często zaskakuje zakończeniem.
Interesujące jest tutaj przedstawienie żywiołaków ognia: to złośliwe stworzenia przybierające różne kształty, uprzykrzające życie głównemu bohaterowi. Początkowo może wydawać się, że to takie szkodliwe, ale raczej śmieszne potworki, których działalność ogranicza się do wywoływania pożarów, zrzucenia na Czarnockiego jakiejś belki w czasie akcji ratunkowej, wypełnienia mu mieszkania nieprzyjemnym zapachem albo "wysyłania" listów z pogróżkami (węgielki w kształcie literek wyjmowane z domowego paleniska). Ciężko się nie uśmiechnąć, kiedy poznajemy ich imiona: żarnik, pełgot, czerwieniec, wodopłoch i dymostwór. Jednak zakończenie i tytułowa zemsta żywiołaków jest już zdecydowanie bardziej spektakularna. Grabiński nie zawodzi. Również pod względem językowym. Wystarczy sięgnąć po jego opis budzącego się do życia miasta (pod koniec opowiadania). Wiadomo, że jego teksty będą dobrze napisane. I że musi się w nich pojawić jakaś katastrofa. A czy będzie to katastrofa kolejowa czy ogromny pożar... To już ma trochę mniejsze znaczenie.
Czy to dobry tekst na rozpoczęcie przygody ze Stefanem Grabińskim? Myślę, że tak. Chociaż lepiej sięgnąć najpierw po horror kolejowy w jego wydaniu - to absolutna klasyka! "Zemsta żywiołaków" będzie natomiast dobrym uzupełnieniem takiej lektury.
Moja ocena: 5/6
Opowiadanie przeczytane w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2"
Zródło zdjęcia: unsplash.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)