Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5/6. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5/6. Pokaż wszystkie posty

4/16/2019 04:13:00 PM

Marta Matyszczak "Tajemnicza śmierć Marianny Biel"

Marta Matyszczak "Tajemnicza śmierć Marianny Biel"
Autor: Marta Matyszczak
Tytuł: "Tajemnicza śmierć Marianny Biel"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 304

Lubię sięgać po kryminały z domieszką humoru, chociaż przyznaję, że ostatnio zaniedbałam nieco ten gatunek. Bardzo lubię też psy. Dlatego kiedy na bibliotecznej półce wypatrzyłam pierwszy tom z cyklu o Szymonie Solańskim i Guciu nie mogłam mu się oprzeć. Teraz żałuję, że nie wzięłam pozostałych części...
Ni stąd, ni zowąd Dłutko wyjął zza pazuchy strzykawkę i nasadził na nią igłę, którą można by kłuć w dupę słonia, a nie takiego małego, biednego kundelka jak ja. Psiknął mi w łapę jakąś wódą w spreju, aż stanąłem dęba, bo czego nienawidzę, to pijaków właśnie.
Powiedzcie, czy można nie pokochać psiego bohatera, który wypowiada się w ten sposób?;)

Cała historia rozpoczyna się w schronisku, w którym mieszka Gucio: niemłody już kundelek posiadający tylko trzy łapki. W tymże schronisku, podczas dnia otwartego (kiedy to wolontariusze mogą zabrać na spacer spragnione wolności psiaki) zjawia się Szymon Solański, prywatny detektyw, chudy i patykowaty, nie pałający szczególną miłością do świata. Gucio jednak zyskał jego sympatię na tyle, że Szymon zdecydował się go adoptować. I tak razem zamieszkali w chorzowskim familoku, w którym akurat znaleziono zwłoki jednej z lokatorek: byłej gwiazdy lokalnego teatru, Marianny Biel. Wydaje się, że był to tylko nieszczęśliwy wypadek, tak zresztą całą sprawę klasyfikuje policja. Szymon jednak ma przeczucie, że było inaczej, i z pomocą Gucia rozpoczyna śledztwo. Pomaga im mieszkająca w tym samym familoku dziennikarka Róża Kwiatkowska, przyjaciółka detektywa jeszcze z czasów szkolnych. Czy faktycznie Marianna Biel została zamordowana? I jak w całej sprawie może pomóc (nie)zwykły kundelek?


Książka naprawdę mi się spodobała, a złożyło się na to kilka elementów. Po pierwsze, moją sympatię wzbudzili bohaterowie, z Guciem (z którego perspektywy poznajemy część historii) na czele. Polubiłam też Solańskiego, który - jak na detektywa/policjanta przystało - zmaga się z tragicznymi wydarzeniami z przeszłości, a także z codziennymi kłopotami. Podobne uczucia żywiłam do Róży, dziennikarki o wadze dużo przekraczającej dopuszczalne normy. Dodatkowo każdy z mieszkańców feralnego familoka był prawdziwą indywidualnością, każdy skrywał też jakiś sekret. To tylko nadawało smaczku całej historii. Podobało mi się również poczucie humoru autorki, przejawiające się nie tylko w humorze słownym (tu przodują wypowiedzi Gucia), ale też charakterologicznym, czyli dotyczącym postaci. Opisy miejsca akcji (Chorzów), a także śląska gwara, którą posługuje się część bohaterów, sprawiły że jeszcze bardziej zainteresowałam się tą historią. W końcu dzieje się ona na terenie, którego specjalnie nie znam, ale który z jakichś (nie do końca dla mnie jasnych) powodów darzę sympatią. 

Wszystkie wymienione powyżej elementy złożyły się na zgrabnie napisany kryminał z dużą dawką humoru. Jak już wspomniałam, żałuję że nie wypożyczyłam od razu kolejnych części. Myślałam jednak, że lektura zajmie mi więcej czasu;) Teraz pozostaje zarezerwować sobie następne tomy w bibliotece!;)

Moja ocena: 5/6
________________
Źródło zdjęcia: https://unsplash.com/photos/TULqBUELe9c

3/07/2019 01:33:00 PM

Maria Dąbrowska "Na wsi wesele"

Maria Dąbrowska "Na wsi wesele"


Autor: Maria Dąbrowska
Tytuł: "Na wsi wesele"
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1980
Liczba stron: 78

Podwarszawska wieś, lata 50. XX wieku. Czytelnik trafia w sam środek przygotowań do wesela Zuzi Jasnocianki i Cześka Rucińskiego. Jak wyglądały wesela na wsi niedługo po wojnie? Czy bliżej im było do tych z przeszłości, a może były już przesiąknięte nowymi zwyczajami? Opowiadanie Marii Dąbrowskiej daje odpowiedź na te pytania, ale kryje w sobie również o wiele więcej. To doskonałe studium tamtych czasów, ukazujące wycinek z życia wsi i jej mieszkańców, ich próby odnalezienia się w powojennej rzeczywistości.

Do tego tekstu przyciągnęły mnie dwie rzeczy: nazwisko autorki (tak, przeczytałam "Noce i dnie" jeszcze w liceum) oraz tematyka. Chociaż od mojego wesela minęło pięć miesięcy, nadal jestem zafascynowana tematyką ślubną. A jeśli połączymy to ze zwyczajami obecnymi na polskiej wsi (niezależnie od tego, jak dawne byłyby to zwyczaje) otrzymujemy niesamowicie interesującą dla mnie lekturę. Tak więc zagłębiłam się w tekst Marii Dąbrowskiej i... otrzymałam nie tylko to, czego oczekiwałam, ale także o wiele więcej.


Autorka opisuje gorączkowe przygotowania do wesela i samą uroczystość. Akcja rozpoczyna się dzień przed ślubem (który miał miejsce w słoneczną, październikową niedzielę). Poznajemy kolejnych gości przybywających na uroczystość, a o każdym z nich narrator ma coś ciekawego do opowiedzenia. Dowiadujemy się, jak radzono sobie z kwestiami technicznymi - poczęstunek czekał na gości w domu panny młodej, a tańczono w domu pana młodego. Obserwujemy niezwykłe przeplatanie się tradycji z nowoczesnością. Możemy także przyjrzeć się bliżej ludziom i temu, co czują i co myślą na różne tematy. A jest jedna rzecz, która w szczególności zaprząta ich umysły: polityka. Nie wszyscy są przychylni nowej władzy, inni z kolei popierają ją w pełni. Niektórzy nie do końca wiedzą, co o tym wszystkim myśleć, są zagubieni i nie potrafią określić, czy zmiany ustrojowe są dobre i do czego to wszystko zmierza. Pewnie wypowiadają się głównie zwolennicy nowego porządku. Cała reszta woli nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje, ponieważ nigdy nie wiadomo kto akurat słucha i czy wyłapane gdzieś urywki rozmowy nie doprowadzą do poważnych konsekwencji.

Przeczytałam "Na wsi wesele" z dużym zainteresowaniem. Znalazłam tam nakreślony z dużą wprawą obraz polskiej wsi z czasów powojennych. Inspiracją dla autorki było prawdziwe wiejskie wesele w Grzegorzewicach pod Mszczonowem, w którym brała udział w październiku 1954 roku. Cała lektura wprawiła mnie w dosyć melancholijny nastrój. Rozterki bohaterów, trudna sytuacja życiowa niektórych z nich, a nawet fakt, że państwo młodzi nie pałali do siebie szczególnym uczuciem (a przynajmniej tak wynikało z obserwacji niektórych uczestników wesela) - to wszystko złożyło się na klimat tego opowiadania.

Chyba teraz będę częściej sięgać po tego rodzaju literaturę...

Moja ocena: 5/6

2/18/2019 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Joyce Carol Oates "Where Are You Going, Where Have You Been?"

Ponure Poniedziałki: Joyce Carol Oates "Where Are You Going, Where Have You Been?"
Opowiadanie można przeczytać online TUTAJ
Her name was Connie. She was fifteen and she had a quick, nervous giggling habit of craning her neck to glance into mirrors or checking other people's faces to make sure her own was all right.
Ładna nastolatka, niezbyt dobrze dogadująca się z rodzicami i starszą siostrą. Znudzona, próbująca znaleźć jakąś rozrywkę w okazjonalnych wypadach z przyjaciółką do centrum handlowego i restauracji. Przy okazji tych wyjść próbująca skupić na sobie uwagę płci przeciwnej, co czasem się udawało. Dziewczyna, jakich wiele. A jednak musiało być w niej coś wyjątkowego, skoro pewnego wieczoru chłopak, który zobaczył ją na parkingu postanowił, że musi ją zdobyć. 
Gonna get you, baby
Kiedy Arnold przyjechał do domu Connie pewnego niedzielnego popołudnia i zaproponował wspólne spędzenie czasu, dziewczyna była na równi zaniepokojona, jak i zaintrygowana. W ogóle go nie znała (choć pamiętała go z tamtego wieczoru, kiedy widziała go przelotnie na parkingu), w dodatku w domu nie było nikogo oprócz niej. Ale takie zainteresowanie naprawdę może pochlebiać. Szczególnie kiedy ma się w perspektywie zrobienie czegoś ciekawego w to nudne, upalne popołudnie. Im dłużej jednak Connie rozmawiała z nieznajomym, tym bardziej coś jej nie pasowało...


Autorka zadedykowała swoje opowiadanie Bobowi Dylanowi. To jego piosenka It's All Over Now, Baby Blue zainspirowała ją do napisania tekstu. Luźno opartego na historii mordercy Charlesa Schmida. To jedno z bardziej znanych dzieł Joyce Carol Oates, które doczekało się mnóstwa interpretacji. Można rozumieć je dosłownie, ale również doszukiwać się w nim pewnych ukrytych znaczeń. Connie i Arnold mogą reprezentować pewne określone siły lub postawy, a tajemnicze liczby namalowane na samochodzie mężczyzny mogą być zarówno odniesieniem do konkretnego fragmentu Biblii, jak też do wieku bohaterów tekstu. Całą historię można również odczytywać alegorycznie i - podobnie jak w przypadku jej określonych fragmentów - na kilka sposobów. Tak naprawdę to od czytelnika zależy, którą interpretację wybierze, czy też może pozostanie przy dosłownym odczytaniu fabuły.

To intrygująca, wzbudzająca niepokój historia. Od początku wiadomo, że nie skończy się dobrze, chociaż pierwsze akapity nie zapowiadają jeszcze niczego szczególnego: ot, opis życia znudzonej nastolatki, skupionej na podrywaniu chłopaków. Cały tekst ma jednak niesamowicie ponurą i duszną atmosferę, a im dłużej go czytamy, tym większe mamy przekonanie, że wszystko zmierza w naprawdę złym kierunku. Joyce Carol Oates udało się stworzyć świetnie napisane i bardzo sugestywne opowiadanie, dające możliwość wielu różnych interpretacji. Z pewnością warto je przeczytać. A jeśli jesteście zainteresowani przypadkiem Charlesa Schmida, na którym luźno opiera się ta historia, polecam przeczytać artykuł Dona Mosera The Pied Piper of Tucson: He Cruised in a Golden Car, Looking for the Action, opublikowany w magazynie Life w 1966 roku. Jest dostępny online, a odnośnik do niego można znaleźć TUTAJ (wybaczcie, nie działa mi bezpośredni link). W oparciu o tę sprawę Jaśmin z mojego ulubionego kanału na YT Stanowo mogłaby stworzyć naprawdę dobry odcinek.

Moja ocena: 5/6
___________________
Źródło zdjęcia: https://unsplash.com/photos/6sTTfLhurao

1/09/2019 02:26:00 PM

Marek Hłasko "Następny do raju"

Marek Hłasko "Następny do raju"


Autor: Marek Hłasko
Tytuł: "Następny do raju"
Wydawnictwo: Da Capo
Rok wydania: 1994 (pierwsze wydanie w roku 1957)
Liczba stron: 253
"Przyjechałem tutaj, żeby wozić drzewo, a nie po to, żeby bawić się w grabarza"
Lata 50., górska baza zwózki drewna. Nie dość, że warunki w bazie są tragiczne (zwłaszcza zimą), że trafiają do niej same wyrzutki, ludzie którzy nigdzie indziej nie dostaną już pracy, to jeszcze samo zajęcie jest śmiertelnie niebezpieczne. Łatwo wypaść z wąskiej, śliskiej drogi i razem z samochodem wyładowanym drewnem runąć w przepaść. Wypadki są niezwykle częste. Dlatego pracujący w bazie Warszawiak, Apostoł, Orsaczek i Dziewiątka z niecierpliwością czekają na obiecane nowe samochody. Zamiast nich zjawia się przedstawiciel partii, Zabawa, który ma pilnować, żeby praca przebiegała zgodnie z planem. Sprowadza ze sobą nie tylko dodatkowego pracownika, ale też swoją  żonę, Wandę, która desperacko pragnie wrócić do miasta i chwyta się każdego możliwego sposobu, żeby osiągnąć swój cel.
To jest właśnie baza - powiedział. - Nas czterech i ta nora. Do przedwczoraj był piąty, ale już dobija do raju. Jutro przyjedzie komisja, obejrzy tę kupę szmelcu i na pewno napisze, że kierowca poniósł śmierć z własnej winy. Tak robią za każdym razem.
Cała historia była mi już znana. A to dlatego, że wcześniej oglądałam film "Baza ludzi umarłych", będący jej ekranizacją. Do filmu przyciągnęło mnie głównie to, że reprezentował stare polskie kino (jest z 1958 roku) oraz że jego akcja rozgrywa się w Bieszczadach. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że Bieszczady są tam tylko z nazwy, a wszelkie plenery (widziałam to wyraźnie, w końcu znam swoje strony) kręcono zupełnie gdzie indziej. Jak się okazało - w Kotlinie Kłodzkiej. Pomijając ten szczegół, film niesamowicie mi się spodobał i do dzisiaj jest jednym z moich ulubionych. Już nie pamiętam, czy to dzięki niemu sięgnęłam po książki Hłaski, czy też poznałam tego pisarza już wcześniej. W każdym razie moja fascynacja tym polskim autorem trwa do dziś i w końcu sięgnęłam po "Następnego do raju", literacki pierwowzór "Bazy ludzi umarłych". I naprawdę nie żałuję.

Ta powieść ma wszystko, co charakterystyczne dla twórczości Hłaski - poczucie beznadziei, tragicznych bohaterów, próbujących wyrwać się ze środowiska w którym żyją (i którym się to nie udaje) oraz kobietę, która w ogóle nie jest postacią pozytywną. Realizmu dodaje jej fakt, że sam autor pracował przez krótki czas w podobnej bazie i dzięki temu wiedział, jak przedstawić warunki życia w takim miejscu.

To wciągająca literatura. I niesamowicie przygnębiająca zarazem. Bohaterów ciężko polubić, nie są kryształowi i wcale się z tym nie kryją. Niektórzy są niesamowicie cyniczni. Inni mają jeszcze marzenia, ale dobrze wiemy, że nie uda im się ich zrealizować. Chcą odjechać z bazy, ale zupełnie nie mają do czego wracać. Nie chcą być "następnymi do raju", następnymi, których zmiażdżone przez tony drewna i stali szczątki będą zbierać koledzy... a jednak mają świadomość, że prawdopodobnie taki właśnie los ich czeka.

Najbardziej poruszającą sceną, zarówno w książce jak i w filmie, jest moment pogrzebu jednego z bohaterów. Noc, mały kościółek, trumna z ciałem i pijani koledzy nieboszczyka. I śpiew, ale nie żaden psalm ani pieśń kościelna tylko coś zupełnie nie pasującego do sytuacji... a jednocześnie pasującego doskonale.

Ciężko mi napisać coś więcej o tej powieści. Proza Hłaski jest z jednej strony niezwykle szorstka, często wręcz brutalna, a jednocześnie niezwykle poruszająca. Jeśli czytaliście już coś jego autorstwa, na pewno wiecie o co chodzi. Do tej konkretnej historii mam wyjątkowo emocjonalny stosunek. I chociaż wiem, że nie wszystkim przypadnie ona do gustu, to i tak bardzo polecam. To w końcu zupełnie inne klimaty, niż tak często opisywane teraz na blogach nowości wydawnicze, modne thrillery czy gorące romanse. Ale warto sięgnąć po coś tego autora, a następnie obejrzeć ekranizacje. Jeśli o mnie chodzi, pozostaję nieuleczalną fanką zarówno Marka Hłaski, jak i starego, polskiego kina. 

Moja ocena: 5/6 

12/05/2018 07:00:00 AM

Val McDermid "Miejsce egzekucji"

Val McDermid "Miejsce egzekucji"
Autor: Val McDermid
Tytuł: "Miejsce egzekucji"
Tytuł oryginału: "A Place of Execution"
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 582
To, co miało miejsce w małej wiosce w Derbyshire pewnej grudniowej nocy, przyniosło następstwa, których nikt nie mógł przewidzieć. Tak dzieje się często w sprawach zawierających element tajemnicy. Nikt nie wie, co się naprawdę wydarzyło, a życie wszystkich zostaje sprawdzone mikroskopem. Nagle różne rodzaje sekretów wychodzą na jaw. I często nie jest to przyjemny widok. 
Grudzień 1963 roku, mała wioska Scardale gdzieś w Derbyshire, w Anglii. Trzynastoletnia Alison Carter wychodzi na spacer z psem i przepada bez śladu. Zrozpaczona matka zgłasza zaginięcie na policję. Do sprawy zostaje oddelegowany młody funkcjonariusz, inspektor George Bennet. Jadąc na miejsce zdarzenia nie przypuszcza jeszcze, że zaginięcie Alison będzie miało na niego taki wpływ, że będzie to najważniejsze śledztwo w jego karierze. Ponad 30 lat później do sprawy wraca dziennikarka, Catherine Heathcote, która chce napisać o niej reportaż. Nie wie, że wracając do dawnych wydarzeń wyciągnie na światło dzienne fakty, które powinny na zawsze pozostać w ukryciu.

"Miejsce egzekucji" to świetnie napisany kryminał. Spodobało mi się już samo miejsce akcji, czyli niewielka i trudno dostępna osada Scardale. Prawie wszyscy jej mieszkańcy są ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Trzymają się razem i są niezwykle nieufni wobec ludzi "z zewnątrz". Niełatwo prowadzić śledztwo w takich warunkach. Inspektor Bennet jednak bardzo angażuje się w tą sprawę i naprawdę chce zrobić wszystko, żeby odnaleźć Alison. Jednak aby dowiedzieć się, co stało się z dziewczyną, on i inni policjanci będą musieli przeprowadzić żmudne poszukiwania śladów w całej okolicy oraz porozmawiać z mieszkańcami Scardale. Ci ostatni, choć również zależy im na znalezieniu dziewczyny, nie ułatwiają dochodzenia. Pewne fakty ujawniają stopniowo, o innych w ogóle nie chcą mówić. Człowiekiem, który mógłby pomóc, jest Philip Hawkin, ojczym zaginionej, który nie pochodzi ze Scardale i nie przesiąkł jeszcze tamtejszymi zwyczajami. On jednak, jako jedyny, wydaje się zbytnio nie przejmować losem Alison. To wszystko w połączeniu ze znalezionymi w lesie śladami krwi i pogarszającą się pogodą (grudniowe mrozy) daje coraz mniejszą nadzieję na odnalezienie dziewczyny żywej. Bennet jednak się nie poddaje i jest zdeterminowany, żeby dowiedzieć się, co się stało i chociaż w ten sposób pomóc zdruzgotanej matce Alison. 


Niektórych może znudzić skrupulatne opisywanie przebiegu śledztwa, wszystkich czynności podejmowanych przez policjantów oraz rozmów z podejrzanymi. Jednak dla mnie (i dla wielu innych czytelników) było to fascynujące. Może ze względu na wszystkie okoliczności zdarzenia oraz miejsce akcji, a na pewno dzięki umiejętnościom pisarskim autorki, która naprawdę nie nudzi czytelnika. Razem z Bennetem podążałam wszystkimi tropami, przemierzałam okolice Scardale i próbowałam wyciągnąć z małomównych mieszkańców wioski jakiekolwiek informacje. Gdy sprawa została zamknięta, można było - choćby częściowo - odetchnąć z ulgą. Do czasu, kiedy po kilkudziesięciu latach Catherine Heathcote zaczęła pisać reportaż na ten temat...

Ciężko napisać więcej, żeby nie zdradzić istotnych szczegółów fabuły. Natomiast musicie uwierzyć mi na słowo: zamknięcie sprawy to nie koniec całej historii. Na uwagę zasługuje konstrukcja powieści. Sprawę Alison poznajemy jakby z tekstu reportażu Cahterine, żeby zaraz po jego lekturze przenieść się do czasów bardziej współczesnych i już w toku "normalnej" narracji przeczytać o okolicznościach jego powstania i odkryciach dziennikarki. 

Drobne zastrzeżenia mogę mieć jedynie do samego zakończenia - bo chociaż było ono zaskakujące i szokujące, to jednak... pewne podejrzenia pojawiały się już wcześniej w czasie lektury i bardziej wnikliwy czytelnik mógł się chociaż częściowo domyślić, co mogło się stać. Nie zmienia to jednak faktu, że "Miejsce egzekucji" to godny polecenia kryminał. Akcja nie pędzi tu na łeb, na szyję i nie każdemu przypadnie go gustu Anglia lat 60. Mi jednak to powolne tempo bardzo odpowiadało, a klimat całej książki dodatkowo czynił lekturę przyjemniejszą. Jeśli macie kilka wolnych wieczorów i lubicie kryminały, zachęcam do sięgnięcia po powieść Val McDermid.

Moja ocena: 5/6
_________________
Źródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Sam Barber on Unsplash

9/12/2018 06:30:00 AM

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"
Autor: Gillian Flynn
Tytuł: "Ostre przedmioty"
Tytuł oryginału: "Sharp Objects"
Wydawnictwo: Burda Książki
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 359

Camille to kobieta, która już dawno wyjechała z małego, rodzinnego miasteczka. Atmosfera Wind Gap ją przytłaczała, relacje z rodziną nie układały się najlepiej. Po skończeniu studiów zamieszkała w Chicago i znalazła pracę jako reporterka w podrzędnej gazecie. Teraz musi na jakiś czas wrócić do Wind Gap i napisać serię artykułów o morderstwach i zaginięciach dzieci. Jedną z dziewczynek zabito w poprzednim roku, właśnie zaginęła kolejna... Redaktor naczelny uważa, że to sprawa którą naprawdę warto się zająć. I że Camille będzie do tego odpowiednią osobą - w końcu jest miejscowa, wszyscy ją znają i łatwiej będzie jej uzyskać różne informacje. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że Wind Gap nie jest typowym miasteczkiem, że nie wszyscy przepadają tam za Camille (nawet jej własna matka) oraz że samej reporterce nie uśmiecha się powrót do miejsc z dzieciństwa i wczesnej młodości. Jednak przyjeżdża na miejsce i usiłuje zmierzyć się z trudnym tematem oraz lokalną społecznością. A sprawy nabierają tempa, kiedy znalezione zostaje ciało porwanej niedawno dziewczynki... Kto to zrobił? I kto będzie następny? 

Nie czułam się szczególnie oddana temu miastu. Było to miejsce, gdzie umarła moja siostra, miejsce, gdzie zaczęłam się ciąć. Tak mała i duszna mieścina, że codziennie spotykałam na ulicy ludzi, których nie znosiłam. Ludzi, którzy coś o mnie wiedzieli. To tego rodzaju miejsce, które odciska piętno.
Na początku myślałam, że będę miała do czynienia z typowym kryminałem/thrillerem, że nic w tej książce mnie nie zaskoczy. Szybko okazało się, że byłam w błędzie. W miarę lektury tytuł coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu. Dowiadujemy się o depresji głównej bohaterki i o jej niezwykłym zwyczaju wycinania sobie na skórze różnych słów. Jej całe ciało było pokryte bliznami. Poznajemy również relacje Camille z matką oraz dziwne zwyczaje panujące w jej rodzinnym domu. "Ostre przedmioty" to więc z jednej strony niezwykle ponura historia rodzinna, a z drugiej przerażająca opowieść o morderstwach popełnianych na dzieciach. Policja jest bezradna, nie może jednoznacznie wskazać podejrzanego, a śledztwo w dużej mierze opiera się na podążaniu tropem lokalnych plotek. Mieszkańcy Wind Gap mają przecież swoją teorię na temat tego, kto zabił dwie dziewczynki, a następnie wyrwał im zęby, a ciała porzucił. To musi być ktoś przyjezdny, na pewno żaden z miejscowych, przecież to sami porządni ludzie...


Atmosfera tej lektury jest niezwykle duszna, niepokojąca. Po pewnym czasie wydaje się, że na znaczeniu zyskuje wątek rodziny Camille i bardzo niezdrowych relacji w niej panujących. Toksyczna matka, która na co dzień kreuje się na idealną kobietę i szanowaną obywatelkę Wind Gap. Ojczym, który nikomu nie wchodzi w drogę. Oraz przyrodnia siostra Camille, Amma, będąca chyba najbardziej nietuzinkową postacią. Ta trzynastolatka w szkole i poza nią jest lokalną królową, dużo imprezuje, ubiera się niezwykle wyzywająco i nie stroni od używek. Natomiast w domu nosi "grzeczne" sukienki i bawi się domkiem dla lalek, będącym dokładnym odwzorowaniem jej rodzinnej rezydencji. Psycholog z pewnością miałby tutaj co analizować. 

Ostatecznie jednak "Ostre przedmioty" okazały się być kryminałem, i to bardzo mrocznym. Jednocześnie takim, w który niepodzielnie wpleciona jest zagmatwana i pełna tajemnic historia rodzinna. Jeśli macie ochotę na coś nietypowego, a jednak nadal w kryminalnych klimatach, polecam tę lekturę. Jak napisał o tej książce Stephen King: to nie jakaś tam płytka powieść oparta na chwytliwych pomysłach; jej groza narasta.
Chcecie zmierzyć się z tą historią? Polecam!

Moja ocena: 5/6
____________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Vladislav M on Unsplash

9/05/2018 07:30:00 AM

Marek Krajewski "Mock. Pojedynek"

Marek Krajewski "Mock. Pojedynek"

Autor: Marek Krajewski
Tytuł: "Mock. Pojedynek"
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400

Jeśli nie czytaliście wcześniej żadnej książki o Mocku, nie musicie się martwić. Chociaż "Pojedynek" jest już kolejną częścią z cyklu, opowiada on o wydarzeniach z czasów, kiedy Mock był jeszcze studentem. To doskonałe uzupełnienie serii i niezwykle interesująca powieść dla fanów Eberharda, ale również dobra propozycja na pierwsze spotkanie z tą postacią.

Wrocław, a właściwie Breslau, rok 1905. Eberhard Mock to ubogi syn szewca z Wałbrzycha, który studiuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Ma ambitne plany, chce zostać w życiu kimś: marzy mu się kariera naukowa i prestiżowa posada profesora w jednej z wrocławskich szkół. Nieoczekiwanie jednak Eberhard zostaje wplątany w pewną uniwersytecką intrygę i musi podjąć swoje pierwsze w życiu śledztwo. Śledztwo, które zmieni go na zawsze. Kiedy samobójstwo popełniają dwaj szanowani wykładowcy Uniwersytetu, a w świecie akademickim powstają kolejne intrygi, Mock wkracza na drogę, z której nie będzie już powrotu. Jak głosi hasło reklamowe książki, "Pojedynek" to pierwszy krok w otchłań.

Okazuje się, że Mock już od czasu studiów miał konkretne zainteresowania: filologia klasyczna, alkohol i sprzedajne kobiety. Od młodości również wykazywał pewną przebiegłość i jasność w formułowaniu wniosków, jednak w czasie trwania akcji tej powieści dopiero uczył się pracy śledczej. I wciąż jeszcze miał nadzieję, że jego marzenie o karierze naukowej stanie się faktem. Na początku był również idealistą. Ale życie szybko zweryfikowało pewne założenia. Podobało mi się, że mogliśmy się tutaj przyjrzeć ewolucji głównego bohatera.

Wrocław, lata 90. XIX wieku

"Mock. Pojedynek" to książka nieco mniej brutalna niż poprzednie części. Za to również pełna intryg, z zagmatwaną zagadką, której rozwiązania nasz bohater musi się podjąć. Nie wszystkie literackie powroty do młodości konkretnych postaci się udają, ta seria jednak jest wyjątkowo dobra. Ale nie spodoba się wszystkim. Trzeba wczuć się w klimat dawnego Breslau, który Marek Krajewski przedstawia bardzo sugestywnie. Nie można bać się podróży śladami Mocka. A ten nie waha się zagłębiać w najbardziej podejrzane i niebezpieczne dzielnice. Chociaż jest dopiero na początku swojej drogi. I jeszcze nie do końca uświadamia sobie, co go tak naprawdę czeka. Zauroczenie piękną Rosjanką poznaną na uniwersytecie może okazać się fatalne w skutkach. Sprzeniewierzenie się swoim zasadom też zapewne nie okaże się korzystne. A udział w tytułowym pojedynku... no cóż, na pewno będzie niósł ze sobą jakieś konsekwencje.

Niektórzy narzekają na zbyt dużo odniesień do kultury antycznej i liczne łacińskie cytaty (w znakomitej większości tłumaczone przez autora). Trochę tego nie rozumiem. Czyż nie na tym polega urok tych powieści? Czy Mock nie zajmował się filologią klasyczną, do której zamiłowanie pozostało mu na całe życie? Uważam że to świetny wątek, działający na korzyść całego cyklu.

Na pewno jestem stronnicza, gdyż Mock jest jedną z moich ulubionych postaci literackich. Ale jak mogłabym źle ocenić powieść, która według mnie jest naprawdę dobra i przy której tak dobrze się bawiłam?
Warto sięgnąć po ten tytuł jeszcze z jednego względu: jeśli chcecie przy okazji lektury dowiedzieć się czegoś o życiu studenckim ponad sto lat temu, o studenckich korporacjach, a także pojedynkach i bardzo dziwnym (jak na nasze czasy) pojmowaniu pojęcia honoru, ta powieść będzie interesującym źródłem informacji.

Moja ocena: 5/6
________________
Źródła zdjęć:
1. Moje
2. https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=120557

8/20/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Jakub i Wilhelm Grimm "Trzy wężowe listki"

Ponure Poniedziałki: Jakub i Wilhelm Grimm "Trzy wężowe listki"
Baśń można znalezć na przykład w wydaniu "Ptak-straszydło i inne baśnie braci Grimm" (Wydawnictwo Alfa, 1990)
Król miał córkę, była ona bardzo piękna, ale też straszna dziwaczka. Ślubowała tylko tego wziąć sobie za pana i małżonka, który jej przyrzeknie, że jeśli ona pierwsza umrze, on każe się żywcem wraz z nią pogrzebać.
- Jeśli będzie mnie całym sercem kochał - mówiła - to cóż mu przyjdzie z życia beze mnie?
Może, gdyby królewna nie była tak piękna (i nie była dziedziczką królestwa) nie znalazłby się żaden śmiałek. Jednak główny bohater baśni naprawdę ją pokochał i odważył się zaryzykować. Nie trzeba było długo czekać i - jak się domyślacie - jego żona umarła, a on musiał dotrzymać złożonej wcześniej obietnicy. Ale to dopiero początek historii...


Kolejna fascynująca baśń ludowa, spisana przez braci Grimm. Baśń o miłości, niezwykłym przywiązaniu i o tym, że przywracanie ludzi do życia za pomocą tajemniczych praktyk magicznych zazwyczaj nikomu nie wychodzi na dobre. Zaciekawił mnie tutaj zwłaszcza ten ostatni motyw. Jeśli czytaliście "Cmętarz zwieżąt" Kinga i jeśli przeraził Was on tak, jak mnie, to na pewno wiecie o czym mówię. Okazuje się (co w zasadzie nie jest niczym dziwnym), że już dawno, dawno temu ludzie wiedzieli, że jeśli da się im władzę nad życiem i śmiercią, nie zakończy się to pomyślnie, choćby mieli jak najlepsze intencje. A i powracający z zaświatów człowiek nie będzie już taki, jak wcześniej. 
W młodej królowej po obudzeniu z martwych zaszła jednak jakaś zmiana: zdawało się, że w jej sercu zgasła wszelka miłość, jaką żywiła do swego małżonka
Podobnie jak w przypadku opisywanego przeze mnie ostatnio "Ptaka-straszydło", jeśli szukacie pogłębionej interpretacji, powinniście sięgnąć do prac Bruno Bettelheima (choć nie wiem czy pisał akurat o tej baśni, ale na pewno może podrzucić kilka interesujących tropów) albo na przykład Philipa Pullmana. Ja chciałam tylko zwrócić uwagę na grozę zawartą w "Trzech wężowych listkach", może trochę mniej znanej baśni braci Grimm. Ta opowieść o miłości aż po grób (i dalej) jest wyjątkowo mroczna i niepokojąca. Idealna do czytania dzieciom na dobranoc?

Moja ocena: 5/6
_______________
Zródło zdjęcia: Photo by Sachin Amarasinghe on Unsplash

6/27/2018 08:30:00 AM

Riley Sager "Ocalałe"

Riley Sager "Ocalałe"


Autor: Riley Sager
Tytuł: "Ocalałe"
Tytuł oryginału: "Final Girls"
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 432
Jednak jakimś cudem to my krzyczałyśmy najgłośniej, uciekałyśmy najszybciej, walczyłyśmy najbardziej zawzięcie. Udało nam się przetrwać.
Ocalałe, final girls. Niczym bohaterki krwawych horrorów, jedyne, które przeżyły. Są trzy: Lisa (masakra w akademiku), Samantha (upiorna noc w hotelu) i Quincy (krwawy pobyt w domku w środku lasu). Na co dzień nie utrzymują ze sobą kontaktów, Quincy twierdzi nawet, że nigdy nie czuła się Ocalałą i nie życzy sobie takiej etykietki. Kiedy jednak Lisa popełnia samobójstwo, pozostałe dwie kobiety są wstrząśnięte. To Lisa była najsilniejsza z nich wszystkich, to ona radziła sobie najlepiej... A co, jeśli ktoś ją zamordował? I teraz czyha na pozostałe...? I dlaczego Samantha tak dziwnie się zachowuje, czyżby miała z tą sprawą coś wspólnego?

To kolejny thriller, który miałam na swojej liście do przeczytania. Książka bardzo w moim klimacie, nawiązująca bowiem swoją tematyką do horrorów. "Ocalałe" zaczynają się jednak w momencie, w którym większość filmów grozy się kończy: udało się złapać/zabić sprawcę masakry, ostatnia osoba, która przeżyła, jest już bezpieczna. Jak jednak może poradzić sobie z tym, że jej wszyscy przyjaciele zginęli? Jak przejść do porządku dziennego nad faktem, że teraz jej twarz pojawia się we wszystkich mediach, a tłum dziennikarzy koczuje pod domem? Jak po czymś takim można prowadzić normalne życie? 


Trzeba przyznać, że Quincy bardzo się stara poradzić sobie z nową sytuacją. Znalazła sobie hobby, które przekształciła w pracę: prowadzi blog kulinarny cieszący się sporą popularnością. Mieszka razem ze swoim chłopakiem. I tylko od czasu do czasu kontaktuje się z policjantem, który ją uratował - mężczyzna upewnia się, że wszystko z nią w porządku i w razie czego gotów jest przyjechać na każde jej wezwanie. Pomimo tego Quincy jest uzależniona od xanaxu i drobnych kradzieży. Cały czas czuje, że jej życie nie wróciło na właściwe tory, chociaż pozornie udaje jej się zachowywać kruchą równowagę. Kiedy dociera do niej wieść o śmierci Lisy, jest wstrząśnięta. Niedługo potem pod jej drzwiami zjawia się Sam, która dotychczas się z nią nie kontaktowała. Po raz kolejny Quincy musi zmierzyć się z przeszłością, o której tak bardzo chciałaby zapomnieć. 

Nie podobało mi się dziwne zachowanie Sam i prowokowanie Quincy do robienia coraz bardziej ryzykownych rzeczy. Wprowadziła niezły zamęt, a przy okazji jej postawa wzbudziła wiele pytań i wątpliwości. Nie ukrywam też, że miałam kilka teorii dotyczących śmierci Lisy, a także samej masakry w Pine Cottage, którą cudem przeżyła Quincy. Autor chętnie podrzucał mylne tropy i umiejętnie stopniował napięcie, zdradzając kawałek po kawałku kulisy wydarzeń sprzed dziesięciu lat, tragicznej nocy, całkowicie zapomnianej przez Quincy. Dopiero na końcu czytelnik dowiaduje się, co naprawdę zdarzyło się w Pine Cottage, a także jaki los ostatecznie spotkał wszystkie Ocalałe. Okazało się to dla mnie sporym zaskoczeniem. 

Jedynym mankamentem była dla mnie postać Sam, której zwyczajnie nie polubiłam. Natomiast sama tematyka, a także konstrukcja powieści, bardzo mi się spodobały. To jeden z lepszych thrillerów, jakie czytałam w tym roku. Teraz czekam na kolejną pozycję od tego autora, "The Last Time I Lied".

Moja ocena: 5/6
________
Źródła zdjęć:
1. Moje
2. https://unsplash.com/photos/DtryM6WS_Mo

6/11/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Jakub i Wilhelm Grimm "Ptak-straszydło"

Ponure Poniedziałki: Jakub i Wilhelm Grimm "Ptak-straszydło"
Baśń znajdziecie w zbiorze "Ptak-straszydło i inne baśnie braci Grimm" (Wydawnictwo ALFA, 1990)

Żył sobie raz czarownik, który przybierał postać biedaka, chodził od domu do domu żebrząc i porywał ładne dziewczęta. Nikt nie wiedział, co się z nimi potem działo, bo żadna z nich nigdy już do domu nie wróciła.
Tak zaczyna się jedna z baśni braci Grimm, której raczej nie będę czytać dzieciom na lekcjach bibliotecznych. To opowieść o okrutnym czarowniku, który porywał młode kobiety i więził je w swoim domu. Każdą z nich poddawał pewnej próbie, a jeśli dziewczyna jej nie przeszła... cóż, jej los był dosyć okrutny. Tylko ktoś obdarzony ogromnym sprytem i pomysłowością mógł stawić czoła czarownikowi. I w końcu tak się stało...

Wybrałam tę baśń, ponieważ idealnie pasuje do mojego cyklu. Z pewnością wiecie, że oryginalne teksty braci Grimm nie były pozbawione okrucieństwa. Współcześnie mamy zazwyczaj do czynienia z ich "wygładzonymi" wersjami, dostosowanymi do najmłodszych czytelników. Udało mi się jednak znaleźć w bibliotece zbiór prezentujący tę bardziej krwawą stronę baśni braci Grimm. I właśnie dlatego w "Ptaku-straszydle" już na wstępie dostajemy informację o porywaniu przez czarownika ładnych dziewcząt, dosyć szybko pojawia się też opis rozczłonkowanego ciała (Na samym środku stała ogromna, zakrwawiona miednica, a w niej martwe, porąbane ciała ludzkie; obok znajdował się pień drzewa, na nim zaś leżał błyszczący topór). Chwilę później natrafiamy natomiast na scenę morderstwa (Pchnął ją na ziemię, powlókł za włosy do pnia i tam uciął jej głowę i porąbał ciało na kawałki, aż krew pociekła strumieniem po podłodze). Dalej mamy jeszcze trupią głowę z wyszczerzonymi zębami i palenie żywcem. Horror, jak się patrzy.


Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie o grozie wyłaniającej się z tekstów braci Grimm nie jest niczym odkrywczym. Wystarczy wspomnieć chociażby o książce Philipa Pullmana "Baśnie Braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury" czy o pracach naukowych poświęconych literaturze grozy, które często odwołują się do tych właśnie tekstów. Wspominam o "Ptaku..." z kilku przyczyn: po pierwsze, wydaje mi się że nie jest to baśń, którą zna prawie każdy (jak na przykład "Jaś i Małgosia"), a jest na tyle mroczna i intrygująca, że zdecydowanie warto tutaj o niej napisać. Po drugie, tekst wykorzystuje motyw znany z opowieści o Sinobrodym (o którym przed Grimmami pisał Charles Perrault), a który bardzo mi się podoba i o którym można długo rozmawiać w kontekście horroru i jego interpretacji (Sinobrody to pierwowzór współczesnych seryjnych morderców, a postrzeganie jego postaci - oraz postaci kobiecych występujących w baśni - zmieniało się na przestrzeni lat, często wydobywano z tego tekstu nowe znaczenia). Trzeci powód był taki, że... to wydanie baśni miałam po prostu pod ręką i w czasie, kiedy mam mnóstwo nowych obowiązków, najłatwiej było mi właśnie stamtąd wybrać i przeczytać tekst do kolejnego Ponurego Poniedziałku. 

Chciałam jeszcze napisać o jednym, niezwykle interesującym szczególe, który znalazłam w tym tekście. Mianowicie, kiedy głównej bohaterce udało się przechytrzyć czarownika, ten ogłosił: Próba wypadła pomyślnie, zostaniesz więc moją żoną. I, jak piszą dalej bracia Grimm, w tym momencie stracił nad dziewczyną wszelką moc i musiał robić wszystko, czego zażądała. Czy tak właśnie wygląda narzeczeństwo? Mam nieco inne doświadczenia:P


Podsumowując: "Ptak-straszydło" to piękna, okrutna baśń wykorzystująca jeden z bardzo znanych motywów, pojawiający się już wcześniej w ludowych opowieściach i do dzisiaj chętnie wykorzystywany w tekstach kultury. To pełna grozy i makabrycznych opisów opowieść, którą niekoniecznie będziemy czytać dzieciom, ale... po którą powinni sięgnąć wszyscy chcący odpocząć nieco od współczesnego horroru. Dajcie się porwać klimatowi tej opowieści, dodatkowo podkreślonemu przez fantastyczne ilustracje Ewy Salamon. Naprawdę warto!

Moja ocena: 5/6

Wszystkich zainteresowanych naukowym aspektem grozy w tekstach dla dzieci odsyłam do książki Katarzyny Slany "Groza w literaturze dziecięcej. Od Grimmów do Gaimana".
____________
Zdjęcia: własne

6/04/2018 06:30:00 AM

Ponure Poniedziałki: Stephen King "Laurie"

Ponure Poniedziałki: Stephen King "Laurie"
Opowiadanie można przeczytać online TUTAJ
Six months after his wife of forty years died, Lloyd Sunderland's sister drove from Boca Raton to Caymen Key to visit him. She brought with her a dark gray puppy which she said was a Border Collie - Mudi mix. Lloyd had no idea what a Mudi was, and didn't care.
Tak zaczyna się ta historia. Mężczyzna załamany po śmierci żony i pies, a właściwie suczka, która do niego trafiła. Początkowo Lloyd był niechętny zwierzakowi, jednak szybko się do niego przywiązał i stali się nierozłączni. Brzmi raczej jak historia dla dzieci, a nie najnowsze opowiadanie Stephena Kinga, prawda? Nie dajcie się jednak zwieść pozorom...

...bo chociaż "Laurie" nie jest horrorem, nie brakuje w tym tekście atmosfery przygnębienia. I nawet jeśli początkowo wydaje się nam, że wszystko zaczyna się bohaterom układać, to jednak cały czas mamy przeczucie, że w pewnym momencie wydarzy się coś strasznego. I faktycznie tak się dzieje, chociaż muszę przyznać, że akurat takiego pomysłu Kinga się nie spodziewałam. 


Dlaczego piszę tutaj o "Laurie", chociaż opowiadaniu bardzo daleko do typowego horroru? Nie tylko ze względu na autora. Tekst idealnie pasuje do mojego cyklu ze względu na dużą dawkę... ponurości? Chyba mogę tak to nazwać;) To przede wszystkim dosyć smutna historia o starzeniu się i umieraniu, co jest typowe dla ostatnich dzieł Stephena Kinga. I niezwykle przygnębiające. Poza tym, jednego z bohaterów spotyka bardzo nieprzyjemna przygoda. 

Ale jest w tym wszystkim i coś pozytywnego - tytułowa Laurie, szczeniaczek, który na powrót wprowadza sens w życie Lloyda, załamanego po stracie żony i nie mającego nikogo, poza mieszkającą dosyć daleko siostrą. Piesek stał się ważnym bohaterem całej historii. Która kończy się dopiskiem "Thinking of Vixen". O co chodzi? Jak wyjaśnił autor na facebooku: Several people have asked me about the dedication at the end of "Laurie", the story I posted. Vixen was my wife's dog. We all loved her, but she was a one-woman Corgi. A sweter, gentler dog you'd never meet. She died early this spring.

Moja ocena: 5/6
______________
Źródło zdjęcia: Photo by Echo Grid on Unsplash

5/18/2018 09:09:00 AM

Dariusz Kaliński "Czerwona zaraza"

Dariusz Kaliński "Czerwona zaraza"




Autor: Dariusz Kaliński
Tytuł: "Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?"
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 297







"Patrzę na was ludzi i zastanawiam się, czego wy się cieszycie, to że jednego wroga pędzimy przed sobą, a drugiego wprowadzamy do kraju?"
Rzeczywiście, armia rosyjska była początkowo przyjmowana przez znękanych wojną Polaków bardzo entuzjastycznie. Nic dziwnego: sowieci "wyzwalali" Polskę od Niemców, wydawało się, że teraz w końcu będzie dobrze, a wojna, rabunki i morderstwa pozostaną tylko wspomnieniem. Niestety, tak się nie stało. O tym, jak wojska ZSRS zachowywały się po wkroczeniu do Polski i jak sowieci wprowadzali w naszym kraju swoje rządy, opowiada Dariusz Kaliński w książce "Czerwona zaraza".

Autor w sposób bardzo konkretny przedstawił wszystkie aspekty związane z "wyzwalaniem" Polski przez Rosjan pod koniec II wojny światowej i zaraz po niej. Opowiada więc, bardzo często oddając głos naocznym świadkom tamtych wydarzeń, o gwałtach, jakich sowieccy żołnierze (trzeba jednak pamiętać, że w szeregach Armii Czerwonej byli nie tylko Rosjanie, zresztą informacje o tym znajdziecie też w książce) dopuszczali się na Polkach, o dokonywanych przez nich rabunkach, wysiedlaniu ludzi oraz zorganizowanym demontażu i wywozie na wschód wielu polskich przedsiębiorstw. Czytając "Czerwoną zarazę" można w dobitny sposób uświadomić sobie, że 8 maja 1945 roku wcale nie był dla Polaków końcem wojny. Oczywiście większość osób zdaje sobie z tego sprawę, jednak dopiero konfrontacja z relacjami osób żyjących w tamtych czasach oraz z suchymi faktami na temat zbrodni popełnionych przez sowietów może dobitnie uświadomić, jak było naprawdę.


Dariusz Kaliński stworzył bardzo konkretne opracowanie, które naprawdę warto poznać. Ciężko mi napisać coś więcej, ale dane zebrane przez autora oraz relacje świadków (a zwłaszcza te ostatnie) przemawiają same za siebie. Nie sposób przejść obok nich obojętnie, zwłaszcza jeśli chodzi o przemoc wobec kobiet i dzieci... Na szczęście nie słyszałam od mojej rodziny podobnych historii z Rosjanami w roli głównej (a może nie chcieli o tym mówić lub po prostu tego nie pamiętam...) za to Babcia bardzo często wspominała o banderowcach. Zbrodnie UPA w Bieszczadach to kolejny temat, o którym powinnam więcej poczytać...

"Czerwoną zarazę" polecam miłośnikom historii, ale nie tylko. W końcu dobrze wiedzieć, choć ogólnie, co spotkało nasze babcie i naszych dziadków w czasie II wojny światowej oraz tuż po niej. Musicie tylko pamiętać, że wiele relacji zawartych w tej książce jest bardzo wstrząsających. Niech to Was jednak nie powstrzymuje od lektury.

Moja ocena: 5/6
___________________
Zródła zdjęć:
1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4397892/czerwona-zaraza-jak-naprawde-wygladalo-wyzwolenie-polski
2. http://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/04/26/mamy-prawo-do-wszystkich-polek-sowieckie-gwalty-nad-wisla/

4/25/2018 09:07:00 AM

Claire Kendal "Wiem o tobie wszystko"

Claire Kendal "Wiem o tobie wszystko"
Autor: Claire Kendal
Tytuł: "Wiem o tobie wszystko"
Tytuł oryginału: "The Book of You"
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 413
Żaden inny mężczyzna nie zrobi Ci tego, co ja mogę. Żaden inny nie będzie Cię kochać tak jak ja.
Życie Clarissy przypomina koszmar. Po nieudanych próbach zajścia w ciążę rozstała się ze swoim partnerem. Została właściwie sama - rodzice mieszkają daleko, z przyjaciółmi już dawno urwał się kontakt. Jest tylko on, Rafe. Pojawia się wszędzie tam, gdzie Clarissa. Zasypuje ją dowodami uwielbienia. Nieustannie dzwoni. To byłoby nawet romantyczne gdyby nie fakt, że kobieta nie życzy sobie jego obecności, a Rafe nie przyjmuje tego do wiadomości. Zamiast tego intensyfikuje swoje działania. Jest stalkerem. Śmiertelnie niebezpiecznym. 

Temat stalkingu jest już na szczęście szerzej znany. Dobrze, bo dzięki temu osoby nim dotknięte mogą szybciej otrzymać pomoc. Jednak czy tak będzie z Clarissą? Przecież to, że Rafe nieustannie ją śledzi, przysyła miłe liściki i ogólnie próbuje nawiązać kontakt, może nie być uznane za wystarczający dowód. Do czasu, aż mężczyzna spróbuje na nią napaść. Albo aż jego przesyłki będą zawierać brutalne grozby zamiast wyznań miłosnych. Rafe jest jednak sprytny, wie jak się zachować, żeby nie można mu było niczego zarzucić. Chyba, że Clarissa czymś go sprowokuje. To jednak byłoby niebezpieczne dla jej zdrowia. I życia. Mimo to kobieta robi wszystko, żeby go unikać. Niezmiernie się cieszy, kiedy zostaje powołana do ławy przysięgłych w długim, kilkutygodniowym procesie. Daje jej to możliwość unikania Rafe'a, choćby chwilowego zniknięcia mu z oczu (spotkań pod jej domem i na stacji kolejowej nie da się jednak uniknąć). W sądzie poznaje przystojnego strażaka Roberta, również ławnika w tym samym procesie. Mężczyzna daje jej poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że pewnego dnia między nimi zrodzi się uczucie. Czy jednak może mu ufać? Tutaj też pojawiają się wątpliwości (choć raczej u czytelnika, nie u Clarissy).


Podobało mi się, że autorka nie ograniczyła swojej historii do tylko i wyłącznie jednego wątku. Oczywiście stalking wysuwa się tutaj na pierwszy plan, jednak mamy też do czynienia z innymi tematami: zdradą małżeńską (mężczyzna, z którym była związana Clarissa, zostawił dla niej żonę, a wspomnienie o tym przewija się przez całą książkę), procesem sądowym i tym, jak może zostać potraktowany świadek (gorzej, niż oskarżeni - i dlatego Clarissa, stawiając się na miejscu zeznającej kobiety ocenia, jak wobec niej mogliby się zachować sąd i przysięgli, gdyby oskarżyła Rafe'a) oraz rozpaczliwą chęcią posiadania dziecka (to również z tego powodu rozpadł się związek Clarissy). Do gustu przypadło mi również zakończenie. Pewne sprawy się wyjaśniły, inne pozostały niedopowiedziane, całość daje pewną nadzieję, ale nie jest niesamowicie optymistyczna. Interesujący był również sposób narracji - część wydarzeń poznajemy z perspektywy Clarissy, czytając jej wpisy do notesu zawierającego wszystkie informacje o kontaktach z Rafe'm. Miał to być dowód dla policji, że mężczyzna rzeczywiście ją prześladuje. 

Podczas lektury nie sposób choć na chwilę nie postawić się w sytuacji głównej bohaterki. Jak byście się czuli, gdyby ktoś śledził każdy Wasz krok? Nieustannie dzwonił, zostawiał listy i prezenty (czasem będące na pozór pięknymi, romantycznymi gestami, innym razem będące zawoalowaną grozbą). Próbował obrócić przeciwko Wam waszych znajomych. Grzebał w śmieciach i w ten sposób zdobywał kolejne informacje o Was. Przesyłał Wam niepokojące zdjęcia... Temat stalkingu został bardzo dobrze przedstawiony przez autorkę. A poruszenie w powieści również innych kwestii uczyniło ją tylko bardziej interesującą. Powieść naprawdę mi się podobała. To kolejny z dobrych thrillerów, po które sięgnęłam w tym roku.

Moja ocena: 5/6
________________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Mike Wilson on Unsplash

4/23/2018 10:10:00 AM

Ponure Poniedziałki: Sofia Samatar "How to Get Back to the Forest"

Ponure Poniedziałki: Sofia Samatar "How to Get Back to the Forest"
Opowiadanie można przeczytać online TUTAJ

“You have to puke it up,” said Cee. “You have to get down there and puke it up. I mean down past where you can feel it, you know?”
Czy opowiadanie, które zaczyna się tekstem o wymiotowaniu, może być dobre? Cóż, jeśli ma to być tekst, który ma wywoływać w czytelniku ciarki, to jak najbardziej. I takie właśnie jest "How to Get Back to the Forest". To nie typowy horror (w końcu opublikowano je na stronie Lightspeed, zajmującej się tematyką science fiction i fantasy), ale znalazło się na liście portalu Bustle.com, zatytułowanej: "15 Creepy Short Stories You Can Read Online For Free, If You Need A Good Scare". Wiecie, kiedy widzę taki nagłówek, nie trzeba mnie specjalnie zachęcać;)

Narratorką tekstu jest kobieta, która po latach wraca do wydarzeń rozgrywających się na pewnym obozie, którego była uczestniczką. Początkowo wydaje się, że dostaniemy opis dziwnych pomysłów dzieciaków (jak to na obozie, z dala od rodziców), szybko jednak okazuje się, że coś jest tutaj bardzo nie w porządku... Przede wszystkim koleżanka narratorki, Cee. Dziewczyna zaczyna mówić o czymś, co znajduje się w jej ciele i czego koniecznie musi się pozbyć. Jedynym sposobem jest zwymiotowanie tego czegoś. Nie są to przyjemne do czytania fragmenty. Po kilku ciężkich próbach faktycznie dziewczyna wyrzuca z siebie coś, co wygląda jak dziwny, mechaniczny robak. Po latach narratorka nie jest już jednak pewna tego, co naprawdę zdarzyło się tamtego wieczoru. Dodatkowym niepokojącym czynnikiem są coraz częściej pojawiające się wzmianki o samym obozie. Okazuje się, że to chyba wcale nie jest tylko i wyłącznie miejsce wakacyjnego wypoczynku...

Sugerując się samym tytułem i opisem, liczyłam na klasyczny horror o dzieciakach na letnim obozie nad jeziorem. I o mordercy czającym się gdzieś w krzakach. Ewentualnie o duchach. Otrzymałam jednak coś zupełnie innego, bardziej w klimatach science fiction. Czy to dobrze? Jak najbardziej! Podobało mi się, że to opowiadanie okazało się zupełnie inne od moich wyobrażeń (chociaż oczywiście tekstem o seryjnych mordercach też nie pogardzę). Autorce udało się najpierw zdezorientować czytelnika (scena w łazience), a następnie wprowadzić w nastrój przygnębienia - kiedy już dowiadujemy się więcej o samym obozie oraz losach jego uczestników. Bardzo to doceniam. 

Opowiadanie mogę polecić osobom, które nie szukają klasycznego horroru oraz tym, którym nie straszne opisy wymiotowania - przyznam, że sama miałam z tym trochę problem;)
A jeśli wolicie coś w starym, dobrym stylu "Piątku trzynastego", to bądzcie czujni. Postaram się znalezc i takie opowiadanie!
Campers stick together!
Moja ocena: 5/6 
_______________
Zródło zdjęcia: Photo by Andreas Rønningen on Unsplash

3/28/2018 09:55:00 PM

J. D. Barker "Czwarta małpa" [PRZEDPREMIEROWO]

J. D. Barker "Czwarta małpa" [PRZEDPREMIEROWO]
Autor: J. D. Barker
Tytuł: "Czwarta małpa"
Tytuł oryginału: "The Fourth Monkey"
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 04.04.2018
Liczba stron: 432
Witaj, Przyjacielu,
jestem złodziejem, zabójcą, porywaczem. Zabijałem dla zabawy. I z konieczności. A także z nienawiści. Zabijałem po prostu po to, żeby zaspokoić potrzebę, która narastała we mnie z biegiem czasu. Potrzebę przypominającą głód, który da się zaspokoić wyłącznie poprzez rozlew krwi lub melodię, jaką można usłyszeć w udręczonym krzyku

Tak rozpoczyna sie pamiętnik mordercy, któremu nadano przydomek Zabójcy Czwartej Małpy (#4MK). Znaleziono go przy zwłokach mężczyzny, który rzucił się pod autobus. Wprawdzie ofiara miała doszczętnie zmasakrowaną twarz, poza tym nikt nie wiedział jak wyglądał i jak nazywał się zabójca, dla policji z Chicago było jednak oczywiste, że był to właśnie on. A to z tego względu, że przy zwłokach znaleziono małe, białe pudełko z ludzkim uchem w środku. To był właśnie schemat działania #4MK. Najpierw kogoś porywał, następnie odcinał tej osobie ucho i wysyłał do jej rodziny ("nie słyszę nic złego"), kolejne były oczy ("nie widzę nic złego"), ostatni język ("nie mówię nic złego"). Następnie zabijał swoją ofiarę, a jej zwłoki porzucał w zatłoczonych miejscach. Teraz wydaje się, że Zabójca Czwartej Małpy nie żyje. Wiadomo jednak, że przed śmiercią zdołał porwać kolejną osobę. I trzeba ją jak najszybciej znaleźć... Sprawą zajmuje się detektyw Sam Porter, który ścigał mordercę od samego początku.


Powieść zapowiadała się bardzo dobrze. I muszę przyznać, że się nie zawiodłam! Wprawdzie udało mi się przewidzieć dwie rzeczy, jednak najbardziej istotny dla fabuły zwrot akcji naprawdę mnie zaskoczył. Książka trzymała w napięciu do samego końca. Sama Portera dało się lubić, chociaż bardziej można było mu współczuć. Jego postać nie wyróżniała się natomiast zbytnio spośród innych literackich detektywów. Taki Lincoln Rhyme, na przykład, jest o wiele bardziej charakterystyczny, nie tylko z powodu swojej niepełnosprawności. A skoro już o Lincolnie mowa... styl pisania autora - sposób konstruowania fabuły, zwroty akcji, umieszczanie co jakiś czas w tekście informacji znajdujących się na tablicy z dowodami (stanowiących podsumowanie zdobytych dotychczas przez policjantów wiadomości) skojarzył mi się z książkami Deavera. W pozytywnym sensie, bo bardzo lubię podobne literackie zabiegi, a i samego autora darzę dużą sympatią. Wygląda na to, że J. D. Barker się na nim wzorował, jednak na tym nie poprzestał. Stworzył postać Zabójcy Czwartej Małpy, który kierował się bardzo pokrętną logiką zaczerpniętą z legendy o trzech mądrych małpach. Dodatkowo w tekście powieści pojawiały się fragmenty pamiętnika mordercy, opisujące pewne wydarzenia z jego dzieciństwa - były one dla mnie szalenie interesujące.

Z niecierpliwością czekam na kolejne części. Tymczasem zapraszam Was do lektury "Czwartej małpy" - to jeden z lepszych thrillerów, jakie przeczytałam w tym roku. Jeśli nie straszne Wam odcięte części ciała, szczury i psychopatyczni mordercy - to powieść naprawdę godna polecenia!

Moja ocena: 5/6

Powieść otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca 
____________
Zródła zdjęć:
1. Moje
2. Photo by Inès d'Anselme on Unsplash

3/19/2018 11:24:00 AM

Ponure Poniedziałki: Arthur Conan Doyle "Pasożyt"

Ponure Poniedziałki: Arthur Conan Doyle "Pasożyt"
Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Dziwne zjawiska" (C&T, 2015)
Ebook (w oryginale) można pobrać TUTAJ
Ta kobieta, według jej własnych wyjaśnień, jest w stanie zdominować mój ustrój nerwowy. Potrafi wtargnąć w moje ciało i objąć nad nim władzę. Posiada duszę pasożyta; nawet więcej, ona jest monstrualnym pasożytem"
Profesor Gilroy był człowiekiem niezwykle mocno stąpającym po ziemi. Szanowany młody mężczyzna, któremu udało się uzyskać prestiżowe stanowisko na uniwersytecie, zajmujący się badaniami z dziedziny fizjologii, szczęśliwie zakochany i nie wierzący w hipnozę, duchy czy inne tego rodzaju zjawiska. Wszystko zmienia się, gdy na swojej drodze spotyka pannę Penclosa. Ta drobna, niepozorna kobieta, bez trudu udowadnia profesorowi siłę hipnozy i przekonuje go, że może zawładnąć na chwilę czyjąś wolą. Gilroy, zafascynowany tym odkryciem, postanawia sam zostać przedmiotem eksperymentów, mających na celu naukowe wyjaśnienie tego rodzaju zjawisk. Nie przypuszcza jednak, że tym samym wpada w pułapkę. Bo czyż może być coś bardziej niebezpiecznego niż oddanie komuś władzy nad własnym umysłem?

Tytułowym pasożytem jest właśnie panna Penclosa. Bez wahania wykorzystuje ona fakt, że potrafi wpływać na umysły ludzi, których poddaje hipnozie. Wykonują oni jej polecenia, często pózniej nie pamiętając nawet całej sytuacji - pod jej wpływem narzeczona Gilroya zrywa z nim bez wyraznego powodu, a potem nie przypomina sobie, że coś takiego zrobiła. Profesor poddaje się eksperymentom w dobrej wierze, nie bierze jednak pod uwagę tego, że panna Penclosa będzie chciała wykorzystać go do własnych celów. I że walka z osobą dysponującą podobnymi umiejętnościami może być niezwykle trudna. 

Opowieść poznajemy w formie dziennika profesora Gilroya. Dzięki temu możemy uważnie przyglądać się odczuciom mężczyzny i jego walce z własnymi uprzedzeniami wobec zjawisk nadnaturalnych, a następnie poddaniu się ich mocy. Możemy też obserwować jego rozpaczliwą walkę o wyzwolenie się spod wpływu panny Penclosa, wszelkie podejmowane przez niego próby i jego samotność - bo praktycznie nie było osoby, która wysłuchując jego historii nie uznałaby go za szaleńca.

"Pasożyt" to jeden z bardziej znanych tekstów grozy autorstwa Arthura Conan Doyla. Czy można pokusić się o stwierdzenie, że w tej noweli autor daje wyraz swojemu osobistemu przekonaniu o prawdziwości zjawisk nadnaturalnych? Chyba snucie podobnych przypuszczeń nie ma sensu, warto raczej skupić się na samej wartości literackiej tego tekstu oraz umiejętności budowania napięcia przez autora. Nie da się jednak ukryć, że fascynacja autora spirytyzmem jest interesującym zagadnieniem, wartym tego, żeby przyjrzeć się mu bliżej. A tymczasem pamiętajcie: czy wierzycie w zjawiska paranormalne czy też nie, nie warto z nimi igrać. Bo możecie znalezć się w sytuacji głównego bohatera, a ta naprawdę była nie do pozazdroszczenia...

Moja ocena: 5/6
_______________
Zródło zdjęcia: Photo by Peter Forster on Unsplash

3/12/2018 10:27:00 AM

Ponure Poniedziałki: Elodie Harper "Wild Swimming"

Ponure Poniedziałki: Elodie Harper "Wild Swimming"
Opowiadanie można przeczytać online TUTAJ

Małe miasteczko gdzieś na Litwie, położone nieopodal jezioro i brytyjska turystka, która bardzo chciałaby w tym jeziorze popływać... pomimo ostrzeżeń miejscowych. To brzmi jak materiał na dobrą opowieść grozy z motywami ludowych wierzeń. Czy tak było? 

O tym, co spotkało Chrissie na Litwie, dowiadujemy się z jej maili wysyłanych do przyjaciółki. Podsumowanie całej historii znajdziemy z kolei w innym mailu...ale tutaj już nie zdradzę szczegółów. Spodobała mi się ta forma, nieco nietypowa dla opowiadań grozy. Cała opowieść również posiada swój niezaprzeczalny urok - małe miasteczko, tajemnicze jezioro i to, co kryje się na jego dnie. 

Plusem opowiadania jest nie tylko jego klimat, ale również niedopowiedzenia, które zastosowała autorka. Nie dostajemy wszystkich informacji o jeziorze i przyczynach jego powstania (nie jest wytworem natury). Wiemy mniej więcej, co można znaleźć na dnie, ale nie znamy szczegółów i pewnych rzeczy możemy się tylko domyślać. I bardzo dobrze. Myślę, że na podstawie tego tekstu można byłoby nakręcić interesujący i mrożący krew w żyłach horror. 

"Wild Swimming" wygrało w konkursie "The Guardian" na najlepsze opowiadanie-horror. Wybrał je sam Stephen King, a skoro jemu podobał się ten tekst, to Was chyba nie muszę zachęcać do lektury...? Odkryjcie tajemnicę litewskiego jeziora!

Moja ocena: 5/6

2/21/2018 05:00:00 PM

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"
Autor: Megan Miranda
Tytuł: "Miasteczko kłamców"
Tytuł oryginału: "All the Missing Girls"
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 400

W lesie są oczy, potwory i historie
Kiedy jakaś osoba zostaje uznana za zaginioną, reakcje jej bliskich mogą być bardzo różne. Jedni robią wszystko, żeby ją odnaleźć lub chociaż dowiedzieć się, co ją spotkało. Inni uciekają od prawdy i pogrążają się w kłamstwie. A jeśli kłamie całe miasteczko...?

Dziesięć lat temu zaginęła Corinne. Po tym, co stało się tamtego lata, jej najlepsza przyjaciółka wyjechała z Cooley Ridge i skutecznie odcięła się od tamtych wydarzeń i ludzi, którzy kiedyś byli całym jej światem. Teraz Nico musi wrócić... Nico nie dają spokoju słowa jej ojca, który twierdzi, że widział "tę dziewczynę". I chociaż mężczyzna cierpi na demencję, istnieje szansa że naprawdę widział Corinne. Krótko po powrocie Nico do miasteczka okazuje się, że zaginęła kolejna dziewczyna. Wydarzenia sprzed dziesięciu lat powracają ze zdwojoną siłą. Kto stoi za tymi zniknięciami? I kto mówi prawdę, a kto kłamie?


Na początku nie spodobała mi się konstrukcja powieści. Najpierw dostajemy wprowadzenie do całej sytuacji, następnie poznajemy wydarzenia, które miały miejsce w "dniu piętnastym", potem przechodzimy do "dnia czternastego" i tak cofamy się aż do daty powrotu Nico do Cooley Ridge. Wszystko po to, żeby dowiedzieć się, co się stało z zaginionymi dziewczynami. Nie spodobało mi się to, bo ciężko było mi się odnaleźć w tego rodzaju narracji, musiałam czytać bardzo uważnie, żeby odpowiednio łączyć fakty i ułożyć je sobie w głowie. Jednak im bliżej końca książki, tym większy sens zyskiwały poszczególne wydarzenia. Po lekturze całości przyznaję, że opowiedzenie tej historii chronologicznie pozbawiłoby ją wszelkich emocji i niespodzianek.

Bardzo lubię tego rodzaju powieści. Takie, w których podczas lektury można poczuć atmosferę małego miasteczka pełnego intryg i tajemnic. Ciekawiło mnie to, co stało się z Corinne i przyznaję, że na początku nie polubiłam Nico, głównej bohaterki. Nie była ona jednak taką dziewczyną, która budzi sympatię. Pełna dziwnych przemyśleń, nie pałająca zbytnią miłością do swojego narzeczonego, ukrywająca różne zdarzenia z przeszłości. Czy można kibicować takiej bohaterce? Okazało się, że tak. Do tego potrzebowałam jednak lektury prawie całej książki.

Jeśli lubicie nieoczywiste thrillery pełne tajemnic i z zagmatwaną akcją, "Miasteczko kłamców" będzie pozycją dla Was. Warto zmierzyć się z zawartą w nim zagadką zaginionych dziewczyn i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy prawda zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. A może warto zrobić wszystko, żeby chronić najbliższych?

 Byliśmy miasteczkiem pełnym strachu, szukającym odpowiedzi. Ale byliśmy również miasteczkiem pełnym kłamców
Moja ocena: 5/6 
______________
Zródła zdjęć: 
1. Moje
2. Photo by Geran de Klerk on Unsplash
Copyright © 2016 Miros de carti. Blog o książkach , Blogger