Decyzja była ciężka. Pod uwagę brałam nie tylko okładkę (bądź okładki), ale i uzasadnienie (lub jego brak). Wybór jak zwykle był subiektywny.
Przy okazji zachęcam do dyskusji na temat prezentowanych okładek - czy też uznalibyście je za brzydkie? A może znacie jeszcze gorsze przykłady?;)
Konkurs wygrywa okładka...
Projekt niestety bardzo brzydki (choć akurat w tym przypadku to dobrze), a uzasadnienie mnie urzekło:
Z ciekawości wpisałam w google „najbrzydsze okładki książek” i szczerze się uśmiałam z niektórych „potworków okładkowych”, ale nie chciałam się sugerować rankingami tworzonymi przez kogośtam. Pomyślałam natomiast o ostatnio czytanych przeze mnie książkach i pierwsza myśl pofrunęła do „Jak to robią twardzielki”. Książkę przeczytałam dlatego, że dostałam ją od autorki i byłam ciekawa jej twórczości. Jestem natomiast pewna na 100%, że nie kupiłabym tej powieści, kierując się okładką. Nawet bym na nią nie zerknęła w księgarni, a szkoda, bo jest to naprawdę dobra, zabawna i mądra powieść.Irytowały mnie te kobiety na okładce, które swoim wyglądem nijak mi nie pasowały do bohaterek książki. Jeśli już ktoś zdecydował się na tak mało oryginalny sposób przedstawienia postaci na okładce, to mógłby się przynajmniej postarać o to, żeby kobiety były podobne do tych opisanych w środku. Zdjęcie w ogóle jest tandetne i odpychające, jakby wyjęte z numeru Bravo z roku 1990. Źle dobrane kolory i w ogóle projekt jak na lekcję techniki. Cała seria „Monika Szwaja poleca” nie ma się czym poszczycić, ale to „cudo” wygrywa.
Do zwyciężczyni już leci mail z prośbą o podanie adresu;)
A ja zastanawiam się nad nowym konkursem. Tylko... czy ktoś byłby chętny na kieszonkowe wydania "Norwegian Wood" i "Marcowych fiołków" (w pakiecie) ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)