Autor: Emily Giffin
Tytuł: "Coś pożyczonego"
Tytuł oryginału: "Something borrowed"
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 400
Darcy i Rachel są najlepszymi przyjaciółkami "od zawsze". Ale w tym związku tylko jedna strona może czuć się uprzywilejowana. Jest nią Darcy. To ona jest piękna, popularna, ma świetną pracę i wymarzonego faceta. Nawet nie przejdzie jej przez myśl, że niepozorna i zahukana Rachel może pewnego dnia przespać się z jej narzeczonym. A jednak do tego doszło. Jak zwykle, to był dopiero początek kłopotów.
Zazwyczaj, kiedy czytamy podobną historię, jesteśmy po stronie zdradzonej kobiety. Tutaj nie było to takie oczywiste. To Rachel jest narratorką i dzięki temu zabiegowi czytelnik ma okazję poznać wszystkie jej emocje, wspomnienia i myśli. Szybko dowiaduje się, że Darcy to tak naprawdę niezbyt sympatyczna osoba: samolubna, zawsze chcąca być w centrum uwagi, potrafiąca "ukraść" Rachel najlepsze chwile z życia i zawsze podporządkowująca wszystkich swoim zachciankom. Można więc poczuć, że Rachel "słusznie" należy się romans z Deksem.
"Zdarza się... zwłaszcza kiedy ma się taką przyjaciółkę jak ty, przyjaciółkę, która zakłada, że ma prawo do tego, co najlepsze, przyjaciółkę, która tak niezmordowanie próbuje cię przyćmić, że sama zaczynasz wątpić w swoją wartość i obniżasz sobie poprzeczkę. To twoja wina, Darcy"
Jednak im dłużej czytałam "Coś pożyczonego", tym bardziej irytowała mnie sama Rachel. Głównie za sprawą odwlekania decydującej rozmowy z Deksem. Cóż, zdrada nigdy nie jest dobra. Ale stało się, i oboje powinni coś z tym zrobić. Tym bardziej, że wielkimi krokami zbliża się ślub Darcy i Deksa. Ale Rachel unikała poruszania tego tematu i liczyła, że wszystko samo się ułoży. W ogóle kobieta miała tendencję do użalania się nad sobą i nad tym, jak to Darcy ją przyćmiewa. Nie zrobiła jednak wiele, żeby poczuć się szczęśliwą. Wcześniej tkwiła w nieudanych związkach, żeby tylko nie być sama. Kurczowo trzymała się też swojej pracy, z której wcale nie była zadowolona.
Zastanawiam się też, jak można było określić relację Rachel i Darcy mianem przyjaźni. Wprawdzie Darcy bywała miła i potrafiła bronić koleżanki w trudnych sytuacjach, jednak i tak szybko kierowała uwagę z powrotem na siebie. To był jakiś toksyczny związek, a nie przyjaźń. Pewnie po prostu Rachel nie miała dość odwagi, żeby porzucić "przyjaciółkę" i znaleźć kogoś, kto będzie ją lubił i szanował.
Mimo wszystkich wad tej książki muszę stwierdzić, że czytało mi się ja dosyć przyjemnie i z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów. Szkoda, że zakończenie było dosyć naciągane.
Podsumowując: do zalet powieści mogę zaliczyć pomysł ukazania zdrady z perspektywy tej zdradzającej osoby. Styl autorki jest dosyć dobry i potrafi ona zainteresować czytelnika. Ale mało wiarygodne postacie i niezbyt błyskotliwa fabuła sprawiły, że mogę zaliczyć "Coś pożyczonego" jedynie do książek-czytadeł na jeden wieczór, a nie do pięknych opowieści o miłości.
Moja ocena: 3,5/6
Źródła zdjęć:
1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93134/cos-pozyczonego
2. unsplash.com
Przyznam, że twoja chłodna recenzja nieco ostudziła mój już od dłuższego czasu utrzymujący się zamiar poznania prozy Gryffin. Do tej pory spotykałam się raczej z jej pozytywnymi opiniami, a tu proszę, coś innego, widać, że szczerego. To dobrze :)
OdpowiedzUsuńCzytadło to bardzo dobre określenie dla tej książki. Czytałam ją kilka lat temu i z tego, co pamiętam, miałam podobne wrażenia. Tak do końca nie rozumiałam i nie polubiłam ani Rachel, ani Darcy.
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam, ale w wersji pocket, dlatego jakoś mi nie śpieszno po nią sięgać, tym bardziej, że twoja recenzja o lekko negatywnym wydźwięku nie zachęca do tej lektury. Zatem chyba zrezygnuje.
OdpowiedzUsuńChciałabym w końcu przeczytać jakąś książkę Emily Griffin, bo póki co tylko o nich słyszę, a nie mam okazji poznać. Fabuła tej wydaje mi się ciekawa.
OdpowiedzUsuńWiduję te okładki Griffin na każdym kroku, ale wnętrze jakoś nie kusi.
OdpowiedzUsuńJa też czytałam ją jakiś czas temu, miło ją wspominam.
OdpowiedzUsuńDzisiaj widzę nieco inne klimaty u Ciebie :) Z Giffin jeszcze nie miałam okazji się poznać i chyba jestem wyjątkiem, bo z tego co widzę, autorka jest szalenie popularna. Tylko że zwykłym czytadłem jakoś mnie nie kusi...
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książek Griffin, ale moja siostra bardzo je sobie ceni. Coż pożyczonego może być ciekawe ze względu na pomysł i to, że czytelnik nie potrafi stanąć po stronie żadnego z partnerów.
OdpowiedzUsuńSkoro tak młoda czytelniczka dostrzegła przeciętność tej książki, to z czystym sumieniem mogę odpuścić:)
OdpowiedzUsuńMi bardzo się podobał film, więc na pewno przeczytam. Może ocenię wyżej :> Już mniej więcej wiem jak Giffin pisze więc może mnie zachwyci i przy tej książce ;D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie znam żadnej z książek tej autorki, ale właśnie wypożyczyłam z biblioteki "Sto dni po ślubie" i "Coś pożyczonego"...
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać coś tej autorki, alee póki co nie miałam okazji. Myslę, że by mi się spodobało ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie bez większego żalu ją sobie odpuszczę. Jakoś nie mam ochoty czytać o toksycznej znajomości Darcy i Rachel. ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie miałabym cierpliwości do takiej powieści... Chociaż pewnie jak zaczęłabym czytać, to fabuła by mnie wciąga, ale z własnej woli nie mam zamiaru próbować :)
OdpowiedzUsuńA mi się ta książka nawet podobała, choć fakt Rachel może irytować.
OdpowiedzUsuń