Autorzy: Stephen King, Owen King
Tytuł: "Śpiące królewny"
Tytuł oryginału: "Sleeping Beauties"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 736
Mamisynkowie tego świata będą musieli szybko wydorośleć
Coś dziwnego dzieje się z kobietami na cały świecie. Zasypiają i już
się nie budzą. Śnią, oplątane białą przędzą, w czymś na kształt owadzich
kokonów. A kiedy tylko ktoś zakłóci ich spokój... atakują. Brutalnie i
bez litości.
Stephen King i jego syn Owen przedstawiają czytelnikowi przerażającą
wizję. Nie chodzi o to, że "Śpiące królewny" to horror w klasycznym
rozumieniu tego terminu. Raczej o sam pomysł, że na świecie mogłoby
zabraknąć jednej płci. Co zrobiliby sami mężczyźni? Jak szybko doszłoby
do aktów agresji? I czy kobiety, gdyby miały możliwość powrotu z...
gdziekolwiek trafiały, zasypiając, na pewno chciałyby wrócić?
Miejscem akcji jest - jak to u Stephena Kinga - małe miasteczko. Tym
razem jednak nie Castle Rock, a Dooling. W tych dniach kryzysu
najwyraźniej to ono stało się centrum wydarzeń. Bo być może w nim,
gdzieś w jednej z cel kobiecego więzienia, przebywa osoba, która może
powstrzymać to całe szaleństwo. Jak to zazwyczaj bywa w prozie tego
autora, bardzo podobały mi się opisy małomiasteczkowej rzeczywistości,
skupianie się na relacjach między mieszkańcami oraz reakcje różnych
ludzi na coś, czego ich umysł nie jest w stanie zrozumieć. Nie miałam do
tej pory okazji przeczytać niczego autorstwa Owena, nie wiem czy pisze w
podobnym stylu, co jego ojciec... "Śpiące królewny" są natomiast tak
spójne i tak dopracowane, że bez konkretnej informacji na okładce ciężko
byłoby mi się domyślić, że mają więcej niż jednego autora. Narracja
bardzo przypominała mi wcześniejsze książki Stephena Kinga, w
szczególności "Pod kopułą".
To zdjęcie jest głównie po to, żeby pochwalić się nowym kubkiem;) |
Również sam pomysł przypadł mi do gustu. Brakowało mi natomiast
informacji o Evie - kim dokładnie była? Kogo reprezentowała? Dlaczego
zachowywała się w tak nieracjonalny sposób? Chociaż to od niej wszystko
się zaczęło, potem raczej biernie wszystko obserwowała, musieli działać
ludzie. Polubiłam jednego z głównych bohaterów, więziennego psychiatrę
Clinta. Oraz jego syna, Jareda. Nieco mniejszą sympatią darzyłam żonę
Clinta, miejscową panią szeryf. Wiecznie naćpany chirurg plastyczny
Flickinger wydał mi się interesującą i barwną postacią, zaskakująco
pozytywną. Agresywny Frank budził agresję i u mnie... Mogłabym jeszcze
tak wymieniać, ponieważ książka ma wielu bohaterów. Na wyróżnienie
zasługuje jeszcze pewien lis, który był bardzo dobrym posłańcem. Lubię
lisy.
Autorzy poruszyli bardzo poważny temat - tego, jak trudne bywają
relacje kobiet i mężczyzn, a zwłaszcza jak bardzo mężczyźni
niejednokrotnie krzywdzą kobiety. Pod różnymi względami. Prawie każda
bohaterka miała za sobą przejścia z ojcem, bratem czy mężem, które
niekorzystnie wpłynęły na jej późniejsze życie. Można to nazwać
przesadą, jednak kobiety z Dooling miały reprezentować całą kobiecą
populację. I jako tego rodzaju przedstawicielki płci pięknej, wypadły
znakomicie.
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Klasyka horroru 2" (kategoria: horror współczesny)
Świat bez jednej płci? Przerażająca wizja. Miałam kilka podejść do Kinga, nie wszystkie mi się podobały, ale ta historia mnie szalenie mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńWięc może warto spróbować?;)
UsuńFabuła brzmi intrygująco, tajemniczo i nieco strasznie. Na pewno sięgnę po ten tytuł, bo jestem go ciekawa.
OdpowiedzUsuńJa mam zawsze problem z Kingiem, nie mogę trafić na coś co byłoby faktycznie straszne ale z jakiegoś powodu ciągle daje mu 'drugą szansę' - ta książka czeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńA co z takimi klasykami jak "Cmętarz zwieżąt" czy "Lśnienie"?;)
UsuńUwielbiam książki które wyszły spod pióra Stephena Kinga, więc nie mogłoby być inaczej żeby i ta nie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńDla takiego takiego duetu pisarskiego warto sięgnąć po książkę :)
OdpowiedzUsuńMam za sobą kilka pozycji Kinga i z czasem zaczął męczyć mnie swoim stylem... zwłaszcza gadulstwem. Pamiętam, że "Wielki marsz" choć wyjątkowo szczupły, jak na możliwości Kinga, tak mnie wynudził, że z trudem było doczytać go do końca. Od jakiegoś czasu ja i Stefan odpoczywamy od siebie, ale muszę przyznać, że "Śpiące królewny" wyjątkowo mnie intrygują i obawiam się, że w końcu ulegnę :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, osobiście uważam "Wielki marsz" za jedną z jego lepszych powieści;)
UsuńMnie również się podobało i też miałam skojarzenie z Pod kopułą. I też muszę Ci przyznać rację, że autorzy mogli zdradzić więcej informacji o Evie :)
OdpowiedzUsuńCzyli nie jestem osamotniona w swoich wnioskach, to dobrze;)
UsuńBrzmi interesująco.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym (i trochę poza tematem :P), to chciałabym teraz zasnąć i obudzić się na wiosnę. I biada temu, kto by mi przerwał sen. :P
Haha, niestety nie mamy takiej możliwości...ale może uda Ci się trochę wyspać w Święta? A wiosna nadejdzie wyjątkowo szybko?:P
UsuńByłam ciekawa co sądzisz o tej książce i widzę, że jest warta uwagi (ach, ten niewielkie społeczności - lubię bardzo!). Mimo to - i mimo że Kinga uwielbiam - teraz mnie do niej jakoś mocno nie ciągnie. Przeczytam na pewno, ale w planie mam raczej sięgnięcie coś ze starszych książek Kinga :)
OdpowiedzUsuń