Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Gość Draculi" (C&T, 2013).
"-Wybaczy pani - rzekł - lecz nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Proszę sobie tylko wyobrazić: mężczyzna, który walczył z niedźwiedziami i Indianami, obawiający się mordu ze strony kota!"
Czarnego kota, wypada dodać. Wiecie już, że to się źle skończy, prawda?
Narratorem opowiadania jest mężczyzna, Anglik, podróżujący ze świeżo poślubioną żoną po kontynencie. Podczas wojaży spotkali oni Amerykanina, pana Hutchesona, który się do nich przyłączył. Razem zwiedzali Norymbergę, w tym okolice sławetnej Wieży Tortur, kiedy miał miejsce bardzo przykry wypadek: Hutcheson nieumyślnie doprowadził do śmierci małego, czarnego kotka. Jego matka była wściekła i zrozpaczona. Ale czy takie zwierzę może poważnie zaszkodzić człowiekowi?
Stoker sprawnie stopniował napięcie. Odgadnięcie zakończenia nie było trudne. Ale nawet wiedząc, co się za chwilę zdarzy, nie porzuciłam opowiadania i nie poczułam się znudzona. Wręcz przeciwnie. Scena, w której Amerykanin upierał się wypróbować na sobie Żelazną Dziewicę (co było jednocześnie śmieszne, szalone i straszne) była mistrzowsko skonstruowana. Wywarła na mnie o wiele większe wrażenie niż finał "Domu Sędziego", czyli innego znanego opowiadania Stokera.
W tekście można dopatrzyć się nawiązań do twórczości Edgara Allana Poe. Najbardziej oczywiste będzie chyba skojarzenie z opowiadaniem "Czarny kot". Kolor zwierzęcia (w obu historiach) też nie był bez znaczenia. Czarne koty kojarzą się przecież z pechem i czarami, a więc mogą być czymś więcej niż tylko miłym, domowym zwierzątkiem...
Ostatnie strony "Indianki" zapamiętam na długo. Właśnie, a skąd wziął się sam tytuł opowiadania? O to musicie zapytać pana Hutchesona. Chociaż wątpię czy zechce Wam odpowiedzieć...
Moja ocena: 5/6
________________
Źródło zdjęcia: http://skitterphoto.com/?portfolio=panther-cat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie krytyczne. Odpowiadam na nie, oczywiście jeżeli mam coś do powiedzenia na dany temat;)