Tekst można znaleźć w zbiorze "Opowiadania" /Mikołaj Gogol/, (Czytelnik, 1984 r.)
Wszystko zaczyna się niepozornie. Autor opisuje życie seminarzystów kijowskich (teologów, filozofów, retorów...). Robi to ze swadą i z humorem, w naprawdę interesujący sposób. Można sobie tylko zadać pytanie: gdzie tu groza? I gdzie ten wij, cokolwiek to jest?
W dalszej części opowiadania natrafiamy na opis wędrówki trzech seminarzystów po kraju. Są wakacje, a oni udają się do domu lub szukają pracy. Pewnego razu zabłądzili i w środku nocy znaleźli się sami w szczerym polu. Już powoli (choć niechętnie) godzili się z wizją noclegu w takich warunkach, kiedy ich oczom ukazały się światła. Czyżby chutor? Tak trafili do domu należącego do bardzo dziwnej i nieprzyjemnej staruszki. Staruszki, która szybko okazała się wiedźmą.
W kolejnej odsłonie tekstu jeden z bohaterów opisanej powyżej przygody, filozof Choma, otrzymuje niezwykłą ofertę: ma przez trzy noce modlić się nad ciałem córki pewnego gospodarza, za co zostanie sowicie wynagrodzony. Sprawa jest o tyle dziwna, że umierająca dziewczyna sama wyznaczyła go do tej roli, ale nikt z jej otoczenia nie zna Chomy. Sam filozof też nie ma pojęcia, kim była zmarła. Jednak wszystko się szybko wyjaśni a w dodatku okaże się, że cała sprawa ma związek z wydarzeniami opisywanymi na początku. A gdzie ten wij, zapytacie? Ano pojawi się, na samym końcu...
Pavel Orinyansky - ilustracja do "Wija" |
Mikołaja Gogola chyba nie trzeba przedstawiać? Autor na początku opowiadania umieścił dopisek, że jest ono wiernym odtworzeniem klechdy ludowej, którą kiedyś usłyszał. I rzeczywiście, "Wij" zawiera wiele elementów charakterystycznych dla tego rodzaju opowieści. Na podobne motywy trafiałam już wcześniej. Chociaż z postacią wija - dziwnego gnoma z powiekami sięgającymi do ziemi -spotkałam się chyba po raz pierwszy. Za to wiedźma wysysająca krew niewinnych ludzi od razu powinna budzić skojarzenia z wampirami, od dawna obecnymi w wierzeniach ludowych.
Tekst jasno i wyraźnie pokazuje, co może się zdarzyć kiedy zadrzesz z wiedźmą. I kiedy przestraszysz się za bardzo.
Nie wszystkim spodoba się natomiast sama forma opowiadania. Pewne dłużyzny i być może zbędne opisy, jakkolwiek bardzo dobrze skonstruowane, mogą znudzić żądnego wrażeń czytelnika. Za to wszyscy powinni docenić humor, z jakim opisane są poszczególne wydarzenia. Nawet samo zakończenie - dosyć tragiczne - zostało przedstawione w groteskowy sposób.
Muszę przyznać, że jedna scena niezwykle podziałała na moją wyobraźnię: fragment, w którym główny bohater czuwał w cerkwi przy ciele zmarłej. Pusta, zaniedbana świątynia, oświetlona gdzieniegdzie świeczkami. Noc. I trumna. Z której ktoś zaczyna się podnosić... To było naprawdę dobre!
Wij pojawił się, jak już wspominałam, na końcu i odegrał kluczową rolę w całej historii. Jednak w porównaniu do wcześniejszych scen, nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. A przecież miał być głównym strachem opowiadania...
Jeśli macie ochotę na opowieść ludową z lekkim dreszczykiem, sięgnijcie po "Wija". Pomimo pewnych cech tego opowiadania, które można uznać (choć niekoniecznie) za wady, warto. Takiego klimatu nie znajdziecie we współczesnych lekturach.
Zwiastun nowego filmu na podstawie opowiadania (poprzedni nakręcono w 1967 roku). Oczywiście twórcy dosyć luźno inspirowali się tekstem Gogola;) Ale zapowiada się interesująco.
Moja ocena: 4,5/6
Opowiadanie przeczytane również w ramach wyzwania "Groza z zamierzchłych czasów", w którym mogę brać udział dzięki uprzejmości Dominika, chociaż nie do końca spełniam wymagania;) Dziękuję!
O właśnie! Mnie zaintrygował tytuł, bo przy okazji jakiejś lektury o ludowych wierzeniach natknęłam się na postać Wija i w związku z tym chciałam przeczytać to opowiadanie. Niestety, zniechęcił mnie początek, wspomniane dłużyzny - i sobie zwyczajnie odpuściłam, jak widzę, niesłusznie. No cóż, może spróbuję jeszcze raz?
OdpowiedzUsuńZachęcam;) Tym bardziej, że tekst jest dosyć krótki. Wydaje mi się na tyle interesujący, że warto jakoś przebrnąć przez te dłużyzny;)
UsuńOd tego opowiadania odstrasza mnie humor :P Nie przepadam za połączeniem grozy i humoru, chociaż dopuszczam możliwość, że jestem po prostu uprzedzona do takich zabiegów. O "Wiju" pewnie będę pamiętać, ale na razie nie śpieszno mi do lektury.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie, żebyś nie brała udziału w wyzwaniach grozy :) W końcu zasady zawsze można trochę nagiąć :)
Rzeczywiście, niektórzy wolą grozę w czystej postaci;)
UsuńHaha;) Nie do końca spełniam warunki wyzwania, bo z klasyki czytam obecnie głównie krótsze teksty, a pojedyncze opowiadania się do całej akcji nie zaliczają. Ale Dominik był na tyle uprzejmy, że zrobił dla mnie wyjątek;)
Nie wiedziałam, że Mikołaj Gogol stworzył taką pozycję...
OdpowiedzUsuńNo proszę :) Przypomniałaś mi o Gogolu. Wija czytałam dość dawno, ale chętnie sobie odświeżyłam dzięki Twojej recenzji (a i chętnie odświeżę tekst). Uwielbiam ten klimat. Niepowtarzalny.
OdpowiedzUsuńTak, klimat jest świetny;) A ja mam teraz ochotę na film...
UsuńGogol najbardziej kojarzy mi się z "Martwymi duszami". Z tego,co wyczytałam u Ciebie, "Wij" to zupełnie inna tematyka, inny styl pisania. Nawet jestem ciekawa i czuję, że przy czytaniu sceny przedstawiającej czuwanie w cerkwi bardzo się wystraszę :)
OdpowiedzUsuńTak, "Wij" to coś innego. Nie wiem, czy ta scena może bardzo przestraszyć...ale ma klimat!;)
UsuńOooooo no to mnie poważnie zaintrygowałaś! Tą ludowością właśnie. Do tego Gogol! Nic tylko brać i czytać :) Lecę jutro do miejskiej biblioteki :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo ludowo;) Życzę miłej lektury;)
UsuńPrzywlekłam z biblioteki, teraz czekam na nastrój :D
UsuńHorror w wersji ludowej jest jak najbardziej pożądany, szkoda, że "Wij" nie jest w każdej bibliotece :(
OdpowiedzUsuńA powinien być!;)
UsuńSzczerze powiem, że samego opowiadania nie czytałem, choć Gogola oczywiście znam. Z tego co piszesz "Wij" to całkiem niezła folk-horrorowa przypowiastka. Koniecznie muszę ją jakoś przeczytać :)
OdpowiedzUsuńI już tak nie dziękuj za ten udział w wyzwaniu :D Dla mnie to sama przyjemność poznawać nowych fanów starego horroru ;)