Autor: Marek Hłasko
Tytuł: "Następny do raju"
Wydawnictwo: Da Capo
Rok wydania: 1994 (pierwsze wydanie w roku 1957)
Liczba stron: 253
"Przyjechałem tutaj, żeby wozić drzewo, a nie po to, żeby bawić się w grabarza"
Lata 50., górska baza zwózki drewna. Nie dość, że warunki w bazie są tragiczne (zwłaszcza zimą), że trafiają do niej same wyrzutki, ludzie którzy nigdzie indziej nie dostaną już pracy, to jeszcze samo zajęcie jest śmiertelnie niebezpieczne. Łatwo wypaść z wąskiej, śliskiej drogi i razem z samochodem wyładowanym drewnem runąć w przepaść. Wypadki są niezwykle częste. Dlatego pracujący w bazie Warszawiak, Apostoł, Orsaczek i Dziewiątka z niecierpliwością czekają na obiecane nowe samochody. Zamiast nich zjawia się przedstawiciel partii, Zabawa, który ma pilnować, żeby praca przebiegała zgodnie z planem. Sprowadza ze sobą nie tylko dodatkowego pracownika, ale też swoją żonę, Wandę, która desperacko pragnie wrócić do miasta i chwyta się każdego możliwego sposobu, żeby osiągnąć swój cel.
To jest właśnie baza - powiedział. - Nas czterech i ta nora. Do przedwczoraj był piąty, ale już dobija do raju. Jutro przyjedzie komisja, obejrzy tę kupę szmelcu i na pewno napisze, że kierowca poniósł śmierć z własnej winy. Tak robią za każdym razem.
Cała historia była mi już znana. A to dlatego, że wcześniej oglądałam film "Baza ludzi umarłych", będący jej ekranizacją. Do filmu przyciągnęło mnie głównie to, że reprezentował stare polskie kino (jest z 1958 roku) oraz że jego akcja rozgrywa się w Bieszczadach. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że Bieszczady są tam tylko z nazwy, a wszelkie plenery (widziałam to wyraźnie, w końcu znam swoje strony) kręcono zupełnie gdzie indziej. Jak się okazało - w Kotlinie Kłodzkiej. Pomijając ten szczegół, film niesamowicie mi się spodobał i do dzisiaj jest jednym z moich ulubionych. Już nie pamiętam, czy to dzięki niemu sięgnęłam po książki Hłaski, czy też poznałam tego pisarza już wcześniej. W każdym razie moja fascynacja tym polskim autorem trwa do dziś i w końcu sięgnęłam po "Następnego do raju", literacki pierwowzór "Bazy ludzi umarłych". I naprawdę nie żałuję.
Ta powieść ma wszystko, co charakterystyczne dla twórczości Hłaski - poczucie beznadziei, tragicznych bohaterów, próbujących wyrwać się ze środowiska w którym żyją (i którym się to nie udaje) oraz kobietę, która w ogóle nie jest postacią pozytywną. Realizmu dodaje jej fakt, że sam autor pracował przez krótki czas w podobnej bazie i dzięki temu wiedział, jak przedstawić warunki życia w takim miejscu.
To wciągająca literatura. I niesamowicie przygnębiająca zarazem. Bohaterów ciężko polubić, nie są kryształowi i wcale się z tym nie kryją. Niektórzy są niesamowicie cyniczni. Inni mają jeszcze marzenia, ale dobrze wiemy, że nie uda im się ich zrealizować. Chcą odjechać z bazy, ale zupełnie nie mają do czego wracać. Nie chcą być "następnymi do raju", następnymi, których zmiażdżone przez tony drewna i stali szczątki będą zbierać koledzy... a jednak mają świadomość, że prawdopodobnie taki właśnie los ich czeka.
Najbardziej poruszającą sceną, zarówno w książce jak i w filmie, jest moment pogrzebu jednego z bohaterów. Noc, mały kościółek, trumna z ciałem i pijani koledzy nieboszczyka. I śpiew, ale nie żaden psalm ani pieśń kościelna tylko coś zupełnie nie pasującego do sytuacji... a jednocześnie pasującego doskonale.
Ciężko mi napisać coś więcej o tej powieści. Proza Hłaski jest z jednej strony niezwykle szorstka, często wręcz brutalna, a jednocześnie niezwykle poruszająca. Jeśli czytaliście już coś jego autorstwa, na pewno wiecie o co chodzi. Do tej konkretnej historii mam wyjątkowo emocjonalny stosunek. I chociaż wiem, że nie wszystkim przypadnie ona do gustu, to i tak bardzo polecam. To w końcu zupełnie inne klimaty, niż tak często opisywane teraz na blogach nowości wydawnicze, modne thrillery czy gorące romanse. Ale warto sięgnąć po coś tego autora, a następnie obejrzeć ekranizacje. Jeśli o mnie chodzi, pozostaję nieuleczalną fanką zarówno Marka Hłaski, jak i starego, polskiego kina.
Moja ocena: 5/6
Czytałam już "Drugie zabicie psa" i kilka opowiadań, więc domyślam się, o co Ci chodzi. Polubiłam Hłaskę po przeczytaniu genialnej "Pętli". Ciekawa jestem, co śpiewano na pogrzebie. :)
OdpowiedzUsuńTego tutaj nie zdradzę;) Ale na pewno nie przyszłoby Ci to do głowy;)
UsuńNie czytałam jeszcze nic Hłaski, ale z lektury różnych opinii nt. jego twórczości powstało we mnie przeczucie, że jego proza mi się spodoba. Czy rzeczywiście? O tym mam nadzieję się - może w tym roku - przekonać. Nie wiem tylko tak naprawdę od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńHm, może od opowiadań? Jeśli będziesz miała ochotę, poszukaj zbioru "Pierwszy krok w chmurach".
UsuńNie czytałam i nie oglądałam. Widzę więc że mam sporo do nadrobienia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Co jakiś czas sięgam po opowiadania Hłaski. Są do bólu prawdziwe.
OdpowiedzUsuńDokładnie...
UsuńNie znam twórczości autora, ale jako że, w tym roku, chcę sięgać po nieznane mi gatunki i autorów, być może, wkrótce to się zmieni. 😊
OdpowiedzUsuńJestem u Ciebie po raz pierwszy, ale już wiem, że będą stałym gościem od teraz. ☺
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo mi miło, zapraszam;)
Usuń